„Pozwól mi wejść” – (nie)życie na przedmieściach [WAMPIRAWKA]

filmawka.pl 9 godzin temu

Pomimo iż Szwecja kojarzy nam się raczej z wysokim komfortem życia i ikeowymi klopsikami, to dwunastoletni Oskar (Kåre Hedebrant) ma o niej trochę inne zdanie. Jego Szwecja jest ciemna, surowa i samotna. Rodzice są chwile po rozwodzie, a w szkole dzieciaki znęcają się nad wycofanym, niskim blondynem, który objawia dziwną fascynację przestępstwami. W takich warunkach nie ma większej różnicy, czy to przedmieścia Sztokholmu, czy bytomskie familoki. Oprócz zbierania wycinków z rubryki kryminalnej, jedyną rozrywką Oskara zdaje się wychodzenie na podwórko. Można tam posiedzieć na placu zabaw, ułożyć Kostkę Rubika albo wyobrażać sobie, iż nasza finka ląduje w oku szkolnego prześladowcy. To właśnie podczas takich zabaw do chłopca podchodzi Eli (Lina Leandersson), która tylko wygląda na dwunastoletnią dziewczynkę.

Tylko wygląda, ponieważ tak naprawdę jest wampirem i to za jej oraz jej opiekuna sprawą na sennym osiedlu zaczynają dziać się rzeczy straszne, do tej pory znane głównie ze wspomnianych kryminalnych rubryk. Giną ludzie, a ich zwłoki zostają okaleczone i pozbawione krwi. To, co tak doceniam w Pozwól mi wejść, to kontrast. Z jednej strony jest to dramat o wyrzutkach funkcjonujących gdzieś na obrzeżach społeczeństwa. Mało tutaj typowego horroru, większość scen nie próbuje budować poczucia strachu czy zagrożenia. Z drugiej zestawiono to z wręcz fizjologicznym podejściem do wampiryzmu. Eli musi po prostu spożywać krew i wydaje się, iż potrzebuje jej dużo. Nie ma tutaj uwodzenia, romansów czy opętywania. Nie ma też znanych z wielu historii humanitarnych sposobów na pozyskanie krwi. Jest po prostu morderstwo. Popełniane jedno po drugim. Dzięki temu film Tomasa Alfredsona wymyka się prostym gatunkowym kliszom, a widzowi utrudnia korzystanie ze zgranych schematów poznawczych. Zwyczajnie nie wiemy, w którą stronę ta historia pójdzie i komu mamy w niej tak naprawdę kibicować. Eli nie robi przecież wiele, by trzymać za nią kciuki. Możemy oczywiście kierować się dziecięcą aparycją i domysłem, iż pewnie nie sprowadziła na siebie piętna wampiryzmu z wyboru. Staje też w końcu po stronie Oskara, gdy sytuacja tego wymaga. Czy to wystarczy, by dopingować morderczyni?

W filmie nie obserwujemy dwóch wyrzutków, a trzech, ponieważ jest też Håkan (Per Ragnar) – opiekun Eli. On również został wypchnięty poza nawias społeczeństwa. Podróżuje z wampirzycą i dba, żeby miała co jeść. Jako widz nie mamy wyraźnych podpowiedzi, jaka jest jego rola w tej relacji. Jest jej ofiarą? „Wolontariuszem”? A może ma z tego korzyści? A jeżeli ma, to jakie? Film sugeruje kilka możliwości i żadna nie jest specjalnie pozytywna. Wątek ten jest wedle opinii czytających rozwinięty w powieści, na której film jest oparty. Nie czytałem jednak Wpuść mnie autorstwa Johna Ajvide Lindqvista, więc mój obraz filmowego scenariusza pozostał nienaruszony. Niezależnie od zasad układu z wampirzycą, Håkan nie może funkcjonować jak typowy obywatel. choćby w sytuacjach, w których mógłby chociaż trochę się zintegrować, pośpiesznie się wycofuje – tak, jak w scenie, w której pije kawę w lokalnym pubie. Unika integracji, bo boi się innych ludzi, czy boi się, iż pojawią się pytania o jego „córkę”?

fot. kadr z filmu „Pozwól mi wejść”

