Przyjaciółka z Piekła Rodem

twojacena.pl 1 tydzień temu

— Po co mi to wszystko powiedziałaś? — cicho, obcym głosem, zapytała Katarzyna.

— Sama nie wiem — równie głucho odpowiedziała Zofia.

Chciała coś dodać, ale zatrzymał ją wzrok Kasi: kłujący, czujny, przenikliwy. Tak patrzy się na kogoś, komu już się nie wierzy.

W ten piątek, jak zawsze po pracy, Kasia i Zofia wpadły do ich ulubionej kawiarni. Ten rytuał trwał od lat: lampka wina, ciepłe pogawędki, śmiech, czasem łzy. Po prostu dwie kobiety, zmęczone życiem, rodziną, codziennym zamieszaniem. Tu, przy stoliku przy oknie, mogły być sobą.

Ale tego wieczoru coś poszło nie tak.

Katarzyna nagle zerwała się z krzesła, rozpromieniona, i rzuciła: — Przepraszam, zaraz wracam! — wybiegając na ulicę. Zofia, zaskoczona, uniosła brew i spojrzała za nią.

Przez szybę zobaczyła, jak Kasia ściska jakąś kobietę. Smukłą, zadbaną, o miękkim uśmiechu. Zofia zastygła.

Sekunda. Druga. Twarz tamtej kobiety pojawiła się w jej pamięci. I ogarnął ją chłód.

Znała tę kobietę.

Gdy Kasia wróciła, atmosfera była już inna. Zofia wymusiła uśmiech:

— Kto to był?

— Ach, Agnieszka. Moja kuzynka. Czemu pytasz?

— Tylko… wydało mi się, iż znam tę twarz.

— Znacie się? Chcesz, żebym was lepiej poznała? Agnieszka jest cudowna!

— Nie! — krzyknęła Zofia głośno, ostro. Kilka osób się odwróciło. — Przepraszam… po prostu nie ma sensu.

Katarzyna zmarszczyła brwi:

— O co chodzi?

Zofia spuściła wzrok, zaciskając dłonie pod stołem:

— Kas… Agnieszka miała męża. Nazywał się Maciek, prawda?

— Tak. I co z tego?

— On był ze mną. To ja zniszczyłam ich małżeństwo.

Wszystko, co Kasia wiedziała o rozstaniu Agnieszki z mężem, pochodziło od kuzynki. Zdrada. Rozczarowanie. Cicha zgoda na rozwód. Ból, nie do zniesienia i milczący.

A teraz — przyznanie się Zofii. Przyjaciółki. Kobiety, której ufała.

Zofia zaczęła mówić, jakby rozwiązując węzeł, który bolał ją od lat:

— Byłyśmy z Agnieszką przyjaciółkami od dzieciństwa. Wszystko razem: podwórko, szkoła, studia. Potem poznała Maćka. Na początku się cieszyłam. A później… straciłam dla niego głowę. Jego spojrzenie, głos… przytulił mnie na ich weselu, tak, przy tańcu. A mnie serce zamarło. Nie wiem, jak to się stało. Wiedziałam tylko jedno: chcę go. I przestało mi wystarczać bycie przyjaciółką Agnieszki. Zapragnęłam zostać jej rywalką.

Najpierw były spojrzenia. Potem dotyk. Później nocne powroty. A w końcu — ten moment, gdy Agnieszka leżała w szpitalu. Poszłam tam, by pomóc. A wyszłam jako kochanka jej męża.

Przyszedł do mnie. Myślałam, iż zaczniemy nowe życie. Ale okazało się, iż to początek piekła.

Maciek porównywał. Oskarżał. Mówił, jaka Agnieszka była idealna, a ja — nie. W rocznicę ich ślubu upijał się i płakał. Zawsze płakał.

Żyłam w iluzji. Aż zrozumiałam: on nigdy mnie nie kochał. Byłam dla niego tylko schronieniem. Ale nie domem.

Katarzyna słuchała, zaciskając usta. Trzęsła się. Tyle lat przyjaźni z Zofią. Rady, wieczorne rozmowy, wsparcie. A to wszystko — z kimś, kto zdradził jej rodzinę. Zniszczył duszę kuzynki.

— Wiedziałaś, iż Agnieszka jest moją kuzynką? — zapytała głucho.

Zofia pokręciła głową:

— Nie. Dopiero teraz zrozumiałam. I wiesz… cokolwiek teraz powiesz, przyjmę. Jestem winna. Już dawno to zrozumiałam.

Katarzyna wstała:

— No to koniec. Żegnaj, Zosia. Powodzenia. Idę.

Zofia wróciła do domu. Zobaczyła: porozrzucane rzeczy, wino na stole, brudne talerze. Maciek był w domu. I nie sam.

W sypialni — młoda dziewczyna. Spała.

Zofia odwróciła się i bez słowa poszła do kuchni. Maciek niedługo stanął w drzwiach. W jej szlafroku. Pijany.

— No dalej. Awantura, łzy, wyrzuty. Tylko iż mnie to już nie obchodzi. Wyprowadzam się. Na zawsze.

— Spakuj się sam. I wynoś.

Nie spodziewał się tego. Liczył na scenę. Na opór. To ona miała płakać.

Ale ona nie płakała. Łzy wyschły dawno temu. W środku zostało tylko pustkowie.

Katarzyna opowiedziała wszystko kuzynce. Agnieszka wysłuchała w milczeniu. Na końcu powiedziała tylko:

— Zofia umarła dla mnie dawno temu. Tak jak Maciek. Wybaczyłam im. Ale nigdy więcej nie wpuszczę ich do swojego życia. Wybaczyć można. Uwierzyć ponownie — nie.

Idź do oryginalnego materiału