Babciu, mam do ciebie sprawę. Potrzebuję pieniędzy. I to całkiem sporo.
Wnuczek przyszedł wieczorem. Od razu było widać, iż coś go gryzie.
Zwykle Bartek wpadał do Jadwigi Malinowskiej dwa razy w tygodniu a to zakupy zrobił, a to śmieci wyrzucił. choćby kiedyś naprawił jej kanapę, będzie jeszcze z niej pożytek. Zawsze opanowany, pewny siebie. A dziś nerwy jak postronki.
Jadwiga Malinowska zawsze trochę się bała w dzisiejszych czasach różne rzeczy się dzieją!
Bartek, mogę zapytać, po co ci te pieniądze? I adekwatnie ile to jest sporo? Jadwiga aż się w sobie spięła.
Bartek był jej najstarszym wnukiem. Porządny chłopak, dobry z natury. Rok temu skończył liceum. Pracuje, a na dodatek studiuje zaocznie. Z tego co wiedziała, rodzice nie mieli do niego zastrzeżeń. Ale na co mu nagle tyle kasy?
Na razie nie mogę powiedzieć, ale naprawdę oddam. Może nie od razu, ale po trochu, Bartek rozglądał się nieco nieswojo.
Wiesz przecież, iż ja żyję z emerytury, a z tym pałacem to nie jest łatwo, nie wiedziała co zrobić, To ile ci potrzeba?
Cztery tysiące złotych.
A dlaczego nie chcesz poprosić rodziców? spytała odruchowo Jadwiga, choć przecież znała odpowiedź. Jej zięć był typem generała w kapciach i uważał, iż dzieci powinny rozwiązywać swoje sprawy same, zgodnie z wiekiem i nie zawracać głowy rodzicom pierdołami.
Oni nie dadzą Bartek tylko potwierdził jej myśli.
A jeżeli w coś się wplątał? Może jeszcze pogorszy sprawę, jeżeli da mu te pieniądze? Z drugiej strony, jeżeli nie pomoże, może Bartek będzie miał kłopoty?
Jadwiga spojrzała pytająco na wnuka.
Babciu, nie martw się, nic złego. Oddam w trzy miesiące, obiecuję! Ty mi nie wierzysz?
Może i powinna dać. choćby o ile nie zwróci. W końcu ktoś musi być na tym świecie, kto wierzy w Bartka. On nie powinien tracić wiary w ludzi. Mam to na czarną godzinę, może właśnie ta godzina nadeszła? Przecież nie czas jeszcze myśleć o moim pogrzebie. Zresztą, jak przyjdzie co do czego, to i tak mnie pochowają. O żywych trzeba myśleć! I swoim ufać!
Powiadają: jak dajesz pożyczkę, pożegnaj się z pieniędzmi. Dzisiaj młodzi tacy tajemniczy. Człowiek nigdy nie wie, co im siedzi w głowie. Ale z drugiej strony, Bartek mnie jeszcze nigdy nie zawiódł!
Dobrze, dam ci te pieniądze. Na trzy miesiące, jak chcesz. Ale może lepiej, żeby rodzice wiedzieli?
Babciu, przecież wiesz, iż cię kocham i zawsze dotrzymuję słowa. Ale jak nie możesz, spróbuję wziąć pożyczkę, pracuję przecież.
Rano Jadwiga poszła do banku, wyciągnęła z konta te cztery tysiące złotych i dała Bartkowi.
Bartek rozpromienił się, ucałował babcię i podziękował:
Dzięki, babciu. Jesteś dla mnie najważniejsza. Oddam, obiecuję! i wybiegł.
Jadwiga usiadła sobie w domu, zaparzyła herbatę i zaczęła rozmyślać. Ile razy w życiu miała sytuację, iż potrzebowała pieniędzy jak powietrza. I zawsze znalazł się ktoś, kto wyciągnął do niej rękę. Teraz czasy inne, każdy się pcha na swoją stronę. Ech, ciężkie czasy!
