Recenzja: The Lord of the Rings: Return to Moria [PS5]

konsolowe.info 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: The Lord of the Rings: Return to Moria [PS5]


W tym miesiącu świętowaliśmy dwudziestolecie filmu Władca Pierścieni: Powrót Króla. Cała filmowa trylogia Petera Jacksona pozostaje do dziś jednym z największych dzieł filmowych. Fani regularnie powracają do swoich ulubionych filmów, koniecznie w wersji reżyserskiej. Szkoda, iż dwie dekady później świat Tolkiena nie jest równie dobrze reprezentowany. Zarówno ostatnie filmy i seriale, jak i gry nie spotkały się z ciepłym przyjęciem. A gra Gollum to już w ogóle zbiera nagrody za najgorszą pozycję roku. Czy Return to Moria ma szansę zmienić ten stan rzeczy?

Powrót do Kopalni

W grze The Lord of the Rings: Return to Moria wcielamy się w postać krasnoluda, który jest członkiem wyprawy, której celem jest odbicie kopalni Moria. Akcja gry toczy się po wydarzeniach z Władcy Pierścieni, w Czwartej Erze Śródziemia. Szefem ekipy jest znany i lubiany krasnolud Gimli. Głosu tej postaci udziela nie kto inny, jak John Rhys-Davies, czyli aktor, który grał tę postać w filmach. Jego charakterystyczny głos od jest rozpoznawalny od pierwszych sekund rozgrywki. Przyznam się wam szczerze, iż nie śledziłem materiałów przedpremierowych, więc udział aktora w projekcie był dla mnie zaskoczeniem. Niezwykle miłym zaskoczeniem.

Po utworzeniu naszej postaci rozpoczyna się nasza przygoda. Zanim ekipie krasnoludów uda się otworzyć wrota do kopalni nasza postać wpada do dziury i budzi się w środku ciemności. gwałtownie musimy włączyć tryb przetrwania, zebrać pierwsze składniki następnie zbudować swoje pierwsze schronienie.

Kopalnia, wydawać by się mogło, to dość monotonne miejsce. Twórcy jednak zadbali tu o pewną różnorodność, więc co jakiś czas smutne i szare korytarze zastąpiono innego rodzaju atrakcjami. Ucieszą się też fani tego uniwersum, bo tu i ówdzie rozsiano różnego rodzaju atrakcje czy mrugnięcia okiem do fanów. Odwiedzenie miejsc, przez które przedarła się Drużyna Pierścienia to zdecydowanie jeden z fajniejszych elementów tej produkcji.

W kółko to samo

Czeka nas cała kopalnia do zwiedzenia. Będziemy zbierać materiały, z których będziemy tworzyć nowe przedmioty. Te z kolei pomogą nam pójść dalej i zebrać kolejne materiały. I tak w kółko. Jest to klasyczny i powtarzalny schemat rozgrywki znany z gier typu survival. Szkoda, iż gra kilka oferuje oprócz tej pętli. Zbieranie jest tutaj celem samym w sobie i po pewnym czasie staje się żmudne i monotonne.

Nie pomaga w tym też kiepski system walki. Powiedzieć, iż jest prosty to jak nic nie powiedzieć. Zasadniczo możemy tutaj wykonać jeden atak, blok i unik. Walki z przeciwnikami zamieniają się w kolejną żmudną czynność, która nie daje żądnej satysfakcji. Staje się nudnym klepaniem tych samych przeciwników, aż ci wreszcie padną. Każda walka wygląda identycznie, choćby pomimo faktu, iż walczymy z różnymi przeciwnikami. Wilki, nietoperze czy różnego rodzaju gobliny to część z adwersarzy, z którymi się zmierzymy. Ale koniec końców wszystkie starcia wyglądają identycznie.

A tej monotonnej walki jest niestety sporo. Po kopalni pałętają się różne żyjątka czy grupy goblinów. Nocą jest ich jeszcze więcej, dlatego trzeba pamiętać, by powrócić do schronienia po zmierzchu. Nie zawsze nas to uratuje, bo wędrowne grupy goblinów zaatakują nas od czasu do czasu, wybudzając ze snu.

Kopalnia błędów

Oprawa graficzna tytułu jest poprawna. Nie jest to gra, która zapisze się w historii jako najładniejsza produkcja na rynku, ale ma swój klimat. Twórcy zdecydowali się na odrobinę komiksową stylizację, przez co całość ma swój urok. Szkoda, iż mimo dość prostej opary nie obyło się bez błędów.

Gra na PS5 potrafi momentami chrupnąć. Nie są to może dramatyczne spadki płynności, ale idzie je zauważyć. W dodatku problemem jest doczytywanie się tekstur i innych pomieszczeń. Przechodząc z jednej części kopalni do drugiej, napotkamy często na niewidzialne ściany, za którymi dalsza część etapu musi się doczytać.

Gra pozwala nam tworzyć własną bazę, budować ściany czy inne konstrukcje. Szkoda tylko, iż sam system rozmieszczania tych przedmiotów w kopalni woła o pomstę do nieba. Postawienie pochodni na ścianie czy umieszczenie drewnianego podestu dokładnie tam, gdzie chciałem, było momentami zbyt wielkim wyzwaniem.

Podróż w nieznane

The Lord of the Rings: Return to Moria to tytuł, który bierze kilka pomysłów z popularnego w tej chwili gatunku gier survivalowych. Łączy je w całość i polewa odrobiną sosu z marki Władca Pierścieni. I zasadniczo gdyby właśnie nie ta marka, to gra ta zginęłaby gdzieś na półce między dziesiątkami innych, lepszych produkcji.

Zresztą sama marka kilka tutaj poprawia, bo choć miło jest usłyszeć znów głos Gimliego czy zobaczyć kilka mrugnięć okiem do fanów książek i filmów, to ostatecznie jest to bardzo średni tytuł. Jest to zdecydowanie lepsza gra niż Gollum, ale wciąż poziom jest bardzo niski. To szkoda, bo w czasach swojej świetności gry z serii Włądca Pierścieni były bardzo dobre. Na PS2 mieliśmy świetne Dwie Wierze czy Powrót Króla. Trzecia Era była ciekawą wariacją i pokazywała jak zachodni twórcy mogą wziąć na tapet grę jRPG. Później mogliśmy budować armie w serii Bitwa o Śródziemie. choćby wydane na poprzedniej generacji Cień Mordoru i Cień Wojny, choć podpadły wielu fanom pod względem wierności książek, to rozgrywkę miały niezwykle satysfakcjonującą.

Niestety takiej jakości nie doświadczymy w Return to Moria. To gra adekwatnie jedynie dla największych fanów gier o przetrwaniu oraz świata Władcy Pierścieni. Potencjał był spory, a wyszło, jak wyszło.

Grę do recenzji udostępniło Plaion Polska.

Rozgrywka

Idź do oryginalnego materiału