Podróż poślubna pana Hamiltona
rok wydania 1928
Mieczysław Smolarski
1888 - 1967
Mieczysław Smolarski, Biblioteka Domu Polskiego, Warszawa 1928: Podróż poślubna pana Hamiltona. Powieść fantastyczna z roku 2500.
Książka niczym Graal, niby istnieje, ale zdobycie jej jest niemal niemożliwe. Byłoby miło przeczytać w nowej odsłonie dzieła tych, którzy byli pionierami na polskim rynku powieści fantastycznych. Zdobycie, pożyczenie niektórych książek równa się z cudem.
Wracając do Pana Hamiltona, książka ma w sobie to „coś”, czasami miałam wrażenie, iż czytam Eduardo Mendozę w fantastycznej odsłonie.
Poczucie humoru autora nie straciło na aktualności, pomimo upływu niemal stu lat od pierwszego wydania, można się pośmiać. Gra słów, sarkazm i naiwność bohaterów Podróży poślubnej pana Hamiltona są specyficzne, nadają tej niewielkiej objętościowo książce szczególny charakter.
Czasami można przeczytać coś lekkiego, dobrego i zabawnego, a jednak dającego do myślenia.
Starałam się przeczytać inne książki autora, ale na razie Stanisław Lem jest na tapecie.
"— Przyjacielu mój! powinieneś wiedzieć, iż co było „dawniej", to dla nas współcześnie nie istnieje, o ile nie udowodni prawa do swego trwania w teraźniejszości. Człowiek nowoczesny nie wie, co to jest wdzięczność, wie natomiast dobrze, co to jest interes."
„— Domyślam się, iż wasza dostojność łaskę swoją zechce ograniczyć do obowiązku częstych odwiedzin, które pozwolę sobie jej składać: Dłuższy pobyt przy boku pana prezydenta mógłby grozić mi zbytnim podrażnieniem. Indywidualność moja zmusza mnie do szukania w dalszym świecie świeżych zapasów sił, które będę miał zaszczyt przelewać w chorobę jego dostojności.
Gibbs ryknął ponurym śmiechem:
— Nic nie będzie działać lepiej na me zdrowie, jak twoje niezadowolenie. Nie masz pojęcia ile znajdę w nim pierwiastków odradzających! Gdyż, mówiłem ci już młodzieńcze, umieram jako pierwsza ofiara szczęścia ogólnego, jakie dałem państwu zgodnie z wymogami cywilizacji. Filozofowie od kilkuset lat zapomnieli, iż przyroda uposażyła nas nie tylko w zęby trzonowe, ale także kły i siekacze, przeznaczając nas do walki i do jedzenia mię- ;a. Usunęliśmy spory między ludźmi i wprowadziliśmy ich w błogie uśpienie. Widząc wokół siebie obywateli wiecznie zadowolonych, nie czułem choćby tych pierwiastków czynnych, jakie budziły się jednak we mnie. Nie krępuj się zatem im silniej będziesz objawiać swe rozgoryczenie, tym bardziej cenić cię będę, przyjacielu. o ile zaś zadowolisz mnie zupełnie, to polecę cię w testamencie jako mego następcę na urząd prezydenta świata.
Śmiech Gibbsa jeszcze raz zahuczał ponurem echem, a gość jego stracił głos z powodu niewątpliwego wzruszenia, jakie odczuł. Poruszył się. niespokojnie, badając, czy nie znajdzie gdzieś w pobliżu otwartych drzwi lub okna. Dostrzegła i to piekielna przenikliwość prezydenta.
— Nie krępuj się młodzieńcze! Skacz przez okno! Pod każdym czeka cię dwóch policjantów z miękkim materacem. Wziąłem na siebie wszelką troskę dbania o twe wygody. Na razie jednak po chwilowym podnieceniu rozeszła mi się znowu po kościach słabość dotkliwa. Odejdź więc, a wieczorem sprawisz mi ten zaszczyt, iż będziesz zmuszony znowu mnie odwiedzić.
Po słowach tych Gibbs z nieprzewidywaną energią uderzył w biurko drogocennym przyciskiem, wykonanym z ołowiu. Na odgłos ów pojawił się marszałek z laską, ozdobioną kulą ziemską.
— Proszę odprowadzić tego pana do jego apartamentów, rzekł prezydent do dostojnika. Należy mieć o nim wyjątkowe starania. Dbałość, jaką będzie mu się okazywać, może posunąć się aż do kary cielesnej, jest on bowiem od dzisiaj kandydatem na mego następcę. Po zatem nie przeszkadzam zupełnie w zastosowaniu w stosunku do niego ceremoniału jak najbardziej wyszukanego. Do czytania można mu dać dzieła filozoficzne i poetyckie, unikając jednak utworów, które by zbyt żywo dzia- łały na wyobraźnię lub zanadto zaprzątały uwagę. Przygotować akt państwowy, którym
wydziedziczę Almareidę. Ulepki ślazowe, przepisane mi przez lekarzy, wyrzucić przez okno. Nie potrzebuję ich już. Czuję się lepiej!
