W małym miasteczku na południu Polski, gdzie wąskie uliczki toną w zieleni lip, a letni upał ustępuje chłodnym wieczorom, Jadwiga i Wojciech żyli w małżeństwie już pięć lat. Ich przytulne dwupokojowe mieszkanie w centrum miasta było dla Jadwigi prawdziwą twierdzą, którą urządzała z miłością. ale pewnego pamiętnego wieczoru wszystko się zmieniło.
Wojciech wrócił z pracy i podczas kolacji zaczął opowiadać o kłopotach swoich rodziców. Wybudowali ogromny dwupiętrowy dom na przedmieściach, marząc o przestronnym życiu na emeryturze. Jednak zimą ich dom zamienił się w lodową pustkę: ogrzewanie pochłaniało wszystkie oszczędności, a emerytury ledwo starczały na życie. Teść z teściową, nie widząc innego wyjścia, postanowili poprosić syna i synową, by przyjęli ich na zimę. Usłyszawszy to, Jadwiga poczuła, jak krew napływa jej do skroni.
— Nie pozwolę, żeby twoi rodzice tu zamieszkali! — odcięła, ledwo powstrzymując gniew. — I ich psa też mi tu nie sprowadzaj! Nie jestem służącą, żeby sprzątać za wszystkimi i znosić ich humory. Kiedy my potrzebowaliśmy pomocy, twoja matka zatrzasnęła przed nami drzwi. Niech teraz zbiera owoce swoich decyzji!
Jadwiga spodziewała się kłótni, próśb, ale zamiast tego Wojciech, patrząc jej prosto w oczy, wypowiedział słowa, które zabrzmiały w jej sercu jak dzwon:
— Albo moi rodzice się do nas wprowadzą, albo się rozwodzimy!
W pokoju zapadła grobowa cisza. Jadwiga poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Nie mogła uwierzyć, iż mógł postawić ją przed takim wyborem. ale nie zamierzała ustąpić. Przyjąć teściową z jej ogromnym, kudłatym wilczurem, przyzwyczajonym do życia w przestronnej budzie, do ich ciasnego mieszkania? To przekraczało jej siły. Stosunki z matką Wojciecha zawsze były napięte: teściowa otwarcie gardziła synową, uważając ją za niegodną swojego syna. Myśl, iż ta kobieta zacznie rządzić w jej domu, doprowadzała Jadwigę do wściekłości.
— Twoi rodzice mają jeszcze dwoje dzieci — powiedziała zimno, zaciskając pięści. — Niech jadą do nich. Nie zamierzam poświęcać swojego spokoju dla ludzi, którzy mają mnie gdzieś. To mieszkanie jest moje i tylko ja decyduję, kto w nim zamieszka.
Przypomniała mężowi, jak jego rodzice chełpili się swoim domem, zbudowanym na pokaz, by zadziwić sąsiadów. Nie pomyśleli o rachunkach za ogrzewanie, a teraz ich problemy ma rozwiązywać ona? Nie, na to się nie zgodzi. Nie pozwoli, by jej życie zamieniło się w piekło przez czyjąś dumę.
Wojciech milczał, ale jego wzrok był pełen determinacji. Jadwiga rozumiała, iż ten ultimatum to nie puste słowa. Stała przed wyborem: ulec i stracić siebie albo bronić swoich granic, ryzykując małżeństwem. Serce jej pękało, ale wiedziała jedno: drogi powrotnej już nie ma.