Sean Patrick Flanery urodził się w 1965 roku w Lake Charles w stanie Luizjana. Jego rodzice nie byli związani z kinem - matka była agentką nieruchomości, a ojciec sprzedawcą sprzętu medycznego. Na zajęcia z dramatu trafił tylko dzięki namowom ówczesnej dziewczyny i zaczął występować w studenckich przedstawieniach.
Sean Patrick Flanery: od gwiazdy Disneya do gwiazdy "Świętych z Bostonu"
Karierę zaczynał dosyć typowo - pojawiał się w reklamach telewizyjnych, by potem otrzymać rolę w filmach telewizyjnych tworzonych przez wytwórnię Disney: "Just Perfect" i "My Life As A Babysitter". Ogromną rozpoznawalność zyskał dzięki przyjęciu roli młodego kultowego archeologa w serialu "Kroniki młodego Indiany Jonesa" w latach 1992-1996. Reklama
W 1992 znalazł się na liście 50 najpiękniejszych ludzi na świecie wg magazynu "People". Pojawił się także w "Zagadce Powdera" oraz "Pokerowej zagrywce". W sumie w swojej karierze pojawił się w ponad setce filmów i seriali. W 1999 roku wystąpił w filmie "Święci z Bostonu", który całkowicie odmienił jego karierę.
W rolę braci MacManus wcielili się Sean Patrick Flanery i znany z serialu "The Walking Dead" Norman Reedus.
Reżyser, Troy Duffy wpadł na pomysł realizacji tego filmu po tym jak doświadczyło go życie. Był już zmęczony złem, z którym spotykał się na każdym kroku, a czarę goryczy przelał jeden widok - dealera, który okradał ciało swojego dawnego klienta.
Początkowo produkcja spotkała się z wieloma krytycznymi głosami, żadnen dystrybutor nie chciał kupić praw do filmu, a gdy ostatecznie trafił do kin, zarobił tragicznie mało. Sukcesem okazała się sprzedaż i wypożyczanie DVD i choć recenzenci nie byli zachwyceni, to widzowie pokochali brutalną opowieść. Ostatecznie film zarobił na świecie ponad 30 mln dolarów.
"To interesująca pozycja, film, który przeszedł niezauważenie w czasie premiery, a później własnymi siłami stał się kultowym hitem. Wiem o tym, bo gdziekolwiek na świecie jestem, jakiś typ we właściwym wieku podchodzi do mnie i pyta: 'Hej, wiesz jaki film naprawdę lubię?'. A ja mogę powiedzieć tylko po jego minie" - śmiał się Dafoe w rozmowie z Variety.
Trampolina do kariery i mroczna odsłona sławy
Nie da się ukryć, iż "Święci" trafili do kanonu kina, dzięki cichym poleceniom, przekazywanym z ust do ust. Niepotrzebna była wielka akcja marketingowa, która mogłaby wyrządzić filmowi wiele krzywdy. A jaka jest recepta na "kultową produkcję"? W rozmowie z Martą Górną aktor zdradził:
"Nie ma gotowej recepty na zrobienie kultowego filmu. Zagrałem w wielu, które uważam za niezłe. Niektóre ktoś obejrzał, inne nie miały tyle szczęścia. Odkrycie filmu przez widzów to wcale nie jest taka oczywista sprawa. jeżeli zajrzysz na listę produkcji, w których zagrałem, z ponad 100 widzowie są w stanie podać tytuły może czterech. To mniej niż 5 proc. Ale ten biznes taki jest i nie przeszkadza mi to. Kocham to, co robię, i robiłbym to za darmo".
Aktor jednak martwi fakt, iż w tej chwili wytwórnie filmowe są przewrażliwione na punkcie poprawności. w tej chwili wiele filmów sprzed lat nie mogłoby powstać właśnie z tego względu.
"To szefowie wytwórni są przewrażliwieni, a nie widzowie. Musimy być w stanie śmiać się z siebie, żeby jakoś przejść przez życie. A coraz częściej nam się tego zabrania. (...) wychowujemy mięczaków, ale choćby to słowo mogłoby narobić mi problemów. No i zabijamy szczerość. Żyjemy w czasach, w których nie można już choćby mówić prawdy, bo jest politycznie niepoprawna. To przerażające" -aktor nie szczędził mocnych słów.
Film "Święci z Bostonu" doczekał się kontynuacji, która spotkała się z surową oceną już nie tylko krytyków, ale też widzów. Jak podkreślali widzowie - czasem niezmieniona obsada to za mało by stworzyć świetną produkcję po latach.
To jednak nie powstrzymało producentów przed stworzeniem kolejnej części, nad którą właśnie realizowane są prace. W roli reżysera nie zobaczymy jednak Troya Duffy’ego. Powrót na plan filmu ucieszył nie tylko Normana Reedusa, ale też samego Flanery’ego.
"Zdecydowanie jest coś wyjątkowego w tym, iż mogę iść na plan i zrobić kolejny film z moimi najbliższymi przyjaciółmi. W branży rzadko się to zdarza. W większości przypadków pracujesz nad filmem i w trakcie niego poznajesz ludzi. Norman Reedus jest moim przyjacielem od lat 90. Obaj jesteśmy podekscytowani tym faktem".
Ostatnie lata pokazały, iż aktor może jeszcze niejednego krytyka zaskoczyć! Film "Złoworogi" odbił się szerokim echem i wywołał prawdziwą burzę!
"Złowrogi": kino, które wstrząsnęło widzami
"W dniu zaplanowanej egzekucji skazany seryjny morderca zostaje poddany ocenie psychiatrycznej, podczas której twierdzi, iż jest... demonem. Oświadcza przy tym, iż zanim skończy się ich spotkanie, psychiatra sam popełni trzy morderstwa..." - czytamy w oficjalnym opisie filmu.
Produkcja nie jest jednak standardowym horrorem.
"Nie ma tu jednak typowych aspektów horroru. To bardziej dramat o walce dobra ze złem. To naprawdę bardzo proste, ponieważ każda opowieść o walce dobra ze złem ma w sobie trochę strachu i niebezpieczeństwa. Dotyka nas emocjonalnie. Nie nazwałbym ‘Złowrogiego’ horrorem, a bardziej psychologicznym thrillerem lub dramatem" - opowiadał aktor w rozmowie z serwisem naekranie.pl.
Produkcja była obciążona siecią dziwnych przypadków - reżyserzy filmu, Chuck Konzelman i Cary Solomon, opowiedzieli o niezwykłych wydarzeniach, które towarzyszyły produkcji.
"Mieliśmy osiem wypadków samochodowych w ciągu 11-12 dni. Nikomu nic się nie stało, ale wszystkie samochody zostały zniszczone. (...) W naszym budynku biurowym w Burbank w Kalifornii cały dach został zerwany podczas ulewy, to normalnie nie miało prawa się zdarzyć" - stwierdzili twórcy.
"Podczas kręcenia nasz ksiądz, który był egzorcystą, musiał przejść nagłą operację. Lekarze powiedzieli, iż gdyby dotarł do szpitala godzinę później, mogłoby go już z nami nie być" - dodali.
















