Matthias Glasner w "Symfonii o umieraniu" (2024) przekonuje (podobnie jak wielu polskich twórców), iż z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu. W kontrze do niego staje urodzony w Macedonii, a tworzący w Australii Goran Stolevski. W swoim zaledwie trzecim filmie portretuje mieszkający pod jednym dachem barwny kolektyw mierzący się z kryzysową sytuacją i niczym Hirokazu Koreeda w "Złodziejaszkach" (2019) szuka odpowiedzi na pytanie: co stanowi esencję podstawowej komórki społecznej – więzy krwi czy miłość?
Dita (Anamaria Marinca współpracująca już z reżyserem przy jego debiucie), pracownica socjalna, żyje w partnerskim związku z Romką Suadą (Alina Serban). Ich dom to tętniący ciągłymi interakcjami kołowrotek. Razem z kobietami mieszkają dwie córki Suady, sześcioletnia Mia (Dzada Selim) oraz nastoletnia, pyskata Vanesa (Mia Mustafi), a także Toni (Vladimir Tintor) i jego nowy, młody kochanek Ali (Samson Selim), poznany dzięki aplikacji "Gay Romeo". jeżeli jesteście introwertykami lub przedkładacie Bergmanowską ciszę nad akustyczne przebodźcowanie, nie mam dobrej wiadomości: tęczowa komuna z nadreprezentacją romskiej społeczności jest hałaśliwa i gadatliwa. Ale w niemal wszystkich wypowiedzianych tu słowach znajdziemy nie tylko odbicie osobliwych charakterów, ale także wzajemną troskę, choć mającą czasem chropowatą fakturę.
Bohaterki poznajemy w momencie, kiedy Sauda odbiera wyniki badania obrazowego informujące o zaawansowanym nowotworze trzustki. Widmo diagnostycznego wyroku zagęszcza już i tak intensywną atmosferę, każąc wszystkim przygotować się na odejście bliskiej osoby, żałobę i przetasowanie rzeczywistości. Dita, do tej pory nieodczuwająca instynktu macierzyńskiego, stanie w obliczu stworzenia córkom zmarłej partnerki nowego domu, czego nie ułatwi jej Vanesa, uporczywie broniąca granic swojego nastoletniego świata, odcinająca się emocjonalnie od reszty domowników i szukająca pocieszenia w najgorszych z możliwych miejsc. Dla Toniego wyzwaniem będzie wzięcie odpowiedzialności zarówno za najbliższych, jak i za swoje własne uczucia. Ali bowiem gwałtownie okaże się czymś więcej niż przygodą na jedną noc, a rutynę podrywania młodych chłopaków mężczyzna będzie musiał zastąpić autorefleksją nad swoim wiekiem ubraną w nagłe, przyszywane ojcostwo. Mimo początkowych zgrzytów i tarć, mających podłoże także w różnicach kulturowych, nie będzie można odmówić naszej gromadce zarówno dobrych chęci, jak i wzajemnej sympatii.
Stolevski odchodzi od estetyki swojego reżyserskiego pełnometrażowego debiutu, folkowego horroru "Nie będziesz sam" (2022), porzucając anturaż stylowej, mrocznej metafory na rzecz realizmu. Bliżej mu tu zatem do "W pewnym wieku", zrealizowanej również w 2022 roku queerowej opowieści o jednodniowym romansie. Macedończyk zresztą kuje żelazo póki gorące – trzy filmy na przestrzeni zaledwie dwóch lat to imponujący wynik. Szczególnie iż wykluwa się z nich własny styl opowieści – intensywny, emocjonalny, będący bardzo blisko bohaterów, portretujący przede wszystkim dynamikę relacyjną w obliczu niekontrolowanych warunków zewnętrznych, ale także stawiający w centrum audiowizualnej refleksji człowieka samego w sobie – jego naturę, emocje, wyrosłe na traumach lęki i niesłabnącą siłę do przekształcania zastanej rzeczywistości. Bierze też kolejny raz w opiekę banitów, ludzi dyskryminowanych, żyjących na marginesie społecznych norm, zmuszonych do walki o "swój kawałek podłogi".
"Razem z przypadku" jest jednak opowieścią dość konwencjonalną, grzęznącą miejscami w kliszach i sprawdzonych, ale zbyt oczywistych przepisach na punkty zwrotne. Brakuje tu twórczej odwagi i oryginalności, którymi Stolevski wręcz kipiał w swoim debiucie. A jednak afektywna szczerość i serce, które twórca ma dla swoich bohaterów, trzymają uwagę widza i pomagają przymknąć oko na to, co być może w innych warunkach nie uszłoby tak łatwo na sucho. Swoją opowieść reżyser podlewa zgrabnym, niewymuszonym humorem, równoważącym jej ciężar, a także oddającym koloryt postaci i absurdalność niektórych sytuacji. Narracyjna lekkość w konstruowaniu tej jakże słodko-gorzkiej mozaiki o przekraczaniu swoich emocjonalnych granic i nauce wzajemnego zaufania, każe wypatrywać jego kolejnych dzieł, z cichą nadzieją na powrót do oryginalnej stylistyki.
