Pierwsza taka sytuacja w polskich preselekcjach
Preselekcje Polski do Eurowizji 2017 miały inny format głosowania niż te, w których wygrał Michał Szpak. Tym razem o wynikach decydowali zarówno jurorzy jak i widzowie. Po raz pierwszy w historii polskich finałów narodowych wygrał ktoś, kto nie otrzymał maksymalnej noty od publiczności. Pierwsze miejsce trafiło do Kasi Moś i utworu „Flashlight”, który był faworytem jurorów, a w televotingu zajął drugie miejsce, przegrywając z „Faces” Carmell. Nie wywołało to jednak żadnej awantury czy skandalu, gdyż tego typu sytuacje spotkać mogliśmy w preselekcjach wielu innych krajów. Dodatkowo fanom Eurowizji zdawało się, iż to właśnie Kasia Moś, która była weteranką selekcji, powinna zgarnąć dwunastkę od publiczności. To, iż televoting wygrała nieznana szerzej Carmell, było sporym zaskoczeniem.
Mimo, iż wynik preselekcji przyjęto bez większej krytyki, nie było też poczucia, iż z „Flashlight” możemy coś na Eurowizji ugrać. Polska nie była faworytem, chociaż Kasia Moś gwałtownie zjednała sobie wielu fanów poprzez aktywność na pre-parties, zbudowanie koleżeńskich relacji z wieloma reprezentantami innych państw czy świetnym odnalezieniem się w wywiadach i za kulisami samego konkursu. Była to niezwykle ciepła, otwarta i pracowita reprezentantka.
Sukces w półfinale – pierwsza tak wysoka nota
Piosenka „Flashlight”, która została okrzyknięta najwolniejszym (co zostało potwierdzone badaniami) utworem stawki ESC 2017, wybrzmiała na żywo w pierwszym półfinale pod numerem jedenastym. W głosowaniu jurorów zdobyła 50 punktów co dało 11. miejsce czyli pierwsze pod kreską – aby przegonić dziesiąty Cypr Kasi zabrało dwunastu punktów. Z pomocą przyszli jednak widzowie, którzy do tego wyniku dodali 69 punktów, umieszczając Polskę na 6. pozycji. W efekcie Kasia Moś zebrała 119 punktów co dało 9. miejsce w półfinale i awans – czwarty z rzędu dla naszego kraju.
Jedenaste miejsce u jurorów było sukcesem i najwyższym w historii Polski od 2010 roku – na równi z rezultatem jurorskim Marcina Mrozińskiego w półfinale. Nie ma się jednak z czego cieszyć bo od 2010 roku cały czas jurorzy nie umieszczali nas w top10 półfinału (a tym bardziej finału). Stała się jednak rzecz niezwykła – Kasia Moś to pierwsza polska reprezentantka od 2014 roku, która w jakiejkolwiek komisji zdobyła 1. miejsce! Co więcej, aż dwa kraje (co było rekordem od 2014) przydzieliły nam miejsca w top3 rankingów. Podobnie jak Monika Kuszyńska, Kasia Moś nie dostała od żadnej komisji ostatniego miejsca. Oto jak na nas głosowano:
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce (brak)
Problemy w finale
W finale Kasi przypadła druga pozycja startowa – nadzieje na sukces nie były wysokie, ale mocno kibicowaliśmy Polce zwłaszcza, iż w tych ostatnich dniach Eurowizji wokalistkę dopadła choroba. Za swój występ na próbie jurorskiej, transmitowanej przez Dziennik Eurowizyjny na streamie z Centrum Prasowego, Kasia zebrała 23 punkty, co dało 23. miejsce w głosowaniu komisji. Słabiej oceniono tylko trzy kraje – Ukrainę, Niemcy i Hiszpanię. W televotingu Polska uzbierała 41 punktów, co dalo nam 12. miejsce. Mimo, iż różnica w pozycjach rankingowych była spora, po dodaniu punktów nasz wynik pozwolił na zajęcie niskiego, 22. miejsca w finale. Pokonaliśmy jedynie Izrael, Ukrainę, Niemcy i Hiszpanię. Oto jak głosowali na nas jurorzy w finale:
- miejsce (brak)
- miejsce (brak)
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce
- miejsce (brak)
- miejsce (brak)
- miejsce (ostatnie)
- miejsce (ostatnie) – brak
Azerowie jako jedyni poprawili notę
Tym razem aż cztery kraje, które dały nam jurorskie noty w półfinale, wsparły nas też w finale. To niewiele, ale dla Polski to świetny wynik co pokazuje, w jak beznadziejnej sytuacji byliśmy (i w sumie przez cały czas jesteśmy). Nieco wyżej w finale oceniły nas komisje, które mogły oglądać występ do „Flashlight” w trakcie półfinału – kraje głosujące w naszym półfinale dawały nam średnio pozycję 15,25 w finale, a te, które na nas w kwalifikacjach nie głosowały – 15,95. Tylko komisja naszych przyjaciół z Azerbejdżanu dała Polsce wyższe miejsce w finale niż w półfinale (skok z 8. miejsca na 5.). Słowenia znów dała nam dokładnie 7 punktów, Czarnogóra ponownie przydzieliła nam 16. miejsce.
