Dzisiaj muszę napisać o tym, co się ostatnio wydarzyło. Zamknęłam plik i wysłałam go na służbową pocztę. W poniedziałek w biurze otworzę, wydrukuję, podpiszę i złożę raport. I koniec! Wolność!
Pracuję jako księgowa w małej firmie w Warszawie. Obowiązków sporo, ale pensja dobra, a biuro mam dwa kroki od domu – nie trzeba tracić czasu w dojazdy, dusząc się w zatłoczonym tramwaju w godzinach szczytu. Idę sobie na piechotę, oddycham świeżym powietrzem.
W dziale księgowości same kobiety. Z nikim się szczególnie nie zaprzyjaźniłam. Większość ma rodziny, dzieci, a ja jestem sama. jeżeli ktoś prosi o pomoc, żebym przejęła część czyjejś pracy, nie odmawiam – pracuję wieczorami i w weekendy, jak teraz.
W sobotę wstałam wcześnie, od razu siadłam do laptopa, wszystko sprawdziłam jeszcze raz i wysłałam plik. Teraz można się ogarnąć, zjeść śniadanie, a potem… Nie zdążyłam choćby pomyśleć, co zrobię dalej, bo zadzwonił telefon.
– Cześć, Hania! – usłyszałam wesoły kobiecy głos.
– Cześć… – odpowiedziałam ostrożnie. – Kto mówi?
– No chyba żartujesz! To ja, Gosia!
– Gosia? – powtórzyłam niedowierzająco. – Jesteś w Warszawie?
– Jeszcze nie, ale już dojeżdżam – zaśmiała się.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ostatnią osobą, której się spodziewałam usłyszeć, była właśnie moja szkolna koleżanka. Po jej zdradzie piętnaście lat temu nie utrzymywałyśmy kontaktu. Żałowałam, iż nie zmieniłam numeru.
– Haniu, w Warszawie nie mam nikogo poza tobą – przerwała ciszę Gosia. – Możesz mnie spotkać? Proszę. Rozwiodłam się z Tomkiem. Postanowiłam zacząć od nowa. – Jej głos brzmiał cicho i przepraszająco.
Nie chciałam się z nią widzieć. Ale tyle lat minęło, dawno już to wszystko przeżyłam i odpuściłam. No i interesujące było, co słychać w rodzinnym mieście. Dobrze, pomyślałam. Spotkam, odprowadzę, gdzie trzeba, i koniec.
– O której przyjeżdża pociąg? – zapytałam bez entuzjazmu.
– Za dwadzieścia minut. Przyjedziesz? – Głos Gosi zabrzmiał radośniej.
– Aut wsiąść muszę, potem metro. Będę za godzinę. Poczekasz? To nie ruszaj się z dworca, stój w głównej hali. – Słuchałam własnych słów i nie wierzyłam, iż jadę spotkać dawną przyjaciółkę.
– Będę czekać – obiecała.
Z żalem spojrzałam na zimny czajnik, umyłam się, gwałtownie się podmalowałam, ubrałam i wyszłam. Wynajmuję małe mieszkanko na obrzeżach Warszawy. Dla jednej osoby wystarczy, a tanio.
W głównej hali dworca poczułam się zagubiona. Jak w tym tłumie znajdę Gosię? Widziałam ją ostatni raz piętnaście lat temu – czy w ogóle ją rozpoznam? Szłam środkiem, żeby było mnie widać.
– Hania! – usłyszałam radosny okrzyk.
Od kiosku biegła w moją stronę rozpoznawalna, ale zmieniona Gosia. Przytyła, rozjaśniła włosy, mocny makijaż postarzał ją, ale od razu wiedziałam, iż to ona.
Podbiegła i gwałtownie mnie przytuliła.
– No nareszcie. Ledwo stoję – powiedziała, biorąc mnie pod rękę i ciągnąc do kiosku, gdzie stała jej walizka i duży worek.
– Nie wolno tak zostawiać rzeczy, mogą zniknąć – powiedziałam, czując, iż muszę coś powiedzieć.
– Nie ukradli. Zresztą tam nic nie ma, pieniądze i dokumenty mam przy sobie. – Gosia spojrzała znacząco na swój biust.
Pokręciłam głową i rozejrzałam się. Nikt na nas nie zwracał uwagi.
Gosia położyła torbę na walizce i spojrzała na mnie pytająco.
– Gdzie musisz jechać? – westchnęłam.
– Ciągle się na mnie bocisz? Chciałam cię zapytać… Mogłabym u ciebie pospać kilka dni, aż wynajmę mieszkanie? – Gryzła wargę.
*No i bezczelność. Zabrali mi chłopaka, a teraz chce mieszkać. Niepotrzebnie przyjechało. Trzeba było nie odbierać…*
– Chodź – powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.
Gosia coś mówiła, pytała, ale ja milczałam, udając, iż uważam, żeby nie wpaść na kogoś. W końcu i ona zamilkła, sapiąc za mną.
– Myślałam, iż mieszkasz w centrum. choćby nie wygląda to na Warszawę – powiedziała rozczarowana, gdy zaprowadziłam ją do mojego małego mieszkania. – Nie martw się, wynajmę coś i się wyniosę. A ty sama mieszkasz? W przedpokoju stoją męskie kapcie.
*Zauważyła. Trzeba było posprzątać.*
– Mieszkam sama, to dla znajomych – powiedziałam.
Gosia rzuciła się na kanapę i wyciągnęła nogi.
– Jestem w Warszawie! Nie mogę uwierzyć.
Zaparzyłam herbatę, wyjęłam chleb i wędlinę z lodówki, zaczęłam robić kanapki.
– Masz wino? Wypijmy za spotkanie – zaproponowała Gosia.
Wyciągnęłam z lodówki niedokończoną butelkę, postawiłam dwa kieliszki.
Gosia piła, nie zauważając, iż ja tylko przytknęłam usta do kieliszka, i opowiadała. Z Tomkiem rozwiodła się zaraz po ślubie. Ładny, ale charakter okropny. Drugi mąż był starszy, ale go nie kochała, wyszła dla pieniędzy. Zdradziła go z kierowcą i została wyrzucona z domu. Rozwód ją wykochał, ale ma trochę oszczędności. Postanowiła przyjechać do Warszawy i zacząć od nowa.
– Dobrze zrobiłaś, iż od razu po szkole tu pojechałaś. W naszym zadupiu nie ma co robić. Tylko nuda…
Nie musiałam jechać do Warszawy, żeby zostać księgową. Z Tomkiem przyjaźniliśmy się od klasy maturalnej. Przed studniówką planowaliśmy ślub po mojej szkole. A po balu Gosia go upiła i przespała się z nim. Potem powiedziała, iż jest w ciąży – co okazało się kłamstwem. Ale Tomek się nie dowiedział i ożenił.
Popłakałam się i wyjechałam z rodzinnego miasta. Nie byłam orłem, nie ciągnęło mnie na studia. Chciałam gwałtownie zdobyć zawód i zarabiać. Nie mogłam wiecznie siedzieć rodzicom na karku. Gdy prawda wyszła na jaw, Gosia i Tomek się rozwiedli.
– Nic, córeczko. Gosię więcej nie wpuszczaj do swojego życia- Nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś taki jak ona zakłócił mój spokój – pomyślałam, zamykając za nią drzwi i wreszcie oddychając pełną piersią.