„Rozbawiło mnie: płacę alimenty na dzieci brata z pieniędzy, które były mąż płaci na moje dziecko?”

newsempire24.com 3 dni temu

Roześmiałam się: czyli ja z alimentów, które były mąż płaci na nasze dziecko, powinnam płacić alimenty za brata na jego dzieci?

Tu wybuchłam śmiechem. Czy na serio mam przeznaczać pieniądze, które dostaję od byłego męża na naszego syna, na utrzymanie dzieci mojego brata? Ale mama uważała, iż wszystko jest w porządku i powinnam pomóc bratu w potrzebie. Cała ta historia zaczęła się kilka lat temu, gdy moje życie i tak przypominało już skomplikowany serial.

**Rozwód i nowa rzeczywistość**
Rozstaliśmy się z mężem, gdy nasz syn miał pięć lat. Rozwód okazał się trudny: kłótnie, podział majątku, niekończące się sprawy sądowe. W efekcie zostałam z dzieckiem, a były mąż zobowiązał się płacić alimenty. Kwota, niestety, nie była imponująca — 25% jego oficjalnej pensji, która, jak to często bywa, była minimalna. W rzeczywistości zarabiał znacznie więcej, ale nie udało mi się tego udowodnić w sądzie. Żyliśmy więc skromnie: pracowałam w biurze, dorabiałam freelancingiem, a alimenty szły na przedszkole i zajęcia dodatkowe dla syna.

Mama zawsze mnie wspierała. Pomagała z dzieckiem, przynosiła zakupy, czasem dawała trochę pieniędzy. Ale miała jedno słabe miejsce — mojego młodszego brata, Krzysztofa. Ma 28 lat i ciągle wpada w jakieś tarapaty: to straci pracę, to zerwie z dziewczyną, to nabije długów. Mama uważała, iż ja, jako starsza siostra, powinnam go „ciągnąć”. Nie miałam nic przeciwko pomocy w drobnych sprawach, ale to, co wydarzyło się później, kompletnie mnie zaskoczyło.

**Brat i jego „sprawy rodzinne”**
Krzysztof ma dwoje dzieci z różnymi kobietami. Z pierwszą rozstał się, gdy ich córka miała dwa lata, z drugą — gdy syn skończył rok. Na oboje dzieci powinien płacić alimenty, ale, jak można się domyślić, tego nie robi. Pracuje na czarno, dorabia tu i ówdzie, a oficjalnie „nie ma nic”. Jego byłe partnerki składały pozwy, ale bez większego efektu — z pustego i Salomon nie naleje.

Pewnego dnia mama przyszła do mnie i oświadczyła: „Ewa, musisz pomóc Krzysiowi. Jego była grozi, iż złoży skargę za niepłacenie alimentów, może trafić do więzienia. Przecież nie chcesz, żeby twój brat siedział?”. Byłam zaskoczona: „Mamo, a ja co mam z tym wspólnego? Niech sam się martwi”. Ale mama już wszystko zaplanowała. Uparła się, iż powinnam przejąć obowiązek płacenia alimentów za Krzysztofa. W końcu mam dochód — alimenty od byłego męża — więc mogę z nich finansować jego dzieci.

**Absurdalna logika i rodzinny dług**
Na początku myślałam, iż to żart. Jak to — płacić za brata z pieniędzy, które są przeznaczone dla mojego syna? Ale mama mówiła całkiem poważnie. Powtarzała, iż powinnam „pomóc rodzinie”, iż Krzysio „wpadł w tarapaty”, a ja, jako starsza, powinnam go ratować. choćby przywoływała przykłady z młodości, jak sama pomagała rodzeństwu. Próbowałam tłumaczyć, iż to zupełnie inna sytuacja, iż u mnie każda złotówka jest na wagę złota, ale mama nie chciała słuchać.

Co więcej, najwyraźniej już porozmawiała z Krzysztofem, bo on też wydawał się zachwycony tym pomysłem. Zadzwonił do mnie i zaczął opowiadać, jak mu ciężko, jak go „zapędzili w kozi róg” i jak ja mogłabym „łatwo rozwiązać problem”. Byłam w szoku. Zapytałam: „Krzysiek, ty serio? Chcesz, żebym ja płaciła za twoje dzieci z pieniędzy, które idą na mojego syna?”. Odpowiedział: „No, Ewka, przecież wiesz, jak mi teraz źle. A masz wszystko ustabilizowane”.

**Moja decyzja i konsekwencje**
Odmówiłam. Stanowczo. Powiedziałam, iż nie zamierzam odbierać swojemu dziecku, żeby przykrywać nieodpowiedzialność brata. Mama się obraziła, mówiąc, iż jestem „egoistką” i „nie szanuję rodziny”. Krzysztof też był zły, twierdząc, iż „zostawiłam go na lodzie”. Przez kilka tygodni prawie nie rozmawialiśmy. Czułam się winna, ale jednocześnie wiedziałam, iż postąpiłam słusznie.

Ostatecznie Krzysiek jakoś sobie poradził: najwyraźniej dogadał się z jedną z byłych, żeby na razie nie składać skarg, a drugą po prostu ignoruje. Ale mama do dziś uważa, iż powinnam była „wczuć się w sytuację”. Czasem mi o tym przypomina, zwłaszcza gdy proszę ją o opiekę nad synem.

**Czego mnie to nauczyło**
Ta historia pokazała mi kilka rzeczy. Po pierwsze, nie można pozwalać rodzinie manipulować poczuciem obowiązku. Kocham bliskich, ale mam swoje priorytety — mój syn. Po drugie, warto pomagać tylko tym, którzy sami próbują rozwiązać swoje problemy. Krzysztof zaś przyzwyczaił się, iż mama i ja zawsze go ratujemy. Po trzecie, trzeba umieć mówić „nie”, choćby jeżeli to wywołuje urazy.

Teraz trzymam dystans wobec brata. Z mamą relacje powoli się poprawiają, ale jasno postawiłam granice — więcej nie wchodzę w takie układy. jeżeli mieliście podobne doświadczenia, podzielcie się, jak sobie radziliście? Jak stawiać granice z rodziną, żeby nie zniszczyć relacji, ale też nie dać się wykorzystywać?

Idź do oryginalnego materiału