[Recenzja] James Brown - "Sex Machine" (1970)

pablosreviews.blogspot.com 2 tygodni temu


Cykl wakacyjny #5

Zasługi dla rozwoju muzyki nie zawsze - adekwatnie to niezbyt często - idą w parze z prawdziwym sukcesem komercyjnym. Z Jamesem Brownem sprawa ma się jednak całkiem inaczej. Artysta jest jedną z największych ikon popu, autorem wielu singlowych i płytowych hitów, a zarazem prekursorem kilku nowych stylów Jako jeden z pierwszych łączył ekstatyczny śpiew gospel z energią rhythm and bluesa, w wyniku czego powstała muzyka soul; on sam zaś zyskał przydomek ojca chrzestnego soulu. Następnie już samodzielnie postanowił położyć większy nacisk na groove i bardziej tameczną rytmikę, tworząc stylistykę funku. W twórczości Browna można też doszukać się korzeni hip-hopu; jest zresztą ponoć najczęściej samplowanym twórcą. Zasłynął także jako charyzmatyczny wokalista i frontman - jego ekspresyjne występy były prawdziwym show, tak chętnie kopiowanym póżniej przez rockmanów. Był też w końcu najciężej pracującym człowiekiem w branży, w latach 60. wydając po 4-5 albumów z premierowym materialem rocznie.

Biorąc pod uwagę, iż to właśnie pełne energii, spontanu, a zarazem wykonawczej precyzji koncerty były esencją Jamesa Browna, a płyty studyjne najczęściej zbierają kawałki pisane i nagrywane w pośpiechu - są oczywiście wyjątki, jak ceniony "The Payback" - dobrym pomysłem jest sięgnięcie najpierw po jedną z jego koncertówek. Najbardziej oczywistą rekomendacją byłby "Live at the Apollo" z 1963 roku. Rzecz to kultowa i historycznie ważna: pierwszy album zarejestrowany na żywo, jaki okazał się prawdziwym sukcesem komercyjnym, utrzymując się przez 66 tygodni wśród najlepiej sprzedających się płyt w Stanach, choć najwyżej notowany na 2. miejscu. To także cenny dokument z czasów największej popularności Browna, tuż przed tym, jak publiczność i krytycy odwrócili się w stronę rocka. Nie jestem jednak miłośnikiem tamtej płyty, przeszkadza mi jej bootlegowe brzmienie, nie do końca przekonuje też ta estetyka wczesnego soulu, ze sztampowym rhythm'n'bluesowym akompaniamentem, choć żarliwy wokal lidera niewątpliwie jest tam sporym atutem.

Czytaj też: [Recenzja] Parliament - "Mothership Connection" (1975)

Stąd też mój wybór na pierwszą recenzję Jamesa Browna padł na późniejszy, dwupłytowy "Sex Machine", gdzie estetyka funku jest już w pełni ukształtowana. Przy czym to taki częściowo fejkowa koncertówka. Cała pierwsza płyta i jeden utwór z drugiej to w rzeczywistości nagrania studyjne, do których dodano pogłos i odgłosy publiczności. Wykorzystano choćby wydane wcześniej na singlach rejestracje "Brother Rapp" oraz "Lowdown Popcorn" (ten pierwszy na potrzeby małej płyty pocięto na dwie części, tu jest w całości).Większość tego materiału powstała jednak specjalnie na potrzeby "Sex Machine", zarejestrowana podczas sesji 23 lipca 1970 roku w Cincinnati. Liderowi towarzyszył wówczas niemal zupełnie nowy zespół, w składzie którego znalazł się m.in. basista Bootsy Collins, późniejszy muzyk Parliament-Funkadelic. Koncertowe nagrania, z innymi sidemanami, pochodzą natomiast z występu w Bell Audytorium w Auguście, w stanie Georgia (obecnie James Brown Arena), 1 października 1969 roku. Co dziwne, do nich także zdecydowano się dodać pogłos oraz dodatkowe oklaski.

