Prawdziwy skarb — Recenzja "Indiana Jones i Wielki Krąg"

filmweb.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: plakat


Po niemal czterech latach od pierwszej oficjalnej zapowiedzi, “Indiana Jones i Wielki Krąg” wreszcie trafia w ręce graczy. Jak z przeniesieniem przygód jednego z najbardziej kultowych awanturników w historii kina poradziło sobie studio MachineGames? W rolę archeologa miał okazję wcielić się Kuba Karaś. Poniżej znajdziecie fragment jego recenzji, a pełny tekst dostępny jest na karcie POD LINKIEM TUTAJ.


***


Recenzja gry "Indiana Jones i Wielki Krąg", studia MachineGames


Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda
autor: Kuba Karaś

Gry oparte na licencjach filmowych mają burzliwą historię — od tytułów takich jak "X-Men Origins: Wolverine", który jako adaptacja growa sprawdził się lepiej niż film, na którym bazował, aż po niezliczone przykłady typowych skoków na kasę. Z pewną dozą ciekawości wyczekiwałem informacji o kolejnym przeniesieniu przygód Indiany Jonesa do świata gier wideo, zwłaszcza iż odpowiedzialnym za projekt miało być MachineGames — studio, które przywróciło blask serii "Wolfenstein".

Jesteśmy na kilka dni przed oficjalną premierą i kilkanaście godzin przed odblokowaniem wczesnego dostępu, a ja wreszcie mogę podzielić się z Wami moimi wrażeniami z pełnej wersji gry. Spoiler alert — warto było czekać!



"Indiana Jones i Wielki Krąg" zabiera nas w podróż śladami tytułowego archeologa przez niemal cały glob. Zgodnie z obietnicą MachineGames, jest to ich największa i najbardziej dopracowana fabularnie gra. Przejście całej przygody, pomijając (z bólem serca, bo czas gonił) część aktywności pobocznych, zajęło mi ponad 20 godzin. Już teraz wiem jednak, iż wrócę do nich, by odkryć m.in. tajemnice skrywane przez Watykan oraz to, co czai się w dżunglach otaczających ruiny Sukhothai. Wszystkie lokacje w grze zostały wykonane z ogromną pieczołowitością, dzięki czemu praktycznie na każdym kroku czeka jakaś zagadka lub sekret do rozwiązania. choćby piaszczyste tereny Gizy oferują mnóstwo zadań, które zachęcają do eksploracji.

MachineGames udało się osiągnąć coś, co udaje się niewielu studiom — stworzenie wątków pobocznych tak angażujących, iż ich pomijanie wywoływało u mnie autentyczny grymas niezadowolenia. Rozbudowują one świat, wzbogacają fabułę i oferują nie tylko dodatkowy kontekst do głównej historii, ale także subtelne odniesienia do postaci i wydarzeń z filmów, takich jak zatrute daktyle czy humorystyczne komentarze o małpie na straganie.



Studio świetnie oddało klimat znany z filmów o awanturniczym archeologu, jednocześnie tchnąc w świat gry życie i humor. Indiana Jones w interpretacji Troy’a Bakera wydaje się wyjęty prosto z ekranu — przez cały czas jest lekko niezdarnym poszukiwaczem przygód z niezmienną fobią na punkcie węży oraz niesamowitą tendencją do ściągania na siebie kłopotów.

Z tych kłopotów można wybrnąć w zasadzie tylko w jeden sposób — zakradając się do przeciwników. Jest to zdecydowanie zalecane rozwiązanie, ponieważ wystrzały z broni są na tyle głośne, iż ściągają na nas uwagę całego obozu wrogów. A ci celują znacznie lepiej niż szturmowcy z "Gwiezdnych wojen" — kilka celnych strzałów potrafi zakończyć naszą przygodę. Choć twórcy dają nam pełną swobodę w wyborze stylu rozgrywki, jest to obarczone pewnym realizmem. Indiana nie jest niezniszczalnym zabijaką, a wchodzenie w otwarty konflikt z całą grupą przeciwników niemal zawsze kończy się tak samo.



Zdolności Henry’ego Juniora możemy rozwijać dzięki kupowanym lub znajdowanym podręcznikom. jeżeli mamy wystarczającą liczbę punktów przygody, pozwalają one wzmocnić ciosy, zwiększyć kondycję czy odblokować umiejętność "drugiej szansy". Dzięki niej Indiana, choćby po powaleniu, ma szansę znaleźć swój kapelusz i złapać drugi oddech. To niezwykle przydatna zdolność, choćby jeżeli nie planujecie zasypywać przeciwników gradem kul.

Kilka słów warto poświęcić walce wręcz, która, jak wspominałem, odgrywa kluczową rolę w produkcji MachineGames. Pierwsze starcia, kiedy wyprowadzałem ciosy i posyłałem napotkanych faszystów w objęcia Morfeusza, były niezwykle satysfakcjonujące. Czuć było "ciężar" tych uderzeń. Jednak z czasem zaczęło mnie to delikatnie nużyć. W miarę postępów w grze starałem się unikać takich pojedynków i szukałem przedmiotów, którymi mogłem ogłuszyć przeciwnika. Te z kolei są rozsiane po mapie w nadmiarze, co dodatkowo zachęca do kreatywnego "usypiania" wrogów (ja zachęcam do ogłuszenia przeciwnika packą na muchy, podziękujecie mi później).

Całą recenzję gry "Indiana Jones i Wielki Krąg" można przeczytać TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału