Życie jak kartki w książce
Zawsze żyły we trzy: babcia Weronika, mama Walentyna i Nastka. Ojca Nastka nie pamiętała. Kiedyś próbowała zapytać mamę o niego, ale ta tylko przycisnęła ją do siebie, a w oczach pojawiły się łzy. Dlatego dziewczynka więcej nie pytała – nie chciała sprawiać mamie przykrości.
*Nie będę już jej denerwować* – postanowiła wtedy. *Po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą jest nam tak dobrze.*
Ale babcia Weronika odeszła, gdy Nastka skończyła dziesięć lat, i zostały tylko we dwie. Dziewczyna od zawsze uwielbiała rysować – malowała od małego wszędzie, gdzie się dało. Walentyna nie zwracała uwagi na artystyczne zapędy córki, tylko mówiła:
*Córciu, marnujesz papier zamiast się uczyć.*
W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:
*Nastka, jeżeli zostaniesz malarką, czeka cię świetlana przyszłość. Wierz mi, znam się na tym. Powtórz to mamie.*
Ale Walentyna nie potraktowała słów córki poważnie:
*Co tam jakiś nauczyciel od rysunków. Niech sobie maluje, byle tylko nie siedziała bezczynnie.* Mimo to kupowała dziewczynce farby i szkicowniki.
Nastka z zapałem oddawała się swojej pasji, szczególnie lubiła pejzaże. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, postanowiła zdawać na akademię sztuk pięknych. Ale matka miała inne plany:
*Żadnej akademii! Idziesz na pedagogikę.*
*Mamo, ja nie chcę…*
*Nikogo nie obchodzi, czego ty chcesz! Co to za zawód – malarka?* Córka nie śmiała się sprzeciwić.
Nastka, jak każda młoda dziewczyna, marzyła o księciu z bajki – wyobrażała sobie, iż pewnego dnia go spotka. Będzie przystojny, wysoki i czuły, a ona od razu go rozpozna.
Gdy zbliżały się egzaminy, Nastka, by się odstresować, uciekała do rzeki z sztalugą. Tylko tam czuła się naprawdę szczęśliwa, malując krajobrazy. Po drugiej stronie rzeki był stromy brzeg, a za nim sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy – jedni łowili z łódek, inni zarzucali wędki z brzegu. To wszystko przenosiła na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.
Pewnego dnia, gdy malowała, obraz jakoś nie wychodził. Stała zamyślona, wpatrując się w płótno.
*Farbę trzeba nakładać delikatniej. Zbyt mocno się spinasz, dlatego chmury wyglądają nienaturalnie. Płótno trzeba musnąć lekko, zobacz…* Nastka zamarła, słysząc męski głos. Wtedy nieznajomy wziął z jej ręki pędzel, ledwo musnął płótno – i chmury ożyły, zadrgały.
Ale nie tylko chmury. Serce Nastki zabiło mocniej. Spojrzała na młodego mężczyznę i oniemiała. To był jej wymarzony książę.
*Cześć, jak ci na imię, piękna?* – zapytał. *Ja jestem Antek.*
Nastka zastygła w miejscu, słowa utknęły jej w gardle. W końcu, oprzytomniawszy, szepnęła:
*Nastka.*
Wyciągnął dłoń, a gdy podała swoją, Antek ucałował ją z czułością. Nikt wcześniej tak do niej nie podszedł.
Od tamtej pory spotykali się nad rzeką. Uczył ją malarskich sekretów, bo sam był artystą. Okazało się, iż przyjechał do ich miasteczka z dużego miasta, odwiedzając ciotkę. Skończył akademię, ale jak wielu genialnych malarzy, nie został doceniony. W głosie czuć było gorycz:
*Nic nie szkodzi. Jeszcze pożałują. Przyjdzie mój czas, a te bezduszne głupki zrozumieją, kogo odrzucili!*
Mówił to, obejmując Nastkę i całując ją. Dziewczyna topniała w jego ramionach, aż w końcu… choćby nie zauważyła, kiedy to się stało. Nie stawiała oporu – była ślepo zakochana w swoim księciu. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, aż Antek zniknął. Czekała na niego dzień za dniem, stojąc z pustym płótnem nad rzeką, ale nie miała siły malować.
*Czy naprawdę mnie porzucił? Czy wyjechał na zawsze? Przecież mówił, iż mnie kocha, iż to na zawsze… Nie mógł tak po prostu odejść…* – rozmyślała w samotności, aż w końcu zrozumiała: Antek już nie wróci.
W szkole egzaminy dobiegały końca, przed nią studia. Nastka miała doła, ale zdała dobrze – zawsze była pilną uczennicą.
Minęły dwa miesiące od zniknię