Różnice pomiędzy nagraniami ze studia i sali koncertowej sprowadzają się jednak głównie do brzemienia - w tych pierwszych bardziej klarownego, przestrzennego, a skompresowanego w drugich. W obu przypadkach wykonanie jest tak samo zaangażowane, przy zachowaniu jamowego luzu. Świetnie słychać to na przykładzie blisko 11-minutowego "Get Up I Feel Like Being a Sex Machine", ale też "Give It Up Or Turnit a Loose", "I Don't Want Nobody to Give Me Nothing", "There Was a Time" czy "Mother Popcorn", gdzie ekspresyjnym partiom wokalnym lidera towarzyszy dość repetycyjny, ale gęsty, intensywny, różnorodny brzmieniowo i funkowo rozbujany akompaniament. Przypomina to raczej jakiś hipnotyczny rytuał niż występ soulowej kapeli. Do najbardziej ekspresyjnych i ekscytujących fragmentów należy też interpretacja hitu "It's a Man’s Man's Man's World", tutaj bez ckliwej orkiestracji, za to z jeszcze bardziej zdesperowanym śpiewem i ostrzejszymi wejściami dęciaków. Natomiast do swoich rhythm'n'bluesowych korzeni artysta wraca w energetycznym wykonaniu swojego pierwszego przeboju, "Please, Please, Please". Ale na płytach nie brakuje bardziej stonowanych momentów, jak pogodny, wakacyjny instrumental "Spinning Wheel" - z Brownem grającym na organach i z jazzową solówką saksofonu - czy ballady: pełna soulowego żaru "Bewildered" oraz zachowująca staromodny nastrój przeróbka "If I Ruled the World".

Czytaj też: [Recenzja] Sly & The Family Stone - "Stand!" (1969)

"Sex Machine" pokazuje Jamesa Browna w jego żywiole, niezależnie od tego, co są to nagrania faktycznie zarejestrowane na scenie, czy próba oddania tej koncertowej energii i atmosfery w warunkach studyjnych. Siłą rzeczy mniej przekonują te dwa kawałki nagrane z myślą o singlach, a dopiero później zaadaptowane na potrzeby tego wydawnictwa - zwłaszcza instrumental "Lowdown Popcorn", bo "Brother Rapp" nadrabia pełnym pasji śpiewem lidera. Charakterystyczny, funkowy styl Browna na tym albumie jest już w pełni ukształtowany, a on sam pozostawał wówczas w szczytowej formie. Zresztą także towarzyszący mu instrumentaliści grają tu z takim zaangażowaniem, jakby miało nie być jutra. W docenieniu tych wysiłków pomaga całkiem dobre brzmienie, choć doklejona publiczność czasem jest zbyt nachalna i nienaturalna, co może trochę psuć odbiór, ale nie umniejsza samej muzyce.

Ocena: 9/10


James Brown - "Sex Machine" (1970)

LP1: 1. Get Up I Feel Like Being a Sex Machine; 2. Brother Rapp (Part I & Part II); 3. Bewildered; 4. I Got the Feelin'; 5. Give It Up or Turnit a Loose
LP2: 1. I Don't Want Nobody to Give Me Nothing (Open Up the Door I'll Get It Myself); 2. Licking Stick - Licking Stick; 3. Lowdown Popcorn; 4. Spinning Wheel; 5. If I Ruled the World; 6. There Was a Time; 7. It's a Man's Man's Man's World; 8. Please, Please, Please; 9. I Can't Stand Myself (When You Touch Me); 10. Mother Popcorn

Skład: James Brown - wokal, pianino (LP1: 1), organy (LP2: 4); Clayton "Chicken" Gunnels - trąbka (LP1: 1,3-5); Darryl "Hassan" Jamison - trąbka (LP1: 1,3-5); Robert "Chopper" McCollough - saksofon tenorowy (LP1: 1,3-5); Bobby Byrd - organy (LP1: 1,3-5), dodatkowy wokal (LP1: 1); Phelps "Catfish" Collins - gitara (LP1: 1,3-5); William "Bootsy" Collins - gitara basowa (LP1: 1,3-5); John "Jabo" Starks - perkusja (LP1: 1, LP2: 1,2,4-10); Clyde Stubblefield - perkusja (LP1: 3-5, LP2: 1,2,4-10); Johnny Griggs - kongi (LP1: 3-5); Joseph Davis - trąbka (LP2: 1,2,4-10); Richard "Kush" Griffith - trąbka (LP2: 1,2,4-10); Fred Wesley - puzon (LP2: 1,2,4-10); Maceo Parker - saksofon tenorowy i organy (LP2: 1,2,4-10); Eldee Williams - saksofon tenorowy (LP2: 1,2,4-10); St. Clair Pinckney - saksofon barytonowy i tenorowy (LP2: 1,2,4-10); Alphonso "Country" Kellum - gitara (LP2: 1,2,4-10); Jimmy Nolen - gitara (LP2: 1,2,4-10); Sweet Charles Sherrell - gitara basowa (LP2: 1,2,4-10); Melvin Parker - perkusja (LP2: 1,2,4-10)
Producent: James Brown


Idź do oryginalnego materiału