Prawda o ojcostwie: nie geny, ale wychowanie decyduje.

polregion.pl 8 godzin temu

Dziś znowu myślałam o tej rozmowie z Agnieszką. Siedziałyśmy przy kawie, a ona nagle westchnęła ciężko:

„Kiedyś nie było tych testów DNA. Ludzie żyli, wychowywali dzieci, budowali rodziny. To, kto na kogo podobny, były tylko gadki babci. A teraz? Jeden test i całe życie wali się w gruzy! Powiedz mi, po co komu ta prawda? Prawda, która niszczy życie?”

I opowiedziała mi historię, po której sama nie mogłam spać przez tydzień.

Żyła sobie zwykła rodzina – on, ona i pięcioletni synek. Żyli jak w bajce. Mąż kochał żonę, uwielbiał dziecko. Ciężko pracował, planował przyszłość. Małego Kubusia nosił na barana, zabierał na mecze Legii, czytał mu bajki na dobranoc. Dziadkowie przepadali za wnukiem. Rodzina jak z obrazka. Aż do dnia, gdy wszystko się zawaliło.

Pewnego dnia chłopiec zaczął narzekać na bóle. Zawroty głowy, osłabienie, nogi jak z waty. Lekarze, badania, kolejne badania… Diagnozy brak. W końcu jeden specjalista skierował ich do genetyka.

Tam posypały się pytania: jakie choroby w rodzinie? Krewni rozkładali ręce – nigdy nic takiego! Dopytywali babcię i dziadka – czysto.

„To dziwne – mówił lekarz. – Bardzo dziwne. W mojej praktyce jeszcze nie widziałem, żeby ta choroba pojawiła się bez żadnego nosiciela w rodzinie. Z teorii możliwe, ale w praktyce… To pierwszy taki przypadek.”

I każdy nowy specjalista powtarzał to samo: „Choroba genetyczna? Kto chorował? Nikt? To niemożliwe!” Ojciec chłopca tracił cierpliwość. W końcu – w tajemnicy przed żoną – zrobił test DNA. Wynik był jak nóż w plecy.

To nie był jego syn.

Żona, zobaczywszy wyniki, oniemiała. Potem wybuchnęła płaczem. Przyznała się: tak, zdarzył się jeden raz. Przed ślubem, gdy ich związek był jeszcze niepewny. Przeoczenie. Była pewna, iż dziecko jest od męża.

Zaczęło się piekło. Krzyki, awantury. Rozwód w tydzień. Babcia chłopca, matka ojca, dostała zawału. Dziadek trafił do szpitala z nerwów. Mały Kuba nic nie rozumiał. Wczoraj tata obiecywał wycieczkę do zoo, dziś nie odbiera telefonów. Dlaczego babcia Hela powiedziała, iż już nie jest jej wnukiem?

„Powiedz mi – szepnęła Agnieszka, wpatrzona w okno – po co on to zrobił? Żył przecież szczęśliwie. Kochał to dziecko. Wątpliwości? Każdy je ma, ale przecież minęłyby. Nie trzeba było znać prawdy. Ta prawda nikomu nie pomogła. Tylko zniszczyła wszystko.”

Milczałam. A ona dodała:

„Mogła przecież zaprzeczyć. Lekarze sami mówili, iż teoretycznie choroba może pojawić się nagle. I tyle. A on? Teraz dziecko bez ojca. Żona bez męża. Rodzice w szpitalu. Wszyscy cierpią. I po co? Dla prawdy?”

Od tamtej pory często o tym myślę. Co lepsze – żyć w niepewności czy wiedzieć, iż twoje życie było kłamstwem? Czy to zmienia miłość do dziecka? A jeżeli i tak jest twoim synem – wychowałeś go, kochałeś, jesteś jego tatą… czy obce geny mają znaczenie?

Trudno powiedzieć. Każdy ma swoją prawdę. Ale wciąż słyszę w głowie słowa Agnieszki:

„Ojciec to nie ten, który dał życie, ale ten, który przy tobie został.”

Idź do oryginalnego materiału