Recenzja: Until Dawn (PlayStation 5)

konsolowe.info 1 tydzień temu
Zdjęcie: Recenzja: Until Dawn (PlayStation 5)


Remaster Until Dawn to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie tegorocznych premier i okazja, by po raz pierwszy zmierzyć się z historią ósemki przyjaciół w zimowej scenerii Blackwood Mountain.

Fabuła

Until Dawn to historia ósemki licealnych przyjaciół, która wyrusza na coroczną wyprawę do domku w Blackwood Mountain. Nie jest to jednak totalnie sielankowa wycieczka! Grupa wielokrotnie wspominać będzie Beth i Hannah, którę rok wcześniej z(a)ginęły tam w niewyjaśnionych okolicznościach.

Jakie mroczne sekrety kryje w sobie górska posiadłość i jej okolice? Kim jest zamaskowana postać, którą często zobaczymy kątem oka? No i przede wszystkim, co faktycznie stało się z Hanną?

To tylko część z czekających nas pytań i początek dość strasznej historii, w której rozlew krwi i ilość martwych ciał na koniec historii, będzie tylko w naszych rękach.

Rozgrywka

Jak i w innych tytułach Supermassive Games, tak i tu sterować będziemy wieloma postaciami i decydować o ich losie. Każdy z bohaterów będzie miał różne cechy, a ich interakcje z przyjaciółmi i otoczeniem, wpływać będą na rozgrywkę, podobnie jak QTE – Quick Time Events. Historia podzielona będzie na dziesięć rozdziałów, przerywanych rozmawami z psychologiem.

Podczas prologu, wcielając się w postać Beth, poznajemy powoli mechaniki gry. Podejmujemy pierwsze decyzje i zapoznajemy się z różnymi typami interakcji, między innymi tymi, które wykorzystują umiejętności kontrolera Dual Sense.

Wydarzenia oglądać będziemy z perspektywy trzeciej osoby, śledząc z bliska losy postaci, którą aktualnie sterujemy. Przygotujcie się jednak na sporą liczbę reżyserowanych scenek, w trakcie których często będziemy musieli kliknąć odpowiedni przycisk w niewielkim oknie czasowym.

Oczywiście rozgrywka to nie tylko klikanie pojedynczych przycisków! Czeka nas sporo łażenia i eksploracji, znajdywania przedmiotów, a także podejmowanie decyzji. Warto mieć też na uwadze, iż część konsekwencji zobaczyć możemy dopiero kilka rozdziałów historii dalej. System ten nazwano Efektem Motyla i wraz z postępem rozgrywki, będziemy mogli podejrzeć, jak rozwijają się poszczególne wątki dzięki naszym akcjom.

Choć Until Dawn to przede wszystkim horror, nie zabraknie tu także lżejszych wątków. Spora część naszych bohaterów to pary (Emily + Matt, Mike + Jess) albo osoby sobą wzajemnie zainteresowane (jak Chris i Ash), więc nie zabraknie romantycznych interakcji i rozmów o zabarwieniu erotycznym.

Postacie

W produkcjach Supermassive Games bardzo istotną częścią rozgrywki jest samo poznawanie bohaterów. Są oni unikatowi i ciekawi, choć nie zawsze stworzeni z myślą o tym, iż będziemy ich lubić. Mam wrażenie, iż nie ma tutaj uniwersalnej hierarchii i każdy z grających polubi się z ósemką w różnej „kolejności”. Podczas swojej rozgrywki starałam się skupić na pozytywnych zakończeniach dla Josha, Matta i Chrisa.

W obsadzie gry znajdziemy parę znanych nazwisk, jak Rami Malek (Mr. Robot, Bohemian Rhapsody), wcielający się w rolę Josha, czy Brent Dalton (Agents of S.H.I.E.L.D.) będący twarzą i głosem Mike’a. Pomiędzy rozdziałami spotkamy się także z psychologiem, dr Hillem, granym przez Petera Stormare’a (Lucyfer z Constantine’a).

Oprawa wizualna

Większość scen w Until Dawn będzie niestety ciemna, trochę ograniczając paletę kolorów. Poruszać będziemy się po nocnym zimowym lesie, tunelach kopalni czy samej posiadłości, oświetlonej jedynie lichym światłem. Wygląda to jednak naprawdę ładnie, widoki są świetne, szczególnie podczas szerszych ujęć na otwartym terenie, a modele postaci nie zostawiają wiele do życzenia. Zdecydowanie wyglądają na produkt obecnej technologii, nie tej sprzed dekady.

Z fajnych detali, chodząc po śniegu zostawimy w nim ślady! Dzięki temu łatwiej nam się będzie odnaleźć, gdy w trakcie spaceru rozpocznie się scenka, a kamera obróci się kilka razy, skupiając się na otoczeniu albo twarzach postaci. Kolejnym miłym szczegółem są odbicia w lustrach.

Interfejs i sterowanie

Podczas rozgrywki towarzyszy nam wręcz kinowy ekran, niezaburzony żadnymi ikonkami, co oczywiście wzmacnia immersję i filmowy klimat gry. Podczas QTE czy podchodząc do obiektów, z którymi możemy wejść w interakcję, pojawią się oznaczenia potrzebnych przycisków. Co ciekawe, znajdą się też momenty, w których wykorzystywać będziemy dotykowy ekran kontrolera! To było dla mnie totalnie nowe i w pierwszej chwili nie miałam pojęcia, czego gra ode mnie oczekuje.

