Dzisiaj piszę te słowa, żeby uporządkować myśli po dziwnym rozdziale mojego życia. Nazywam się Katarzyna Kowalska i zawsze uważałam, iż warto pomagać bliskim, choćby jeżeli drogi się rozeszły. Dlatego, kiedy mój były chłopak, Marcin, poprosił mnie o wsparcie, a adekwatnie o dach nad głową, nie wahałam się długo. Miał nadzieję, iż to tylko na chwilę, dopóki nie ogarnie swoich spraw. Nigdy bym się nie spodziewała, jak bardzo zawiedzie moje zaufanie.
Z Marcinem rozstaliśmy się jakiś czas temu, ale zostaliśmy w przyjaznych stosunkach. Spotykaliśmy się czasem na kawę w Warszawie, rozmawialiśmy o codzienności. Nie był złym człowiekiem, tylko nasze relacje się wypaliły. Kiedy stracił pracę i musiał opuścić wynajmowane mieszkanie, nie miał gdzie się podziać. „To tylko na miesiąc, Kasia – zapewniał. – Tylko do pierwszego wypłaty.” Zgodziłam się, myśląc, iż robię dobrą rzecz. Wpuściłam go do swojego mieszkania na Mokotowie.
Początkowo wszystko układało się w miarę dobrze. Marcin szanował moją przestrzeń, nie narzucał się, codziennie wychodził na poszukiwanie nowej pracy. Czułam się trochę dziwnie, widząc go znowu na co dzień, ale stopniowo się przyzwyczaiłam. W końcu to człowiek, z którym kiedyś dzieliłam życie. Chciałam, żeby jakoś się pozbierał. Ale po kilku tygodniach zaczęłam zauważać niepokojące zmiany.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Spodziewałam się ciszy, ale w salonie słychać było rozmowę. Pomyślałam, iż Marcin zaprosił kolegę, ale gdy przeszłam do środka, zamarłam. Na mojej kanapie siedziała obca dziewczyna, a Marcin obok niej śmiał się, jakby byli razem od lat. Stałam w drzwiach, oszołomiona, aż w końcu mnie zauważył. Jego mina od razu spoważniała. „Kasia – powiedział, wstając. – Myślałem, iż wrócisz później.”
Wzięłam głęboki oddech, walcząc z rosnącą wściekłością. „Widzę, iż masz gościa – powiedziałam, starając się zachować spokój. – Kto to?” Marcin spojrzał na dziewczynę, potem na mnie. „To Kinga – wyjaśnił. – Trochę już się spotykamy.” Poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg. On mieszka u mnie, korzysta z mojej gościnności, a teraz okazuje się, iż ma nową dziewczynę, o której choćby nie wspomniał? „Nie mówiłeś mi o niej” – wyrzuciłam z siebie, czując ucisk w gardle.
Marcin wyglądał na zawstydzonego. „Nie sądziłem, iż to takie ważne – mruknął. – To coś nowego, nie chciałem ci tym zawracać głowy.” Zawracać głowy? To nie była kwestia zawracania głowy, tylko podstawowego szacunku. „Powinniśmy porozmawiać – powiedziałam, ściskając dłonie, żeby nie wybuchnąć. – Nie pytałeś, czy możesz tu kogoś przyprowadzać. To nie fair.”
„Kasia, nie spinaj się – odparł Marcin. – To tylko wizyta, ona nie zostaje.” Ale widząc, jak Kinga wygodnie rozsiadła się na moim własnym meblu, czułam coś więcej niż irytację – czułam się zdradzona. „To nie jest zwykła wizyta – odpowiedziałam chłodno. – Wpuściłam tu ciebie, nie jakąś obcą osobę. To mój dom, nie twoja stancja.”
Marcin podszedł bliżej. „Nie chciałem cię urazić, Kasia. Kinga tylko mi pomagała, gdy szukałem pracy.” Te słowa tylko mnie rozjuszyły. „A pomyślałeś o mnie? – wybuchnęłam. – Przyjęłam cię pod swój dach, a ty choćby nie raczyłeś zapytać, czy możesz tu kogokolwiek sprowadzać!” Kinga zerwała się z kanapy, mrucząc: „Nie chciałam problemów.” Ale problemem nie była ona – tylko on.
Następne dni były pełne napięcia. Marcin próbował się tłumaczyć, ale nie potrafił odbudować zaufania. Nie miałam pretensji do Kingi – była tylko dodatkiem do jego braku wyczucia. Ale jego zachowanie pokazało, iż uznał mój dom za swój własny, zapominając, iż to ja pomogłam mu z dobrego serca.
W końcu postanowiłam postawić sprawę jasno. „Marcin, pomogłam ci, bo chciałam – powiedziałam spokojnie, ale stanowczo. – Ale to mój dom. Musisz respektować moje granice.” Skinął głową, patrząc w podłogę. „Rozumiem. Przepraszam.” Po tej rozmowie Kinga więcej się nie pojawiła, a Marcin zaczął szukać swojego mieszkania.
Gdy w końcu wyprowadził się do małego mieszkanka na Woli, poczułam ulgę. W dniu jego wyjazdu stałam w drzwiach, patrząc, jak pakuje walizki. „Dzięki za wszystko, Kasia – powiedział cicho. – Naprawdę doceniam.” Kiwnęłam głową. „Trzymaj się, Marcin.” Kiedy zamknęłam za nim drzwi, zrozumiałam jedną rzecz: dobroć to piękna cecha, ale nigdy nie powinna kosztować nas własnego komfortu. Mój dom znów jest mój – i to była najważniejsza lekcja.