Dita (Anamaria Marinca współpracująca już z reżyserem przy jego debiucie), pracownica socjalna, żyje w partnerskim związku z Romką Suadą (Alina Serban). Ich dom to tętniący ciągłymi interakcjami kołowrotek. Razem z kobietami mieszkają dwie córki Suady, sześcioletnia Mia (Dzada Selim) oraz nastoletnia, pyskata Vanesa (Mia Mustafi), a także Toni (Vladimir Tintor) i jego nowy, młody kochanek Ali (Samson Selim), poznany dzięki aplikacji "Gay Romeo". jeżeli jesteście introwertykami lub przedkładacie Bergmanowską ciszę nad akustyczne przebodźcowanie, nie mam dobrej wiadomości: tęczowa komuna z nadreprezentacją romskiej społeczności jest hałaśliwa i gadatliwa. Ale w niemal wszystkich wypowiedzianych tu słowach znajdziemy nie tylko odbicie osobliwych charakterów, ale także wzajemną troskę, choć mającą czasem chropowatą fakturę.
Bohaterki poznajemy w momencie, kiedy Sauda odbiera wyniki badania obrazowego informujące o zaawansowanym nowotworze trzustki. Widmo diagnostycznego wyroku zagęszcza już i tak intensywną atmosferę, każąc wszystkim przygotować się na odejście bliskiej osoby, żałobę i przetasowanie rzeczywistości. Dita, do tej pory nieodczuwająca instynktu macierzyńskiego, stanie w obliczu stworzenia córkom zmarłej partnerki nowego domu, czego nie ułatwi jej Vanesa, uporczywie broniąca granic swojego nastoletniego świata, odcinająca się emocjonalnie od reszty domowników i szukająca pocieszenia w najgorszych z możliwych miejsc. Dla Toniego wyzwaniem będzie wzięcie odpowiedzialności zarówno za najbliższych, jak i za swoje własne uczucia. Ali bowiem gwałtownie okaże się czymś więcej niż przygodą na jedną noc, a rutynę podrywania młodych chłopaków mężczyzna będzie musiał zastąpić autorefleksją nad swoim wiekiem ubraną w nagłe, przyszywane ojcostwo. Mimo początkowych zgrzytów i tarć, mających podłoże także w różnicach kulturowych, nie będzie można odmówić naszej gromadce zarówno dobrych chęci, jak i wzajemnej sympatii.
Stolevski odchodzi od estetyki swojego reżyserskiego pełnometrażowego debiutu, folkowego horroru "Nie będziesz sam" (2022), porzucając anturaż stylowej, mrocznej metafory na rzecz realizmu. Bliżej mu tu zatem do "W pewnym wieku", zrealizowanej również w 2022 roku queerowej opowieści o jednodniowym romansie. Macedończyk zresztą kuje żelazo póki gorące – trzy filmy na przestrzeni zaledwie dwóch lat to imponujący wynik. Szczególnie iż wykluwa się z nich własny styl opowieści – intensywny, emocjonalny, będący bardzo blisko bohaterów, portretujący przede wszystkim dynamikę relacyjną w obliczu niekontrolowanych warunków zewnętrznych, ale także stawiający w centrum audiowizualnej refleksji człowieka samego w sobie – jego naturę, emocje, wyrosłe na traumach lęki i niesłabnącą siłę do przekształcania zastanej rzeczywistości. Bierze też kolejny raz w opiekę banitów, ludzi dyskryminowanych, żyjących na marginesie społecznych norm, zmuszonych do walki o "swój kawałek podłogi".
"Razem z przypadku" jest jednak opowieścią dość konwencjonalną, grzęznącą miejscami w kliszach i sprawdzonych, ale zbyt oczywistych przepisach na punkty zwrotne. Brakuje tu twórczej odwagi i oryginalności, którymi Stolevski wręcz kipiał w swoim debiucie. A jednak afektywna szczerość i serce, które twórca ma dla swoich bohaterów, trzymają uwagę widza i pomagają przymknąć oko na to, co być może w innych warunkach nie uszłoby tak łatwo na sucho. Swoją opowieść reżyser podlewa zgrabnym, niewymuszonym humorem, równoważącym jej ciężar, a także oddającym koloryt postaci i absurdalność niektórych sytuacji. Narracyjna lekkość w konstruowaniu tej jakże słodko-gorzkiej mozaiki o przekraczaniu swoich emocjonalnych granic i nauce wzajemnego zaufania, każe wypatrywać jego kolejnych dzieł, z cichą nadzieją na powrót do oryginalnej stylistyki.