Nieoczekiwany bukiet i zwrot losu
Klaudia siedziała sama w swoim małym mieszkaniu w mieście Sandomierz, gdy ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała z kanapy i spojrzała przez wizjer. Za drzwiami stał młody mężczyzna z ogromnym bukietem kwiatów. „Kto to?” – pomyślała, marszcząc brwi.
— Kto tam? — zapytała Klaudia, nie śpiesząc się z otwarciem.
— Kwiaty dla pani… — odpowiedział nieznajomy.
Klaudia uchyliła drzwi, patrząc podejrzliwie na gościa.
— Dla mnie? — zdziwiła się.
— Tak, dla pani — uśmiechnął się mężczyzna. — Jest pani Agatą?
— Nie, jestem Klaudia — odparła, czując w środku cień rozczarowania.
— Chwileczkę — zmieszał się, sięgając po telefon. — Przepraszam, chyba pomyliłem mieszkanie…
— Nic się nie stało — westchnęła Klaudia, wymuszając uśmiech.
Wróciła do pokoju, ale niedługo później dzwonek rozległ się ponownie. Klaudia spojrzała przez wizjer i zamarła, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.
Dziś Klaudia po raz pierwszy świętowała urodziny w samotności. Skończyła dwadzieścia pięć lat, ale nie czuła radości. Nie chciała widzieć przyjaciół, wychodzić z domu, udawać, iż wszystko jest w porządku.
Przyjaciółki namawiały ją na wyjście do kawiarni, ale odmówiła.
— Nie możesz zamykać się w domu i smucić w taki dzień! — nalegała najlepsza przyjaciółka Anna. — Masz tylko dwadzieścia pięć lat! Jeszcze spotkasz swoją drugą połówkę. A ten Kacper nie wart jest twoich łez. Zbieraj się, przyjedziemy po ciebie!
— Nie, Aniu, nie dzisiaj — stanowczo odpowiedziała Klaudia.
— Ale to twoje urodziny! Trzeba świętować! — nie dawała za wygraną przyjaciółka.
— Nie chce mi się. Wybacz — odcięła się Klaudia.
— Szkoda, iż tak myślisz — westchnęła Anna. — Ale jeżeli zmienisz zdanie, dzwoń.
— Nie zmienię…
Klaudia ciężko przeżywała rozstanie z narzeczonym Kacprem. Byli razem prawie rok, a on choćby się jej oświadczył. Wtedy była w siódmym niebie, wyobrażając sobie ich ślub, wspólne życie, dzieci. Ale tym marzeniom nie było dane się spełnić.
Wkrótce Klaudia odkryła, iż Kacper prowadził podwójne życie. Oprócz niej, miał jeszcze inną dziewczynę, Magdę. Z Klaudią planował małżeństwo, ale z Magdą spotykał się „dla zabawy”. Wszystko się zmieniło, gdy Magda oznajmiła, iż jest w ciąży. Jej ojciec, wpływowy człowiek i szef Kacpra, postawił ultimatum: ślub albo zwolnienie.
Gdy prawda wyszła na jaw, Klaudia była wstrząśnięta. A gdy Kacper zaproponował jej, by została jego kochanką po ślubie z Magdą, oniemiała.
— Naprawdę sugerujesz, żebym była twoją kochanką?! — krzyknęła, czując, jak świat się wali.
— No co w tym złego? — szczerze zdziwił się Kacper. — Przecież dobrze się rozumiemy. Ty mnie kochasz, ja ciebie…
— O jakiej miłości mówisz?! — wybuchnęła. — Oszukiwałeś mnie, spotykałeś się z inną! Tak się nie postępuje wobec ukochanej osoby!
— To Magda sama się narzucała — tłumaczył się. — Jest ładna, nie potrafiłem się oprzeć. Jestem przecież mężczyzną! Ale z nią jest nudno, a z tobą zawsze jest o czym rozmawiać.
— Zamknij się! — przerwała mu Klaudia. — Wynoś się, nie chcę cię więcej widzieć!
W tamtej chwili wydawało jej się, iż jej życie legło w gruzach. Jak po czymś takim jeszcze ufać mężczyznom? Kacper przysięgał miłość, pięknie się o nią starał, mówił, iż jest kobietą jego marzeń. A wszystko okazało się kłamstwem.
Niechcący przypomniała sobie matkę, którą ojciec opuścił, gdy miała trzy lata. Później, gdy była w drugiej klasie, mama próbowała ułożyć sobie życie, ale jej wybranek wybrał jej najlepszą przyjaciółkę. Od tamtej pory matka, Elżbieta, rozczarowała się mężczyznami i uznała, iż jej przeznaczeniem jest samotność.
— Oby tobie, córko, udało się spotkać porządnego człowieka — często wzdychała, martwiąc się o Klaudię.
Matka cieszyła się, gdy córka oznajmiła o zaręczynach. Elżbieta mieszkała na wsi, gdzie dorastała Klaudia. Po szkole dziewczyna przeniosła się do miasta, zaczęła studia, znalazła pracę, wynajęła mieszkanie i marzyła o rodzinie. Teraz, po zdradzie Kacpra, wątpiła, czy kiedykolwiek to nastąpi.
Dwudzieste piąte urodziny nie przyniosły radości. Marzyła, by spędzić je z ukochanym, a zamiast tego została sama, ze złamanym sercem. Klaudia zaparzyła sobie kakao i otuliła się ciepłym kocem, który zrobiła dla niej matka. Elżbieta była mistrzynią robótek ręcznych, szydełkowała na zamówienie, a jej prace budziły zachwyt. Klaudia też lubiła robić na drutach, ale do poziomu mamy było jej daleko.
Nim zdążyła się napić, rozległ się dzwonek do drzwi.
— Dziwne — pomyślała. — Kto to? Tylko nie Ania z Olą, jak mówiłam, iż nigdzie nie idę.
Klaudia była skromna i w chwilach smutku wolała samotność. Spojrzała przez wizjer. Za drzwiami stał młody mężczyzna z przepięknym bukietem kwiatów.
— Kto tam? — zapytała, nie otwierając.
— Kwiaty dla pani… — odpowiedział.
Klaudia uchyliła drzwi, uważnie przyglądając się bukietowi i gościowi.
— Dla mnie? — zdziwiła się.
— Tak, dla pani — przytaknął. — Jest pani Agatą?
— Nie, jestem Klaudia… — odparła, czując lekką irytację.
— Moment — zmieszał się, sprawdzając adres na kartce. — To pani mieszkanie?
— Tak, ale nie jestem Agatą.
— Sekundę — powiedział, podając bukiet. — Proszę potrzymać.
Zadzwonił do kogoś, pewnie upewniając się co do adresu.
— Które mieszkanie? Rozumiem — rzekł i zwrócił się do Klaudii. — Przepraszam, pomyliłem się. Miałem iść do mieszkania dwadzieścia pięć, a— A u pani jest pięć… Bardzo mi przykro.
Klaudia uśmiechnęła się lekko, patrząc, jak młody człowiek gwałtownie się oddala, a w jej sercu pojawiła się dziwna iskra nadziei.