Zapowiadając listopadowy koncert w Polsce, twórca epickiego doomu – Leif Edling – opowiada między innymi o źródłach inspiracji, kolekcji winyli oraz dotychczasowych występach w naszym kraju.
Candlemass grało w Polsce już czterokrotnie – jakieś wspomnienia z dotychczasowych wizyt?
Leif Edling: Pierwszy raz był w okolicach Katowic. Przyjechaliśmy jeszcze z Messiahem na duży festiwal w 1991 roku (Metalmania w Jastrzebiu Zdroju – przyp. łw). Pamiętam, iż grało z nami między innymi Holy Moses. I publika była naprawdę szalona. Fajne czasy. Wróciliśmy po wielu latach i to był jakiś niefortunny występ z Robem Lowem w składzie. Chyba nikt nie wiedział o tym koncercie (śmiech). Przyszło strasznie mało ludzi (Kraków 2007, byłem wśród tych dwóch setek – przyp. łw). Dwa lata temu przyjechaliśmy z Johanem Langquistem graliśmy na Summer Dying Loud wraz z My Dying Bride i to było naprawdę mocne. A czwartego razu nie mogę sobie przypomnieć…
Ty wtedy nie przyjechałeś, w 2019 roku zastępował cię Per Wiberg.
Ah, wtedy miałem gorszy czas w życiu. Czułem się wypalony i musiałem na jakiś czas zrezygnować z koncertów. Faktycznie. To było jakoś na północy kraju (istotnie, Goleniów i festiwal Rock Hard Ride Free – przyp. łw). Ale chłopaki mówili, iż było dobrze.
Niedawno wydaliście epkę Black Star, na której znalazły się interesujące interpretacje doomowych klasyków z Black Sabbath oraz Pentagram.
Sabbath Bloody Sabbath zagraliśmy w sposób jak najbliższy Black Sabbath, a jednocześnie w stylu Candlemass. Moim zdaniem to połączenie zadziałało świetnie. Z kolei Forever My Queen Pentagram uchwyciliśmy najprościej jak się da, a Johan miał wolną rękę więc zinterpretował to po swojemu. Moim zdaniem wyszło fajnie.
Widziałem zdjęcie twojej ogromnej kolekcji płyt Black Sabbath. Ile masz egzemplarzy ich pierwszego albumu?
Jest ich już więcej niż na tamtym zdjęciu. Wydaje mi się, iż aktualnie 75. Ostatnio zdobyłem jedno włoskie wydanie, bo w mojej kolekcji każda płyta jest inna. Niedawno rozmawiałem z kolekcjonerem, który samej „czwórki” Led Zeppelin miał ponad 200 egzemplarzy, ale trafiało mu się sporo powtórek. U mnie każda płyta jest inna. Nie łatwo jest wytropić jakieś nowe unikaty. Pewnie mógłbym za to kupić dom, ale po cóż mi drugi dom? A kilka dodatkowych egzemplarzy płyt Black Sabbath nie zaszkodzi (śmiech).
Oglądałeś Back To The Beginning?
Oczywiście. Widać było, iż Ozzy jest w złym stanie i to musiał być ich ostatni koncert, ale nikt się wtedy nie spodziewał, iż tak gwałtownie po tym wydarzeniu umrze.
Jaką płytę Cadnelmass uważasz za najbardziej sabbathowską?
From The 13th Sun. To mniej znany album, ale uważam, iż udało nam się uchwycić klimat pierwotnego domu z lat 1971-72. Utwory z tej płyty graliśmy adekwatnie tylko na 4 czy 5 koncertach w Szwecji, tuż po premierze, bo niedługo zespół się rozleciał…
Opowiedz jeszcze o potężnym utworze tytułowym z epki Black Star…
Opowiadam tu o gwieździe, która wysysa z ciebie światło, ale może również cię inspirować. Każdy mój tekst mówi nieco o mnie, ale znużyło mnie pisanie przez lata o moich mrocznych stronach, także tylko kilka linijek tego tyczy. Uciekam w kompozycjach do innego świata. A ten numer z mocarnymi riffami to zdecydowanie waga ciężka.
Zagracie coś z nowej epki czy skupicie się na klasycznych utworach?
To będzie set jaki prezentujemy od pewnego czasu, czyli głównie utwory z płyt Epicus Doomicus Metalicus oraz Nightfall. Występy z takim repertuarem mają znakomity odbiór publiczności i świetne recenzje w prasie. Inna sprawa, iż ja sam chętnie zmieniłbym coś w setliście, jednak z kilku względów nie możemy tego zrobić. Wiesz, nie chcę o tym mówić, ale nie graliśmy prób od pół roku. Pewne okoliczności są mocno niesprzyjające. Szkoda. Być może niebawem wyjdą na światło dzienne, ale teraz nic więcej nie powiem. A bardzo chętnie zagrałbym Black Star czy Sabbath Bloody Sabbath. Albo Astrolous z Door To Doom, w którym na płycie zagrał nam kapitalne solo Tony Iommi. Bardzo chętnie przymierzę się też do Angel Battle z ostatniego albumu. Ten numer lubię szczególnie. Mam nadzieję, iż następnym razem to się wydarzy.
Nie wykonujecie również nic z czasów Roba Lowe’a. Dlaczego?
Właściwie nie wiem (śmiech). Robert był z nami kawał czasu i graliśmy wtedy bardzo dużo. Być może już nam się te numery przegrały? Ale gramy 5 z 6 numerów z Epicus Doomicus Metalicus, a to powinno uszczęśliwić każdego fana doomowego ciężaru.
Matz Ekström, wasz pierwszy perkusista, na łamach książki Ciężar przeznaczenia stwierdził, iż nie spodobał ci się początkowo tytuł Epicus Doomicus Metalicus i nazwałeś go gównianym… Naprawdę?
To prawda, iż Matz wymyślił ten tytuł. Zastanawialiśmy się czy gramy doom czy gramy epicki metal i Matz to połączył, stylizując na łacinę. Ale nigdy nie twierdziłem, iż to słaby tytuł. Dementi!
Czy Trouble było dla ciebie silną inspiracją na początku Candlemass?
Oczywiście. Kapitalny zespół. Psalm 9 i The Skull to absolutne płyty. Jestem fanem Trouble do dziś. Graliśmy jakiś czas temu wspólnie na 70000 Tons Of Metal. To był zaszczyt.
13 września zagraliście w Atenach pierwszy raz od 20 lat z Messiahem Marcolinem przy mikrofonie. Jest szansa, iż Messiah dołączy do składu w niedalekiej przyszłości?
To był wyjątkowy występ. Jedyny, jak od początku mówiliśmy. Udane podziękowanie na 40 urodzin zespołu. Wyszło dobrze, fanom, którzy przybyli na ten występ z całego świata podobało się, ale wokalistą Candlemass jest teraz Johan Langquist. Nie widzę powodu, by to zmieniać.
A trasa z dwoma głosami?
Nie sądzę. Dostałem milion maili z prośbą o spełnienie takiego scenariusza, ale to był jedyny raz i tyle…
Mam nadzieję, iż oszukujesz (śmiech). A powiedz czy śledzisz, co dzieję się w tej chwili na scenie doomowej? Masz jakieś nowości do polecenia?
Ostatnią nowością jaką odkryłem był Ghost. Kupiłem ich debiut jako odkrycie czegoś interesującego… Kiedy to było? Wiesz, jestem starym człowiekiem słuchającym starej muzyki i kolekcjonującym płyty Black Sabbath (śmiech).
Rozmawiał: Łukasz Wewiór
