Håkan w pewnym momencie znika ze sceny, a my możemy w pełni się skupić na Eli i Oskarze oraz relacji, jaka między nimi się tworzy. A ta jest równie nieoczywista, co cały film. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy jest tam gdzieś pierwsze zauroczenie, czy to raczej reakcja na sam fakt, iż ktoś zwrócił na nas uwagę. Oskar jest samotny i odrzucony, a Eli, prawdopodobnie przez swój domniemany realny wiek, miała wiele okazji, by nauczyć się manipulowania, zwłaszcza kimś tak słabym. Film Alfredsona można by łatwo opisać jako pełną kontrastów opowieść o tym, iż trzeba znaleźć kogoś „swojego” i z tym kimś iść przez świat. Z tym, iż to nie jest jedyna możliwość i znaczniej ciekawiej jest, gdy spojrzymy na Eli jako na sprytną manipulatorkę, która szuka „opiekuna” nie dla bliskości dusz, a po to, by zapewnić sobie jego kosztem bezpieczeństwo. Wiele historii o wampirach przedstawia krwiopijców jako w dużej mierze jednostki ludzkie, które muszą jedynie okiełznać swoje potworne potrzeby. Ich człowieczeństwo jest tą ważniejszą częścią, która ma wygrać z koniecznością zabijania. Ba, często są w stanie poświęcić swoje zdrowie i bezpieczeństwo, by zminimalizować szkody dla innych. Przy Eli na sytuację możemy spojrzeć z innej strony – w pierwszej kolejności jest ona drapieżnikiem, „potworem”, który, dopiero, gdy zapewni sobie bezpieczeństwo, może eksplorować swoją ludzką stronę. Dobrze widać to w środkowej części filmu, gdy przez nieudolność Håkana wampir na pewien czas odsuwa się od Oskara, ponieważ musi zadbać o zabezpieczenie w kwestii pożywienia.

Ponure? Tak, ale takie właśnie jest Pozwól mi wejść, co jeszcze bardziej uderzyło mnie przy kolejnym seansie. Wszystko jest tutaj surowe – rodzice i nauczyciele, pomieszczenia i plenery. Wszystko wydaje się nie do końca żywe, raczej zawieszone w życiu i nieżyciu – jak Eli. Dlatego właśnie tak bardzo pasuje ona do tego świata i nie jest elementem z zewnątrz, a w pewnym sensie esencją tego, jak wyglądają te z pozoru znajome, szwedzkie przedmieścia.

Pomimo, iż to emocje i niejednoznaczność interpretacji tak ciągną mnie do obrazu Alfredsona, nie zawodzi również warstwa czysto filmowa. Oszczędne aktorstwo dziecięcych aktorów robi wrażenie, a i dorosła obsada sprawuje się bez zarzutu. Powolne tempo przerywane gwałtownymi scenami przemocy wprowadza szczyptę nieprzewidywalności, a mrok połączony z surowym sztucznym światłem w pomieszczeniach buduje doskonałą atmosferę. Taką, która świetnie wpisuje się w estetykę dzisiaj znaną jako liminal spaces, czyli „przestrzeni pomiędzy”. To miejsca zawieszone pomiędzy rzeczywistościami. Zdają się one jednocześnie istnieć, jak i jedynie „wirtualnie” zajmować przestrzeń, która inaczej byłaby pustką, ale nie niosą przy tym żadnej treści. Wywoływana przez nie mieszkanka nostalgii i niepokoju rezonuje również w historii Oskara i Eli.

fot. kadr z filmu „Pozwól mi wejść”

Wracają do pytania postawionego wcześniej – czy to, co wiemy o Eli, wystarczy, by dopingować morderczyni? Z jednej strony zapewniła ona Oskarowi uwagę, której potrzebował. Stała się elementem życia, którego siedzący samotnie na podwórku chłopak potrzebował. Z drugiej wciągnęła go w swój świat, wyrwała ze stanu zawieszenia, który możliwe, iż był jedynie chwilowy. Prawdopodobnie zabrała mu szansę na normalne życie, które może by się ułożyło. Czy relacja Eli i Oskara okaże się korzystna dla obojga? Czy chłopak, który w ostatniej scenie jedzie pociągiem z ogromną walizką, został skazany na los kolejnego opiekuna wampirzycy i w pewnym momencie tak, jak Håkan, przestanie być potrzebny? Te pytania zostawiam Wam razem z zaproszeniem, by samodzielnie spotkać się z tym wyjątkowym filmem.


korekta: Anna Czerwińska

Idź do oryginalnego materiału