Znajdując na mapie przedmioty, niektóre z nich odblokują kawałki wspomnień, wskazówki lub wizje przyszłości. Totemy, których na mapie jest całkiem spora ilość, podzielone będą na kilka grup i czasem pokażą nam coś dobrego, głównie jednak przestrzegając przed śmiercią i czającymi się niebezpieczeństwami.

Ułatwienia dostępu

W ustawieniach gry znajdziemy dość sporo opcji dostosowania jej do siebie. Pojawi się tam między innymi możliwość zmiany interakcji dostępnych jedynie na kontrolerze Dual Sense na inne, przez co wciąż będziemy mieć możliwość gry z użyciem innego pada. W moim przypadku jest to Victrix Pro BFG z możliwością zmiany pozycji lewego analoga.

Podobnie, w ustawieniach znajdziemy także dość zaawansowane opcje ułatwienia dostępu. Pozwolą nam one na ułatwienie QTE przez limitowanie ich do jednego klawisza, zawsze pomyślną interakcję czy zwiększony (lub wyłączony) limit czasowy. Dzięki wielu dostępnym tu opcjom, będziemy mogli cieszyć się rozgrywką na własnych zasadach i bez specjalnej presji.

Wrażenia

To było moje pierwsze spotkanie z Until Dawn, które planowałam sprawdzić od czasu, gdy w moim domu pojawiło się PS4. I choć przez lata nie udało mi się zagrać, skutecznie uniknęłam też spoilerów. Dzięki temu do rozgrywki podchodziłam nie wiedząc praktycznie nic. Była to więc dla mnie po prostu nowa gra Supermassive. Nowa historia opowiedziana przez studio, które pokochałam za Quarry i serię Dark Pictures. Nie spodziewajcie się więc porównań z oryginałem.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę grając, była spora ilość scenek. Dużo fabuły do przetrawienia (na szczęście ciekawej), dużo imion, cech i relacji do zapamiętania. Wraz z eksploracją dowiadywać będziemy się więcej o bohaterach i ich historii, zarówno ze znalezionych notatek i przeprowadzonych rozmów, jak i „czytając” przedstawione nam sceny. Przyznam szczerze, iż bardzo mi się to podobało.

Później pojawia się sama rozgrywka. Podobała mi się spora dowolność w eksploracji, choć nie brakowało zamkniętych drzwi, czy zablokowanych przejść. Wciąż jednak daleko było do wrażenia, iż gra prowadzi nas wszędzie za rączkę! A samo błąkanie się często nagradzane było totemem przedstawiającym wizję potencjalnej przyszłości lub innym interaktywnym przedmiotem. Nie wiem, jak Wy, ale ja w takich grach uwielbiam zerknąć w każdy możliwy kąt.

To jednak moment, kiedy muszę wspomnieć samo tempo poruszania się. Bo poza chwilami, gdy bieg jest jedyną opcją, mamy do wyboru tylko bardzo spacerowe tempo. Mam wrażenie, iż lekki trucht wciąż nie popsułby tu nastroju, nie zaburzył klimatu, jednocześnie minimalnie skracając czas nudniejszej rozgrywki.

Ale! Sama historia? O kurczę. Nie wiedziałam, iż będzie to takie krwawe, iż spotkamy kryptidy, a podejrzanych postaci nie będzie trzeba tak daleko szukać. Fabuła jest dość wartka, a tempo przyspiesza, szykując dla nas coraz więcej atrakcji. Bardzo cieszyłam się, iż udało mi się uniknąć spoilerów przez poprzednią dekadę, więc wielkie fabularne odkrycia szokowaly i mnie.

Podsumowanie

Powiem Wam, iż grało mi się w to naprawdę świetnie. Całkiem sporo godzin rozgrywki (w moim tempie ponad 10), bardzo interesująca historia, a do tego tyle ruchomych części wpływających na rozwój wydarzeń. To tytuł do którego na pewno niedługo wrócę, podejmując inne decyzje i skupiając się na innych postaciach. Bo wiecie, jest trofeum za ocalenie wszystkich, którzy mogą przeżyć tę koszmarną noc. Mam też jeszcze trochę historii do odkrycia i parę wskazówek do odnalezienia. Idealnie.

Until Dawn to dla mnie przede wszystkim bardzo klimatyczna opowieść, świetna na dwa-trzy dłuższe jesienne (lub zimowe) wieczory, gdy za oknem wcześnie robi się ciemno. Nie dość, iż sam klimat do tego pasuje, mroczny i ciężkawy, to jeszcze sama gra jest po prostu ciemna, więc grając po zmierzchu wydobędziemy z tła znacznie więcej detali, jeszcze lepiej wsiąkając w historię.

Ciężko opowiedzieć więcej o tym, jak toczy się historia, bo bardzo bardzo dużo zależy od naszych decyzji, więc dla wielu z nas przygoda ta skończy się wyraźnie inaczej.

Grę do recenzji dostarczyło PlayStation.

Until Dawn oryginalnie zadebiutowała na PlayStation 4 w 2015 roku. Za remake odpowiada studio Ballistic Moon i ukazał się on na PlayStation 5 i PC 4 września.

W kwietniu 2025 w kinach pojawi się ekranizacja pod tym samym tytułem.

Idź do oryginalnego materiału