Przedstawienie musi trwać

filmweb.pl 5 dni temu
Zdjęcie: plakat


Co czyni aktora? W wypadku hollywoodzkich gwiazd kryteria są banalne: postawna sylwetka, błysk w oku i włosy bujne, najlepiej blond. Teatr tymczasem to zupełnie inna para kaloszy – raczej gumofilce niż huntery. Na deskach na pozerstwo nie ma miejsca. Nie wystarczy facjata jak z żurnala, aby porwać wprawioną publiczność. Od aktora scenicznego wymaga się przede wszystkim autentyczności. Lee Strasberg twierdził, iż można ją uzyskać wyłącznie poprzez sięgnięcie do własnego życiorysu i podzielenie się z postacią zaczerpniętymi ze wspomnień emocjami. Dla orędownika systemu Stanisławskiego granica między rzeczywistością a fikcją była umowna. W "Sezonach" Michał Grzybowski wychodzi z podobnego założenia; opowiadając o rozpadzie związku dwojga aktorów przedstawia, jak wydarzenia na scenie kształtowane są przez zakulisowe perypetie.

Kłopotów w toruńskim teatrze nigdy nie brakuje: rekwizyty giną, epizodyści biorą się za łby, co gorsza, w budżecie zabrakło miejsca na ogrzewanie. Termostat swoje, a rzeczywistość swoje – atmosfera na scenie jest gorąca, w końcu ustawicznie podgrzewają ją żrący się ze sobą Marcin (Łukasz Simlat) i Ola (Agnieszka Dulęba-Kasza). Po kilku latach małżeństwa artyści rozmawiają ze sobą wyłącznie podniesionym głosem. Tam, gdzie niegdyś kwitło uczucie, dziś unosi się odstręczający odór zgnilizny. Ona jest zmęczona wiecznymi pretensjami egocentrycznego męża, on oskarża żonę o brak dobrej woli i nieuzasadniony żal. Małżonkowie przynoszą problemy z domu do pracy. W dzień premiery "Piotrusia Pana" dochodzi między nimi do sprzeczki, która kładzie się cieniem na całym spektaklu. Marcin dowiaduje się o krótkim romansie Oli z kolegą z zespołu, wskutek czego dostaje małpiego rozumu. Rozgoryczony mężczyzna w przebraniu Kapitana Haka rzuca się z pięściami na wiecznego chłopca, demoluje scenografię i kompromituje partnerkę na scenie. Ola nie ma wątpliwości, iż w ich osobistym dramacie przyszedł czas na rozwiązanie akcji.

Łukasz Simlat, Dobromir Dymecki, Agnieszka Dulęba-Kasza
  • Natalia Łączyńska


Michał Grzybowski w "Sezonach" idee kompozycji trójaktowej traktuje w sposób przewrotnie dosłowny. Tłem dla momentów przełomowych w historii rozstania Marcina i Oli są trzy spektakle, w których przyszło bohaterom w międzyczasie grać. Wspomniany wcześniej "Piotruś Pan" towarzyszy zawiązaniu akcji, czyli wielkiej drace, w trakcie której skrywane przez lata sekrety wychodzą na jaw, a skonfliktowani aktorzy rzucają się sobie do gardeł w obecności przerażonej dziecięcej publiczności. Moment konfrontacji przypada na przygotowania do wystawienia "Domu lalki", kiedy to zwlekający z podpisaniem dokumentów rozwodowych Marcin musi odegrać z na-wpół-byłą żoną scenę rozstania. Z kolei przejście do zakończenia następuje podczas uroczystej premiery "Snu nocy letniej", będącej dla rozkapryszonego aktora okazją do katartycznego uświadomienia sobie własnych błędów i przyznania się do nich w obecności pełnej sali. Co ważne, owe przeskoki czasowe nie burzą rytmu opowieści, która zdaje się płynąć w czasie rzeczywistym.

Choć na początku Marcin gra Kapitana Haka, nie ma wątpliwości, iż jest on tak naprawdę Piotrusiem Panem. Frazy "nie bądź dzieckiem" i "dorośnij wreszcie" powtarzane są przez jego współpracowników we wszelkich możliwych konfiguracjach. Co tu dużo mówić, mimo pięćdziesiątki na karku bohater Simlata zachowuje się jak bachor. Zadufany w sobie, wszechwiedzący narcyz nagminnie prawi żonie kazania o potrzebie szczerej komunikacji, ale sam unika szczerości niczym diabeł wody święconej. Podobnie jak w debiucie Grzybowskiego – "Białym potoku" – bohaterowie wybuchają potokiem słów, z których kilka wynika. Dzieje się tak, ponieważ każdy z nich jest specjalistą od mielenia ozorem, ale żaden nie opanował sztuki słuchania. W wirze jednostronnych komunikatów, egzaltowanych monologów i słów rzucanych na wiatr rodzą się konflikty, które bywają tyleż dramatyczne, co komiczne.

