witaj na kartach książki
Moje Przygody w Krainie Plot Twistów,
gdzie ciągle mieszają się formy, po bohaterów
przylatują ptaszyskokształtne idee, by schwycić
w szponiaste grabska, zatargać na wiece i pola walk.
tu zachodzą cudowne łamane na cudaczne wypadki,
dajmy na to okazuje się, iż laska, która
przyniosła do naprawy telefona, czy
przylazła do salonu, w którym pracuję,
by kupić kolczyki do nauki języka tigrinia,
zestaw designerskich maczet-thermomixów
lub cokolwiek innego i zaczyna wydzierać się
na mnie, pracującego w usługach biedaczynę
z wiecznie doklejonym, służbowym uśmiechem,
że co to za porządki, jak to: `nie ma`
albo `czemu, kurwa, tak drogo`, ta samonakręcająca się
sprężyna, co krzyczy iż jak śmiem jej nie znać, ona jest
przecież Fagata, co ja, pod kamieniem żyję,
ta andydama, która po ledwie chwili od wejścia
już nie tyle pulta się, co zapluwa jadem,
wpada we wściekłość dziką i nie do okiełznania,
po czym, chcąc mi wymierzyć siarczysty policzek
za samo tylko nieodzywanie się
i niereagowanie na wrzask,
traci równowagę, wpada na szklany stolik,
roztrzaskuje głową jego blat,
po czym wstaje z rozoranym policzkiem
i jeszcze głośniej wyje, iż została oszpecona,
okazuje się nie być żadną Fagatą (ktokolwiek to jest),
tylko otyłym pięćdziesięcioośmiolatkiem spod Małkini,
Grzegorzem Dragstoriewem, bezrobotnym
frustratem, którego za notoryczne pijaństwo
wylano z huty szkła `Cementeks`.
zabawnie w mojej książce, prawda?
co rozdział to jak nie ucieczka wartburgiem
przed hordami snycerzy zombie,
to smok z lechowałęsowskim wąsem,
który wygłasza odczyt o partenogenezie Hatifnatów.
powieki nasuwające się na gałki zamykanych oczu
nie są kartkami. jest nimi czysta czerń,
która dzięki temu powstaje.
czytaj dalej. nie chcę spoilerować, ale za dwa
rozdziały z rozharatanego policzka pseufoFagaty
zaczną wychodzić światłowodowe robale.
oblezą cię, oplotą. zacznie się transmisja
danych o szczególnym znaczeniu.