Pogromcy Duchów: Imperium Lodu – recenzja filmu

popkulturowcy.pl 8 miesięcy temu

Pogromcy duchów uzbrojeni w dobrze nam znane pułapki i miotacze protonów po raz kolejny wyruszają w trasę. Najnowszy film Gila Kenana celuje w starszych odbiorców kierujących się nostalgią, jak i tych młodszych, niezmiennie szukających rozrywki. Czy udało mu się osiągnąć założone cele?

Nowe pokolenie pogromców duchów osiadło w dobrze znanej fanom serii remizie strażackiej na Manhattanie. Dla bohaterów, a w szczególności Phoebe (Mckenna Grace), łapanie duchów stało się rutyną dnia codziennego. Podczas pogoni za jednym z nich zostaje uszkodzone mienie publiczne. Z tego względu dostają wezwanie do burmistrza miasta – Waltera Pecka (William Atherton). Ten składa załodze obietnice, iż kolejnego upomnienia nie będzie, następnym razem zlikwiduje zespół. Ponadto Phoebe – z racji tego, iż ma 15 lat – nie może wyruszać z resztą ekipy na akcje w teren. Oczywiste jest, iż nie jest z tego faktu zadowolona, bo zamiłowanie do duchów odziedziczyła po dziadku. W międzyczasie w ręce emerytowanego już pogromcy duchów, Raya Stantza (Dan Aykroyd), dostaje się pułapka strzegąca niezwykle potężnej istoty – Garraki. Terroryzowała ostatnio Nowy Jork w 1904 i już wtedy ledwie udało się go powstrzymać. Stawka jest spora, bo wydostanie się demona z pułapki oznacza powtórkę z filmu Pojutrze.

Zobacz także: Czerwone maki – recenzja filmu. Wzgórze nadziei

Imperium lodu kontynuuje wątki z Pogromcy duchów. Dziedzictwo z 2021 roku. Za sterami produkcji stanęli: Gil Kenan (Straszny dom, Poltergeist) oraz Jason Reitman (Tully, Juno). o ile Reitman wyda wam się znajomym nazwiskiem, to jego zmarły dwa lata temu ojciec Ivan, był twórcą oryginalnych Pogromców duchów sprzed 4 dekad. Jasonowi nieco udało się przywrócić dawnego ducha serii, jednak ojcowska spuścizna pozostała niedościgniona. Co prawda poziom nie szoruje po dnie jak wersja Paula Feiga z 2016 roku, jednak nie można mówić o idealnej kontynuacji serii.

Największą bolączką Imperium lodu jest nagromadzenie wątków i postaci, często choćby w obrębie jednego pomieszczenia. Zacznijmy może od najmłodszego pokolenia. Phoebe z jednej strony chce być samodzielna i robić to, co kocha, ale przez decyzje burmistrza nie może w pełni uczestniczyć w życiu drużyny. Do tego nie dogaduje się z mamą i szuka pociechy w spotkanym w parku duchu Melody (Emily Alyn Lind). Trevor (Finn Wolfhard) staje się pełnoletni, co za tym idzie, chce być bardziej samodzielny. Lucky (Celeste O’Connor) i Podcast (Logan Kim) tak naprawdę jedynie przewijają się w tle. W tej części są kompletnie niepotrzebnymi postaciami, a razem może mają z pięć kwestii w filmie. Gary (Paul Rudd) oraz Callie (Carrie Coon) reprezentują środkowe pokolenie. Gary jest stereotypowym ojczymem, który nie wie do końca, jak ma zachowywać się przy dzieciach Callie, żeby w pełni go zaakceptowały. Sama Callie poza kłótniami z córką, zachowuje się jak stereotypowa nadopiekuńcza matka i traktuje syna jak dziecko. pozostało postać Nadeema (Kumail Nanjiani), która niestety wyjątkowo słabo sprawdza się jako comic relief, ma być za to kluczem do unicestwienia antagonisty.

Zobacz także: Najlepsze filmy 2024 roku

Kadr z filmu, materiały prasowe

Na całe szczęście starsze pokolenie pogromców duchów dostało więcej czasu ekranowego niż w poprzedniej części, gdzie zostali sprowadzeni jedynie do cameo. W Imperium lodu choćby mają swoje wątki! Ray Stantz para się weryfikowaniem i kolekcjonowaniem przedmiotów potencjalnie przejętych przez duchy. Gdy dostaje pułapkę zawierającą potężnego demona, do listy wątków dochodzi ustalenie, kim ten demon tak adekwatnie jest. Winston Zeddemore (Ernie Hudson) buduje imperium i pracuje nad nowymi technologiami. Peter Venkman (Bill Murray) za to pojawia się w trzech scenach na krzyż i jak zawsze jest sobą. Jest również Janine Melnitz (Annie Potts) nadzorująca interesy Zeddemore’a.

Jeżeli zdążyliście się już pogubić na etapie streszczania wątków, to w filmie wygląda to podobnie. Jednocześnie jest to sztampowa i przewidywalna historia, którą widz jest w stanie przewidzieć od samego początku. Scenariusz podąża od punktu A do Z bez specjalnych zaskoczeń, ale za to z paroma dłużyznami. Takie postaci jak Podcast czy Lucky naprawdę można by było pominąć. choćby Trevor wydaje się jedynie tłem w porównaniu do poprzedniej części. Pomimo tego Pogromcy duchów: Imperium lodu jak najbardziej dorównują klimatem pierwowzorowi. Odnalazłem go podczas przemierzania Manhattanu wraz z Ecto-1 czy odczuwając zagrożenie, jakie idzie razem z Garrakiem. W tym drugim przypadku spodobała mi się scena na plaży zwiastująca nadejście demona, jak można walczyć z taką siłą?

Zobacz także: Ripley – recenzja serialu. Hipnotyzujący ukłon dla klasycznego suspensu

Kadr z filmu, materiały prasowe

Pomimo iż zagrożenie wynikające z uwolnienia Garraka stoi na poziomie, to rozwiązanie intrygi wprost przeciwnie. W natłoku wątków i dróg, jakie bohaterowie musieli przejść podczas filmu, główny antagonista dostaje jedynie szczątkowe ilości czasu ekranowego. Klasycznie okazuje się, iż przedwieczny demon, potwór, niedoszły niszczyciel całego świata ulegnie mocy rodziny i przyjaźni. No trochę słabo. Filmowi można zarzucić również brak logiki czy to, iż po prostu jest naiwny. Część postaci, a co za tym idzie scen, jest niepotrzebna i ostatecznie rozwleka tylko film. Pozostaje jeszcze pytanie: czy w takim razie potrzebna jest kontynuacja? Moim zdaniem nie, już wystarczy tego odcinania kuponów i trzeba ruszyć dalej. Jednak wszyscy dobrze wiemy, iż to czcze gadanie. Prędzej czy później takowa się pojawi

Pogromcy duchów: Imperium lodu można porównać do owiniętego w warstwy sreberka cukierka. Pozbywając się niepotrzebnych elementów, zostaje nam wciąż oddająca ducha serii produkcja i można się na niej dobrze bawić. Każdy powinien dostać coś dla siebie. Dla wyjadaczy serii Zeddemore czy Stantz pojawiają się częściej na ekranie, za to młodsi na pewno docenią familijną lekkość filmu z postacią Phoebe na czele.

Źródło grafiki główne: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału