Jak pisze w swojej recenzji Gabriel Krawczyk, serial "Świt Ameryki" autorstwa Petera Berga pokazuje, że: "W roku 1857 życie między Missisipi a Kalifornią to nie rurki z kremem". "O terytorium Utah walczy każdy z każdym" – czytamy dalej. Jak więc wyglądał podbój kontynentu na przykładzie losów bohaterów "Świtu Ameryki" i czy serial trzyma się prawdy historycznej? Poniżej znajdziecie fragment naszej recenzji, a cała jest już dostępna na karcie serialu POD LINKIEM TUTAJ.
W głównych rolach m.in. Betty Gilpin, Shea Whigham i Taylor Kitsch. Są też nawiązania do "Zjawy" Iñárritu, ale o tym przekonacie się, oglądając serial.
Make America Great
autor: Gabriel Krawczyk
W roku 1857 życie między Missisipi a Kalifornią to nie rurki z kremem. Raczej dawno przesmażony befsztyk: przyciągający muszyska, tak chropawy, iż trudno go przepchnąć przez gardło. "Świt Ameryki" przenosi widzów Netfliksa do Dzikiego Zachodu, który wreszcie na ów epitet zasługuje. Sześcioodcinkowy serial stanowi przypomnienie prawdy dla wielu oczywistej, przez cały czas jednak konkurującej z popkulturowym mitem. Chodzi mianowicie o tę prawdę, iż podbój kontynentu ze szlachetnością nie miał wiele wspólnego, a amerykańskie państwo wyrosło na glebie nasiąkłej krwią wielu nacji i etnosów. Scenarzysta Mark L. Smith i reżyser/producent Peter Berg wiedzą także, iż od pojedynków na rewolwery praktyczniejszy był wówczas nóż wbijany w plecy, a ostatni sprawiedliwi najczęściej szli do piachu.
Twórcy celują w mapę i oś czasu w tyle konkretnie, by mocna gatunkowa tożsamość "Świtu Ameryki" – z brutalnością jako prawem i zasadą – nie rozpasała go do groteskowych kształtów "Mad Maksa: Na drodze gniewu". Fabularny punkt wyjścia, czyli krwawy epizod z dziejów rodzącego się narodu zwany masakrą pod Mountain Meadows, ujawnia przyświecający filmowcom wymóg historycznej wiarygodności. Jednocześnie panorama zderzających się ze sobą (także fikcyjnych) postaci zapewnia ujście emocjom. Często tym najprostszym. Pewnie dlatego to uniwersum wciąga tak mocno.
O terytorium Utah walczy każdy z każdym. Mormoni (samozwańczy właściciele tej ziemi, którzy z religii uczynili sobie polityczne narzędzie), coraz liczniejsze karawany migrantów ze wschodu, skonfliktowana wewnętrznie rdzenna ludność Pajutów i Szoszonów oraz Armia Stanów Zjednoczonych. Jak w tej anarchii przetrwać? W Utah połowy XIX wieku najdłuższe na świecie trasy kolejowe wciąż są zbyt krótkie, by przejechać przez górzyste, rzadko zaludnione tereny. Działające z doskoku państwowe instytucje szwankują, zamiłowanie do "uzbrojonej samopomocy" ma się dobrze, a wymarzone wolność i bogactwo chowają się tam, gdzie zachodzi słońce. Tutaj bieda, błoto i bród. Topór wojenny zakopuje się wraz z wrogiem, ideały gdzieś sobie poszły, w pobliżu czają się za to wilki i łowcy nagród.
Całą recenzję serialu "Świt Ameryki" można przeczytać na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ.
Matka i jej syn uciekają przed przeszłością i nawiązują bliskie relacje z innymi ludźmi rzuconymi na Dziki Zachód, gdzie duch wolności jest świadkiem rozlewu krwi.
W głównych rolach m.in. Betty Gilpin, Shea Whigham i Taylor Kitsch. Są też nawiązania do "Zjawy" Iñárritu, ale o tym przekonacie się, oglądając serial.
***
Recenzja serialu "Świt Ameryki" | platforma Netflix
Make America Great
autor: Gabriel Krawczyk
W roku 1857 życie między Missisipi a Kalifornią to nie rurki z kremem. Raczej dawno przesmażony befsztyk: przyciągający muszyska, tak chropawy, iż trudno go przepchnąć przez gardło. "Świt Ameryki" przenosi widzów Netfliksa do Dzikiego Zachodu, który wreszcie na ów epitet zasługuje. Sześcioodcinkowy serial stanowi przypomnienie prawdy dla wielu oczywistej, przez cały czas jednak konkurującej z popkulturowym mitem. Chodzi mianowicie o tę prawdę, iż podbój kontynentu ze szlachetnością nie miał wiele wspólnego, a amerykańskie państwo wyrosło na glebie nasiąkłej krwią wielu nacji i etnosów. Scenarzysta Mark L. Smith i reżyser/producent Peter Berg wiedzą także, iż od pojedynków na rewolwery praktyczniejszy był wówczas nóż wbijany w plecy, a ostatni sprawiedliwi najczęściej szli do piachu.
Twórcy celują w mapę i oś czasu w tyle konkretnie, by mocna gatunkowa tożsamość "Świtu Ameryki" – z brutalnością jako prawem i zasadą – nie rozpasała go do groteskowych kształtów "Mad Maksa: Na drodze gniewu". Fabularny punkt wyjścia, czyli krwawy epizod z dziejów rodzącego się narodu zwany masakrą pod Mountain Meadows, ujawnia przyświecający filmowcom wymóg historycznej wiarygodności. Jednocześnie panorama zderzających się ze sobą (także fikcyjnych) postaci zapewnia ujście emocjom. Często tym najprostszym. Pewnie dlatego to uniwersum wciąga tak mocno.
O terytorium Utah walczy każdy z każdym. Mormoni (samozwańczy właściciele tej ziemi, którzy z religii uczynili sobie polityczne narzędzie), coraz liczniejsze karawany migrantów ze wschodu, skonfliktowana wewnętrznie rdzenna ludność Pajutów i Szoszonów oraz Armia Stanów Zjednoczonych. Jak w tej anarchii przetrwać? W Utah połowy XIX wieku najdłuższe na świecie trasy kolejowe wciąż są zbyt krótkie, by przejechać przez górzyste, rzadko zaludnione tereny. Działające z doskoku państwowe instytucje szwankują, zamiłowanie do "uzbrojonej samopomocy" ma się dobrze, a wymarzone wolność i bogactwo chowają się tam, gdzie zachodzi słońce. Tutaj bieda, błoto i bród. Topór wojenny zakopuje się wraz z wrogiem, ideały gdzieś sobie poszły, w pobliżu czają się za to wilki i łowcy nagród.
Całą recenzję serialu "Świt Ameryki" można przeczytać na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ.
serial "Świt Ameryki" – fabuła i zwiastun
Matka i jej syn uciekają przed przeszłością i nawiązują bliskie relacje z innymi ludźmi rzuconymi na Dziki Zachód, gdzie duch wolności jest świadkiem rozlewu krwi.