Po tygodniu Bartek wpadł znów, w świetnym humorze:
Babciu, częściowo oddaję! Dostałem zaliczkę w pracy. A mogę jutro przyjść z kimś?
Jasne, przychodź, upiekę twój ulubiony makowiec! uśmiechnęła się Jadwiga. Pomyślała, iż może się wszystko wyjaśni. Chciała się przekonać, czy Bartkowi na pewno nic nie grozi.
Bartek zjawił się wieczorem. Nie był sam. Obok niego stała szczupła dziewczyna:
Babciu, poznaj Kingę. Kinga to moja kochana babcia Jadwiga Malinowska.
Kinga uśmiechnęła się nieśmiało:
Dzień dobry, pani Jadwigo. Bardzo pani dziękuję!
Wejdźcie, bardzo mi miło, Jadwiga w duchu odetchnęła. Dziewczyna od razu przypadła jej do gustu.
Wszyscy zasiedli do herbaty z makowcem.
Babciu, wcześniej nie mogłem ci powiedzieć. Kinga bardzo się denerwowała jej mama nagle poważnie zachorowała, trzeba było gwałtownie działać. Pomóc nie miał kto. A Kinga taka trochę przesądna, kazała mi nikomu nie mówić po co te pieniądze. Ale jest już dobrze, jej mamę zoperowali i wszystko idzie ku lepszemu Bartek spojrzał czule na Kingę. Prawda? i złapał ją za rękę.
Bardzo, bardzo pani dziękuję, jest pani niesamowicie dobra Kinga odwróciła się i pociągnęła nosem.
No już, Kinia, nie płacz, już po wszystkim Bartek wstał od stołu babciu, musimy już iść, odprowadzę Kingę, bo późno.
Idźcie, dzieciaki, dobrej nocy wam życzę. Niech wam się wszystko układa Jadwiga przeżegnała ich na drogę.
Wnuk dorósł. Porządny chłopak. Dobrze, iż mu uwierzyłam. Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Po prostu jesteśmy sobie teraz bliżsi.
Bartek oddał całą pożyczoną sumę w dwa miesiące i opowiedział Jadwidze:
Wyobraź sobie, lekarz powiedział, iż zdążyli w ostatniej chwili. Gdyby nie twoja pomoc, wszystko mogłoby się źle skończyć. Dzięki, babciu. Wtedy nie miałem pojęcia, jak pomóc Kindze. Teraz wiem, iż w życiu zawsze jest ktoś, kto wesprze człowieka w trudnej chwili. Wiesz, zrobię dla ciebie wszystko jesteś najlepsza na świecie!
Jadwiga pogłaskała Bartka po głowie, jak za dawnych czasów:
Dobra, leć już. Z Kingą zapraszam zawsze!
Na pewno wpadniemy Bartek mocno przytulił babcię.
Jadwiga zamknęła za nim drzwi i przypomniała sobie, jak jej własna babcia mawiała:
Swoim zawsze trzeba pomagać. Tak u nas w Polsce zawsze było. Jak ty do ludzi z sercem, to i oni do ciebie nie z kamieniem! Nie wolno o tym zapominać.Po chwili ciszy Jadwiga spojrzała na zdjęcia rodzinne stojące na kredensie. Jej rodzina pokolenia ludzi, którzy potrafili być dla siebie oparciem, choćby gdy świat wariował za oknem. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Może te czasy, o których mówią, iż już minęły, wcale nie minęły? Może po prostu trzeba mieć odwagę otworzyć serce, dać komuś szansę, choćby w najmniej wygodnym momencie.
W kuchni cicho zadzwonił kubek o spodek. Zapach makowca wciąż unosił się w powietrzu. Jadwiga poczuła ciepło rozlewające się po duszy. W głębi serca wiedziała: wciąż jest komu dawać i to jest prawdziwe bogactwo.
Wieczorem, zanim zasnęła, pomyślała jeszcze: Może to właśnie ta czarna godzina? Ale przecież z nią przyszło światło.
A jutro znów upiecze makowiec. I napije się herbaty, spokojna, iż dobro wraca czasem szybciej, niż człowiek się spodziewa.