Radosna nowina ta: „Czuję się lepiej” — miała niedługo rozbiec się po wszystkich częściach świata, promieniejąc błogą euforią twarze wszystkich, którzy w ogóle zwrócili na nią uwagę. Na razie marszałek skłonił się, po czym zdecydowanym ruchem ujął pod ramię Hamiltona, i powlókł z sobą przez jakieś ciemne korytarze, wiodąc go do pięknie urządzonego pokoju, wyróżniającego się szczególnie mocnym okratowaniem okien.
— Znakomity młodzieńcze — rzekł z widocznym szacunkiem w głosie, — oto rozkoszne gniazdko, które przygotowaliśmy ci na rozkaz prezydenta. Podziwiać będziesz miękkość foteli, choć przestrzegam cię przed posadzkami z elastycznego drzewa. Nadają się one tylko do ruchów lekkich. Posiadają, natomiast tę zaletę, iż chodzenie po nich nie sprawia najmniejszego szmeru.
Hamiltona ogarnęła nagła czułość:
— Drogi marszałku! byłbym szaleńcem, jeślibym wątpił w pańską wielkoduszność. Nie może mieć oschłego serca człowiek tak prawy i szlachetny. Olśniony losem, który tak nagle do mnie się uśmiechnął, mam życzenie tylko jedno. Pozwól mi uspokoić w jakiś sposób moją żonę i zawiadomić ją gdzie jestem.
Dygnitarz spojrzał się nań surowo.
— Zdumiewająca jest płochość twoich myśli, młodzieńcze! Wielka idea wymaga poświęcenia całego siebie. O porozumieniu się ze światem zewnętrznym nie myśl nawet. Prędzej laska ma zmieni się w słodki owoc ananasa, nim uzyskasz możność doniesienia komuś z bliskich o miejscu twego radosnego pobytu. Spójrz na dębowe drzwi i na kraty, a umysł rozjaśni ci istotna świadomość twego położenia.”

„Sądzę, iż zdumiewająca wyrozumiałość pani, pozwoli mi jednak przedtem zapytać się o nazwisko osoby uwięzionej?
— Hamilton! mówiłam panu już sto razy, iż Hamilton! — objaśniła Hatme energicznie.
— Proszę, by pani zechciała usiąść — rzekł dyrektor, znikając ponownie w twierdzy za aktami, z której od czasu do czasu błyskał zalotnie jednym okiem, przeprowadzając równocześnie przy pomocy skomplikowanego systemu stu kań tajemniczych, dzwonków i słuchawek dyskretną rozmowę z wydziałem in- formacyjnym.
— Otóż to — rzekł, wychodząc majestatycznie na środek pokoju — jak błędne wia- domości zamąciły spokój czcigodnej pani! Regestry policyjne nie znają osobnika, zwanego Hamiltonem, natomiast nazwisko jego zawiera spis mężów znakomitych, wydanych w ostatnim tygodniu. Władza bezpieczeństwa nie położyła ręki na małżonku pani, wobec czego buja on gdzieś tam wesół i swobodny.
— Buja wesół i swobodny!… Pan żartuje! — jęknęła Hatme. — Są świadkowie, któ- rzy widzieli, jak policjanci wsadzali go do samochodu.
Dyrektor podniósł ręce w górę, spuszczając oczy skromnie na dół.
— Czyż urząd nasz odpowiadać może za tajemniczych ludzi, przystrajających się w nie- splamioną niczym szatę sług sprawiedliwości?
Domyślam się, iż chodzi tu istotnie o jakieś porwanie, lub określiłbym to ściślej, o przywłaszczenie sobie pani męża. Do uwolnienia go dążyć będę zatem wszelkimi środkami, jakimi rozporządzam.
— Czy tylko będą one wystarczające? — spytała pani, w którą duch wstąpił znowu.
— Proszę nie wątpić. Proszę spojrzeć się na ścianę. Jest na niej pięć guziczków kauczukowych Naciskam jeden, wyrusza policja piesza; naciskam drugi, spieszy brygada konna; dam znak trzecim, gnają w całym pędzie łodzie motorowe; zadzwonię czwartym, błyskawicznie lecą cztery uzbrojone aeroplany. jeżeli poruszę przez nieuwagę piąty, cały Paryż siedzi w więzieniu.
— Czekam, byś pan nacisnął je wszystkie — osądziła Hatme rezolutnie. Papatache uzbroił się w powagę.
— Od osoby, równie kochającej swego męża, równie pięknej i równie uroczej, nie
wymaga nikt znajomości przepisów prawa. jeżeli natomiast o mnie chodzi, to siedzę tu pogrążony po szyję w odpowiedzialności. Sprawa pani nie nadaje się jeszcze do postępowania policyjnego. Jest to z naszego stanowiska, powiedzmy: pączek róży, który nie rozwinął się w. kwiat. Najwyższe środki bezpieczeństwa zastosowałbym wówczas tylko, jeślibyśmy znaleźli trupa pana Hamiltona. Nie nasuwam jednak pani tej myśli. Na razie chodzi jedynie o uwiedzenie, przywłaszczenie, względnie kradzież pani małżonka. Przestępstwo tego typu jest stosunkowo lekkie, a nabiera cech zbrodni dopiero wówczas, gdy trwa przez czas nieograniczony.”
