Prawda o Moim Imieniu: Tajemnica Ukrywana przez Dwadzieścia Lat

newsempire24.com 1 tydzień temu

Cena mojego imienia: prawda, którą przede mną ukrywano przez dwadzieścia lat

Zawsze nosiłam nazwisko matki — Kowalska. Z ojcem nie utrzymywałam kontaktu, a adekwatnie choćby go nie pamiętałam. Mama mówiła, iż zostawił nas, gdy miałam niecałe dwa lata, i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Długo nie pytałam. Uważałam, iż tak musi być. Jest mama, jest babcia, jestem ja — to wystarczy.

Ale gdy skończyłam dwadzieścia lat, wszystko się zmieniło. Dostałam pracę w archiwum urzędu dzielnicowego. Nudna papierkowa robota, ale blisko domu i z normalnymi godzinami. Po miesiącu szefowa kazała mi uporządkować stare teczki w odległej szafie. I tam, między aktami, zaświadczeniami i wyciągami, natknęłam się na znajomą okładkę. Mój akt urodzenia.

— Dziwne — pomyślałam. — Skąd to się tu wzięło?

Otworzyłam dokument i zastygłam. W rubryce „ojciec” widniało imię: Konstanty Igor Wolski. Nie Kowalski. I nie puste. A mama zawsze twierdziła, iż ojciec nigdy mnie nie uznał. Że uciekł, iż nie pozostawił choćby kartki. A tu — oficjalny wpis.

Cały dzień nie mogłam dojść do siebie. Siedziałam, wpatrując się w ten papier jak w okno do innej rzeczywistości. Wieczorem poszłam do mamy. Akurat prasowała i oglądała serial.

— Mamo… a kim jest Konstanty Wolski?

Ręka z żelazkiem zawisła w powietrzu. Powoli odłożyła je na podstawkę i usiadła.

— Gdzie usłyszałaś to nazwisko?

— W dokumentach. W archiwum. Znalazłam swój akt urodzenia. Jest tam wpisany jako mój ojciec. Mówiłaś, iż was zostawił… ale skoro mnie uznał…

Mama opuściła głowę.

— Wybacz, skłamałam. Bałam się. Nie chciałam, żebyś znała prawdę.

I opowiedziała mi wszystko. Bez ukrywania.

Konstanty był jej pierwszym i jedynym. Poznali się w technikum, żyli jak para gołębi, marzyli o wspólnej przyszłości. Gdy mama zaszła w ciążę, Konstanty od razu się oświadczył. Ale jego rodzice byli stanowczo przeciw. Uważali mamę za niegodną — bez pieniędzy, bez pozycji, z prostej robotniczej rodziny. Próbował walczyć o miłość, ale matka zagroziła, iż wydziedziczy go i wyrzuci z domu.

Pobrali się. Mama była w piątym miesiącu. Mieszkali w wynajętym pokoju, liczyli każdy grosz. A potem Konstantego wzięli do wojska. Pisał listy, dzwonił, prosił, żeby czekała. Ale po dwóch miesiącach kontakt się urwał. Mama pojechała do jego miasta — a tam powiedziano jej, że… ożenił się. Z inną. I spodziewa się z nią dziecka.

Mama wtedy zemdlała w urzędzie stanu cywilnego. Wsiadła w pociąg i nigdy już nie wróciła do tej dzielnicy. Urodziła mnie, dała swoje nazwisko. Ale Konstanty, jak się okazało, rozstał się z tamtą kobietą już po roku. I wrócił. Przywiózł cukierki, prezenty, pieniądze. Chciał być ojcem. Mama go wyrzuciła. A on, mając już wpływy i znajomości, sam dopilnował, by jego nazwisko znalazło się w moim akcie urodzenia.

Potem przyjeżdżał jeszcze dwa razy. Ale mama nie wybaczyła. I nigdy mi o nim nie mówiła.

Długo milczałam. W piersi wszystko we mnie kipiało. Ale już następnego dnia pojechałam. W dokumentach była jego aktualna adres.

Mieszkał w osiedlu domków, dwadzieśćKilometrów od miasta, a gdy stanęłam przed jego drzwiami, serce waliło mi jak młot, ale wiedziałam, iż to dopiero początek prawdy.

Idź do oryginalnego materiału