Agnieszka Dulęba-Kasza, Łukasz Simlat
  • Natalia Łączyńska


Grzybowski oraz współodpowiedzialny za scenariusz Tomasz Walesiak nie silą się na wymuszoną powagę. W swoją opowieść chętnie wplatają różnego rodzaju elementy humorystyczne: od słownych przepychanek drugoplanowych aktorów debatujących o wyższości De Niro nad Pacino przez rozbrajające gagi z udziałem znerwicowanego dyrektora teatru (Andrzej Seweryn) oraz od dekady żegnającego się z aktorstwem Tadeusza (Andrzej Grabowski) po ironiczne, autotematyczne komentarze dotyczące teatralnej codzienności. Teatr Grzybowskiego jest zamieszkiwany przez ekscentryków, ale nie sposób nazwać go gabinetem osobliwości. Bohaterowie "Sezonów" to żadne tam egzotyczne figury, tylko mierzący się z powszechnymi problemami swojacy. Łatwo się z nimi utożsamić i diabelnie trudno im nie kibicować.

Zarówno "Biały potok", jak i "Sezony" dowodzą reżyserskiego nerwu Grzybowskiego. Biegły w eskalowaniu napięcia filmowiec piętrzy pojawiające się wokół bohaterów problemy oraz starannie podsyca konfliktową atmosferę. Wykorzystuje do tego nie tylko efektowne, pełne uszczypliwości oraz złośliwych aluzji dialogi, ale również przestrzeń – ograniczoną i ciasną, zmuszającą bohaterów do nieustannych, nieraz niechcianych interakcji. Reżyser już w swoim mikrobudżetowym debiucie pokazał, iż ma niebywały inscenizacyjny talent, w "Sezonach" tylko to potwierdza. Sceny z życia małżeńskiego Marcina i Oli w wielu aspektach przypominają "Birdmana" Alejandra Gonzáleza Iñárritu. Co oczywiste, łączy je miejsce akcji oraz charakterystyczna ikonografia. "Sezony" nie zostały nakręcone w jednym, nieprzerwanym ujęciu, ale nie ma wątpliwości, iż Grzybowski podobnie jak Meksykanin faworyzuje długie ujęcia. Godna pochwały jest praca kamery, która podążą za bohaterami krzątającymi się po pogrążonym w chaosie teatrze. Odpowiedzialny za zdjęcia Edgar de Poray korzysta z dynamicznych szwenków i najazdów, dzięki czemu udaje mu się zaakcentować harmider panujący w toruńskiej instytucji.

Łukasz Simlat, Agnieszka Dulęba-Kasza
  • Natalia Łączyńska


"Sezony" są filmem pełnym teatralności. Potocznie rozumianą akcentują ograniczona przestrzeń oraz długie ujęcia. Ta słownikowa jest widoczna na pierwszy rzut oka i dotyczy parafrazowanych tekstów dramatycznych. Najmniej oczywistą, bo odnoszącą się do teorii i badań nad cechami konstytutywnymi teatru, znajdziemy w postępowaniu bohaterów. Jerzy Grotowski twierdził, iż aktorstwo nie polega na wykorzystywaniu obliczonych na efekt sztuczek – to przystoi co najwyżej kurtyzanie. Metodyk zachęcał swoich podopiecznych do porzucenia masek codzienności, uzewnętrznienia się przed widzem i poddaniu emocjonalnym impulsom. Marcin i Ola, choćby jeżeli nieświadomie, realizują założenia mistrza celująco, zostawiając na scenie kawałki siebie. U Grzybowskiego fikcja żeruje na faktach, a padające ze sceny słowa stanowią splot intymnych wyznań oraz dobrze znanych literackich fraz. I choć "Sezony" mają potencjał intertekstualny, to warto skupić się na ich fundamencie – czułej historii o chowaniu dumy w kieszeń, dorastaniu do odpowiedzialności za błędy oraz związkach, które w przeciwieństwie do przedstawień wcale nie muszą trwać. Zwłaszcza gdy zostało w nich uczucia mniej niż pieniędzy w budżecie pierwszego z brzegu regionalnego teatru.
Idź do oryginalnego materiału