Pozostałe komisje obniżyły miejsce rankingowe, z czego najmocniej Finlandia – w półfinale 9., a w finale 22. Podobnie Cypr – w półfinale 9., w finale 19. Kraje, których jurorzy mieli nas w top3 półfinału także słabiej ocenili Kasię – Australia z 1. miejsca na 8., a Czechy z 3. na 10. – w obu przypadkach zachowaliśmy jednak jakiekolwiek punkty. Zbiegiem okoliczności (przynajmniej chcemy w to wierzyć) jest to, iż Holandia czwarty rok z rzędu dała nam 25. miejsce w głosowaniu jurorskim finału, przy czym trzeci raz było to równoznaczne z ostatnim miejscem.
Wciąż liczne grono krajów, które nie dało nam żadnych punktów
W 2017 roku po raz pierwszy znaleźliśmy się w top10 jury (półfinał lub finał) w Armenii, Belgii, Bułgarii, Cyprze, Czechach, Finlandii, Mołdawii, Portugalii, San Marino, Tym samym grono krajów, które konsekwentnie nie dawały nam komisyjnych punktów (licząc od 2014) nieco się zmniejszyło, ale wciąż było duże – Austria, Chorwacja, Dania, Estonia, Hiszpania, Holandia, Islandia, Rosja, Rumunia, Szwecja i Węgry. „Wydawałoby się iż Kasia Moś ma wszystko by zdobyć sympatię jurorów (bo telewidzów to zupełnie inna kwestia) – utwór, głos, prezencje, ładny staging. Jednak tak nie było – a jedynym elementem który zostaje nie do podważenia jest głos Kasi Moś – absolutnie wyjątkowy i do tej pory doceniony na scenach polskich” – komentuje Maria Baładżanow z kanału Eurovibes. Więcej o powodach, dla których jednak „Flashlight” mogło nie przypaść do gustu jurorom, w kolejnym artykule, gdzie na ten temat wypowiedzą się zaproszeni eksperci oraz Wy! Poznamy też wyniki ankiety preselekcyjnej – cały czas możecie oddawać swoje głosy!
Nowy singiel Kasi Moś – „Alejandro”
Warto dodać, iż wczoraj Kasia Moś wydała nowy, świeży singiel „Alejandro”, a w klipie wokalistka rozprawia się w stylu Tarantino z niewiernym kochankiem. W rolach głównych, obok Kasi, Barbara Kurdej-Szatan i Mateusz Banasiuk. Gościnnie na ekranie Marek Dyjak. „Alejandro” to nie jest opowieść o zemście za wszelką cenę, to raczej słodko-gorzka ballada o zdradzie, rozczarowaniu i powrocie do siebie z nową siłą i dystansem. To nie tylko utwór o zdradzie partnerów, ale przede wszystkim piosenka o ludziach, którzy będąc blisko, stają się często naszym najtrudniejszym przeciwnikiem. To w końcu utwór o relacjach, które nas zawodzą. O wszystkim, co się rozsypuje i o tym, iż można pozbierać się bez patosu. Czasem choćby z ironicznym uśmiechem.
Ilustracją do nowego singla jest kolorowy, teatralny i wyrazisty teledysk – dokładnie taki jak Kasia. To nie jest bohaterka z delikatnej ballady. To silna kobieta, która poznała ból, ale zna też swoją wartość i potrafi przekuć własną bolesną historię w mocny song. Kasia zwraca się tą piosenką do każdego, kto czuje, iż był za dobry; do każdej kobiety, która słyszała: „nie bierz tego tak do siebie”; do każdego faceta, który został „wystawiony” i do każdej osoby, która chce odzyskać kontrolę nad swoim życiem, ale nie przez walkę, a poprzez ironię, dystans i nową siłę. Kasia Moś, ze swoim „Alejandro”, dołącza do grona silnych artystek, takich jak Lady Gaga, Miley Cyrus, czy Dua Lipa – do kobiet, które nie tylko dyktują trendy na muzycznym rynku, ale w mądry sposób pokazują, iż każda porażka czyni je jeszcze mocniejszymi.
Fot. YouTube