"Nie sądź, iż zasłabłem wskutek zbytniej wrażliwości serca. Jestem chory, jak twierdzą nieuleczalnie, gdyż ja jeden w państwie jestem świadom wszystkich przepisów, które musiałem podpisywać. Wywołało to taki zamęt w mej głowie, iż od dłuższego czasu czuję się niezdolnym do odpowiedzi na najprostsze zagadnienie, Wiem, iż ludzkość doprowadzona jest do takiego stanu szczęścia, iż pozostaje jej tylko umrzeć z nudów. Jedynym ocaleniem dla niej byłaby straszliwa rzeź, albo powrót do obyczajów i trudów czasów pierwotnych. "
Kurier Warszawski z dnia 13 października 1928 roku
W 1928 roku o Podróży pana Hamiltona… w Kurierze Warszawskim napisano:
„Stara powieść Bellamy’ego „W roku 2000” zaznajamia czytelnika z domniemanym ustrojem społecznym przyszłych pokoleń ludzkich. Smolarski obrał sobie ten sam temat, do którego przybyły jako materiał satyryczny, ostatnie odkrycia, wynalazki i przewroty, jakim uległa ludzkość. Tym materjałem autor „Archiwarjusza Gordona” szafuje rozrzutnie, opowiadając czytelnikowi z doskonałych humorem, a częstokroć z ironicznym uśmieszkiem, co się działo w r. 2500 (czyli w 500 lat po przeżyciach bohaterów książki Bellamy’ego), wtedy gdy już od stu lat istniały Stany Zjednoczone Świata, „rządzono arystokratycznie przez kongres , wybrany w połowie przez związek pracy, w połowie przez stowarzyszenia naukowe. System kartkowy panuje niepodzielnie i przybiera formy coraz bardziej groteskowe: trzeba uzyskać kartkę na każdą podróż powietrzną, na każdy posiłek, ba! choćby na posiadanie dziecka. Zmechanizowane życie odbiera mu wszelki powab i urodę: mechanicznie czyści się ubrania, sporządza obiad, czyści mieszkanie.
Nie ma miejsca ani czasu w fantazję, na niespodziankę, poprostu na szczęśliwość ludzką. List z wyznaniem miłosnym brzmi: „Jeśliby pani chciała rozwieść się ze swym mężem, to oświadczam, iż posiadam aż dwie kartki, zwalniające kobietę z przepisów o przeludnieniu „…
Bardzo pogodna i wesoła książka!
Z.R.”
"— Czy nie posiadasz pan przypadkiem pigułek rozweselających? — Nie! — odrzekł ze zdziwieniem dostojnik. — Łaska pierwszego z obywateli bokiem mi wyłazi. Chciałbym wzmocnić swe siły, by móc jej sprostać."
Czyżby plagiat?
Dziennik Bałtycki
Niezależne pismo wybrzeża
Niedziela, 30 maja 1948 r., Wydanie A
„Smolarski contra Huxley. Mieczysław Smolarski wytoczył niedawno na łamach „Nowin Literackich” sprawę uderzającej zbieżności, jaka istnieje w pewnych pomysłach jego powieści „Miasto światłości” i „podróż poślubna pana Hamiltona” a głośną późniejszą powieścią Aldous Huxley’a pt. „Nowy wspaniały świat”. w tej chwili w liście drukowanym w nr 18 „Tygodnika Powszechnego” Smolarski pisze o echach zagranicznych i polskich swego wystąpienia oraz o przekazaniu sprawy Pen Clubowi . J Kleiner, wyrażając opinię, stwierdził że: „Jakkolwiek zdarzają się podobieństwa dzieł, nie pozostających w stosunku zależności, rysy wspólne… tak są (tutaj) wyraziste i liczne, iż dziwić by musiała ich zbieżność przypadkowa.”
Na temat plagiatów Smolarski contra Huxley, nie posiadam dostatecznej wiedzy, aby zabierać głos w tym temacie.
Jeden z głośniejszych plagiatów jaki znam to Rok 1948 Georg Orwell, pisarz, recenzent książki kolegi po fachu Yevgeny Zamyatin My, wydanej w 1924 roku.
G. Orwell zrecenzował ją w 1946 roku, więc nie da się ukryć, iż znał ją przed napisaniem jednego z najsłynniejszych swoich dzieł. Napisał plagiat niemal doskonały, jak niektórzy twierdzą. Jednak są i tacy czytelnicy, naukowcy i wszelkiej maści krytycy zawodowi i kuchenni, którzy twierdzą, iż książki są zupełnie o czymś innym, iż Rok 1984 plagiatem nie jest. No cóż, ja tu tylko sobie czytam.