Niektórzy lubią mówić: „Dobre, bo polskie”. Jeszcze inni wolą skwitować coś stwierdzeniem: „No jak na polskie, to fajne”. Bardzo miło wreszcie móc obejrzeć serial rodzimej produkcji, do którego żadne z tych powiedzonek się nie aplikuje. A tego właśnie dostarcza nam ostatni sezon Rojsta!
Rojst: Millenium, trzecia i ostatnia instancja serialu, zadebiutował na Netflixie 28 lutego. Od tego czasu niezmiennie pozostaje pod kątem oglądalności polskim numerem jeden. Nic w tym dziwnego, skoro od ponad pięciu lat czekaliśmy na rozstrzygnięcie tej niesamowicie angażującej historii. Tam, gdzie niekoniecznie zdjęcia są najpiękniejsze, gdzie scenariusz mógłby niedomagać czy fabuła mogłaby popadać w oklepane klisze, Rojst zawsze nadrabiał genialnie zbudowaną atmosferą. I to właśnie stanowi jego największą zaletę.
Fanserwis to rzecz ryzykowna. Nieodpowiednio zastosowany może zadusić najważniejsze aspekty produkcji, a sam zmienić się w zwykłe granie na nostalgii. Twórcom Rojsta to trudne zadanie jednak udało się na ocenę bardzo dobrą. Niemal wszystkie znane i lubiane postacie uzyskują jakąś postać szczęśliwego zakończenia lub chociaż realizacji swoich pragnień. Nie brakuje oczywiście smutniejszych akcentów, jednak na pewno nie można mówić o typowym, „słodko-gorzkim” zakończeniu. Chyba każdy z poruszonych w pierwszych dwóch sezonach wątków doczekuje się zręcznie wplecionej w fabułę konkluzji. Co za tym idzie, większość widzów, podobnie jak bohaterowie serii, uzyska wymarzone domknięcie.
Od samego początku Rojsta chwalono za świetną grę aktorską. Sezon trzeci nie tylko nie odstaje od poprzedników, a wręcz ich przewyższa. Wszyscy „starzy wyjadacze” okrzepli już w swoich rolach. Nowe twarze w produkcji wpasowały się w ten krajobraz niczym idealnie wykrojone puzzle. Niewątpliwie najjaśniej w Millenium świeci gwiazda aktorska Magdaleny Różdżki. Cisną się na usta heretyckie wręcz słowa, iż przyćmiła ona na ekranie choćby nieśmiertelnych Andrzeja Seweryna czy Janusza Gajosa. Anna Jass zyskuje pod wpływem przeżytej tragedii kolejne wymiary osobowości, które Różdżka odgrywa w sposób fenomenalnie zniuansowany. Niestety, trudno powiedzieć to samo o odgrywanym przez Dawida Ogrodnika redaktorze Zarzyckim. Tu postać ze świetnym potencjałem została kompletnie rozwodniona i sprowadzona do jednowymiarowej roli zrozpaczonego rodzica. W efekcie otrzymujemy średnio udaną powtórkę z Liama Neesona w Uprowadzonej. Podobnie redaktor Wanycz Andrzeja Seweryna też stracił swój impet, a został z niego tylko emocjonalnie wymęczony starzec.
Oczywiście, trudno wypowiedzieć się tu w samych superlatywach. Uderza pewne przyspieszenie fabuły, najpewniej związane z jej rychłym końcem. Część wątków kluczowych dla finałowego rozstrzygnięcia zostaje upchnięta w dwóch ostatnich odcinkach w dość chaotyczny sposób. Nie jest trudno w nich się połapać, ale w porównaniu z tempem akcji odcinków poprzednich widać tu dysproporcję. Być może lepiej wypadłoby to przy emisji jednego odcinka na tydzień, nie przy binge’owaniu serialu. Sztampowa jest też nieco konkluzja wybrzmiewająca w jednej z ostatnich scen finału, gdy Jass i Mika rozmawiają w samochodzie. Czy mają oni rację w tym, iż czegokolwiek byśmy dobrego nie robili, to zawsze gdzieś czai się ta większa, bardziej niebezpieczna ryba? Owszem. Czy w jakikolwiek sposób stanowi to wartość dodaną dla fabuły? Z tym jest nieco gorzej.
fot. Robert Pałka / Netflix
Serial we wcześniejszych sezonach w znacznie większej mierze opierał budowanie atmosfery o zgłębianie motywów ludzkich zachowań. Zapędzał się w zakątki ludzkiej duszy równie nieprzeniknione, mroczne i gęste co centralny dla fabuły las na Grontach. Rojst: Millenium zdaje się od tego odchodzić. Motywacje zabójców są w dużej mierze opowiadane nam przez innych bohaterów. Nie możemy ich namacalnie sami doświadczyć. W najlepszym razie widzimy sceny morderstwa w afekcie, do którego podbudowa psychologiczna też jest mniej wiarygodna niż można byłoby chcieć. To zdecydowany minus scenariusza, znacznie cięższego kalibru niż nieumiejętnie ucharakteryzowany na osobę pochodzenia Romskiego Janusz Gajos.
Trzeba jednak ostatecznie pochwalić serial za produkcję od strony technicznej, a zwłaszcza za przepiękne zdjęcia obrazujące lata 60. Soundtrack zawsze był mocną stroną Rojsta, i sezon 3. nie odbiega od tej tradycji. Wraz z kompletną, satysfakcjonującą konkluzją zarysowanych wcześniej wątków, Rojst: Millenium stanowi solidny koniec dla równie solidnej serii.
Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe