Samotność w małżeństwie: Kiedy miłość znika.

newsempire24.com 16 godzin temu

Samotność w małżeństwie. Mąż odszedł do innej. Opowiadanie

Z Wojtkiem przeżyliśmy razem 20 lat. Bywało różnie – i lepiej, i gorzej. Ale ani razu nie żałowałam ani jednego dnia spędzonego u jego boku.

Zawsze starałam się być dobrą żoną – ugłaskana, uległa, bez sprzeciwu. Bo jak inaczej? Kobieta powinna być mądra, bo inaczej gwałtownie zostanie sama, a wokół niego kręciło się sporo samotnych rozwódek. Kilka razy wybaczyłam zdrady. Raz choćby Wojtek postanowił odejść. Ale powiedziałam, iż bez niego nie przeżyję. Przestraszył się i został.

Pił – no ale kto nie pija? Za to pracował i choć trochę, a pieniądze do domu przynosił. Wystarczało. Ja też harowałam na dwóch etatach. Tak się toczyło.

Gdy urodziła się córeczka, a ja siedziałam na macierzyńskim i nie mogłam zarabiać, Wojtek stał się jeszcze gorszy. Wyrzucał mi każdy kęs chleba i kazał oszczędzać. Na szczęście wróciłam do pracy i mogłam kupować wszystko sama – sobie i małej.

Pewnego razu wrócił nad ranem, niezupełnie trzeźwy. Gdy spytałam, gdzie był, wpadł w szał i zamachnął się na mnie. Milczałam, bo żona musi rozumieć – facet potrzebuje czasem odpoczynku od rodziny.

A potem już nie tylko się zamachnął. Chodziłam w ciemnych okularach, tłumacząc siniaki upadkiem na drzwi szafy.

I stało się to kolejny raz. I jeszcze raz. W końcu już regularnie. Lekarze, którzy łatali mi złamany nos i żebra, radzili zgłosić to na policję. Ale nie mogłam. W końcu Wojtek to moja miłość.

A gdybym to zrobiła, obraziłby się i odszedł.

A przecież mieliśmy dziecko, które potrzebuje ojca.

Choć córką mało się interesował. Wolałby syna. Ale drugie dziecko jakoś nie wychodziło, choć ja bardzo chciałam.

Gdy Kasia (tak miała na imię nasza córka) podrosła, zaczęła namawiać mnie do rozwodu. Tak, wiem – rzadkość, bo dzieci zwykle kochają rodziców bezwarunkowo. Ale ona bała się ojca, bo i jej czasem oberwało. Wojtek był naszym autorytetem – słuchałyśmy, ale nie zawsze udawało się uniknąć kary.

Mijały lata. Przekroczyłam czterdziestkę. Kasia wyprowadziła się z chłopakiem.

Mąż też się uspokoił – prawie ze mną nie rozmawiał, ignorował mnie. Przyzwyczaiłam się do tego. Kochałam go w milczeniu, choćby nie patrząc w stronę innych mężczyzn. Robiłam wszystko, by był zadowolony.

Pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej. Chodził po mieszkaniu zamyślony, jakby chciał coś powiedzieć.

– Wojtek, coś się stało? – zapytałam pierwsza.

Zawahał się.

– Wiesz co? Mam dość. Odchodzę!

Ziemia zatrzęsła mi się pod nogami. Złapałam się za krzesło.

– Jak to? Gdzie? A ja? A nasza rodzina?

– Jaka rodzina? – wrzasnął. – Spójrz na siebie! Przez całe życie się męczyłem! Teraz wreszcie będę żył dla siebie, z kobietą, która mnie docenia!

– Masz inną? – łzy polały mi się z oczu.

– A myślałaś, iż nie? Na ciebie bez łez nie spojrzę. Wyglądasz jak staruszka, a ja przecież przez cały czas jestem przystojnym facetem. Każda by mnie chciała! A ty mnie udręczyłaś swoją miłością!

Wojtek włożył płaszcz, chwycił torbę i wybiegł.

– Rzeczy jutro zabiorę! – rzucił już z klatki schodowej.

Tak skończyło się nasze 20-letnie małżeństwo.

Później dowiedziałam się, iż od trzech lat miał kochankę. I właśnie do niej odszedł.

Dziś skończyłam 50 lat. Od rozwodu minęło pięć, ale wciąż nie doszłam do siebie.

Były mąż przy podziale majątku walczył o każdą łyżkę. Zabrał wszystko, co się dało – poza mieszkaniem, które dostałam po mamie. To wszystko wydawało mi się snem. Jak to możliwe?

Przecież zrobiłam dla niego WSZYSTKO!

Dziś już rozumiem. Nie można żyć życiem drugiego człowieka. Nie wolno wybaczać krzywd, jeżeli ktoś nie żałuje. Nie wolno stawiać siebie niżej i wiecznie uginać karku. Nie wolno znosić upokorzeń i przemocy. A ja jeszcze córkę postawiłam na drugim miejscu! Teraz prawie ze mną nie rozmawia – wciąż ma żal o zmarnowane dzieciństwo.

Szkoda, iż zrozumiałam to tak późno!

Zegar w pokoju głośno tykał. Kolejne urodziny w samotności. Ale teraz wiem jedno – chcę przeżyć resztę życia w spokoju i radości. Bez oglądania się na kaprysy innych.

Zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Wojtek.

– Cześć, wracam na dobre. Zrozumiałem, iż jesteś najlepsza. Wpuścisz? – Uśmiechał się, jakby nigdy nic, z bukietem polnych kwiatków w ręce.

– Nie. Idź sobie i nie wracaj.

Zamknęłam drzwi. I wtedy poczułam, iż jestem gotowa – by pożegnać samotność i zacząć nowe życie. Tym razem tylko dla siebie.

PS. Ta historia wydarzyła się naprawdę – opowiedziała mi ją przyjaciółka.

A wy jak myślicie? Czy ona postępowała słusznie? Jak powinna zachowywać się kobieta w związku?

Idź do oryginalnego materiału