Witajcie
Jeśli wiecie, iż książka ma kontynuację to czekacie z niecierpliwością na kolejną część? zwykle wybieram książki jednotomowe, ale zdarza się, iż i te, które mają wiele części kuszą i mam ochotę czytać kolejne.
Jakiś czas temu zachwyciłam się lekturą Domu pod kasztanem. Moją recenzję przeczytacie tutaj >>> Zaskoczyła mnie na końcu informacja, iż będzie kolejna część. Nie mogłam się jej doczekać, bo pierwsza naprawdę poruszyła moje serce i czułam, iż zostanie ze mną na długo.
Czy druga część równie mocno do mnie przemówiła? A może nie odnalazłam w niej tego czego szukałam? Zapraszam na kilka słów mojej recenzji Pod wspólnym dachem.
Pod wspólnym dachem - recenzja
Zuzia po upalnym lecie, które spędziła u boku dziadka w domu pod kasztanem decyduje się zmienić swoje życie i rezygnuje ze studiów. Zostaje by zajmować się dziadkiem, ale również dlatego, iż to tutaj odnalazła swoje miejsce, w którym czuje się dobrze. No i pozostało Marek, z którym w pierwszej części zaczęła budować nietypową relację przeradzającą się w coś głębszego, a między nimi oczywiście książki... Nie zabrakło też Marzenki, która potrafi przysporzyć wiele kłopotów i wywołać emocje, które normalnie u Zuzi nie występują. Ta postać lubi namieszać w głowie naszej Zuzanny.
Zuzia zostając w miasteczku poznaje Noemi, która staje się jedną z głównych bohaterek tej powieści. Ciepła, sympatyczna, zawsze ma dla wszystkich dobre słowo. Mama trójki dzieci, która świetnie sobie radzi z wychowaniem, a oprócz tego jeszcze prowadzi kwiaciarnię. Kiedy się do niej wchodzi człowiek od razu staje się pogodniejszy. Aż trudno uwierzyć, iż właśnie taką osobę spotka coś nieprzyjemnego. Życie Noemi wywróci się do góry nogami. Ktoś usilnie chciał podciąć jej skrzydła, ale na szczęście ma w swoim otoczeniu wielu ludzi, którzy wspierają i od razu chcą nieść pomoc. Przyjaźń ta najcenniejsza może naprawdę pomóc w najtrudniejszych chwilach. Noemi może liczyć na Zuzię, ale też na innych przyjaciół, którzy chętnie przychodzą z pomocą.
W trakcie czytania powieści towarzyszymy również Walerce, przyjaciółce Zuzi, która wraz z Przemkiem chce otworzyć knajpę, inną niż wszystkie. Wiele pracy ich czeka, ale oczywiście marzenia są po to by je spełniać. Dlatego powoli po nitce do kłębka wszystko toczy się we adekwatnym kierunku.
Jak losy tych wszystkich znajomych się potoczą dalej? O tym musicie sami przeczytać. No i sprawdźcie co też przydarzyło się Noemi, i kto chciał jej zaszkodzić.
![]() |
Pod wspólnym dachem - recenzja |
![]() |
Pod wspólnym dachem - recenzja |
![]() |
Pod wspólnym dachem - recenzja |
Kilka słów ode mnie:
Kolejna lektura, którą zaczęłam czytać w wakacje, a która idealnie sprawdziłaby się w październiku albo listopadzie. Na dworze zimno, spadające liście, ciepła czekolada, a za chwilę Boże Narodzenie. Takie książki zdecydowanie przemawiają do mnie bardziej, kiedy czyta się je w tym czasie, który jest jej bliższy. Nie do końca mogłam się zatopić w tych wszystkich lampkach, światełkach i całej aurze jaka jest związana z jesienią, a potem ze świętami. Czułam ciepło bijące z tej atmosfery, ale myślę, iż bliżej świąt czułabym jeszcze bardziej.
Święta gwałtownie minęły, potem nastała wiosna, ale całość pozostaje w tej chłodniejszej atmosferze. Teraz, gdybym ją czytała, kiedy na dworze robi się iście jesiennie to zdecydowanie opisy dużo bardziej trafiłyby w moje emocje.
Nie wiem czy wcześniej było tego mniej, czy teraz bardziej zaczęłam na to zwracać uwagę, ale od samego początku nagminnie jest używane słowo "dziadziuś". Również inne zdrobnienia jak rosołek, obiadek, kubeczek, czy kluseczki. Kilka razy byłoby urocze, ale po kilkunastu razach czułam zmęczenie i przytłoczenie. Im dalej w lekturze było tego nieco mniej, ale zupełnie nie pamiętam, żeby aż tak mi to przeszkadzało w pierwszej części. Dziadziuś był traktowany zbyt mocno jak dziecko. Często dawał dobrą radę, pomagał swoim wiekowym doświadczeniem, ale cieszył się jak przedszkolak, kiedy przyjechali goście. Z jednej strony dzielił się mądrością, a z drugiej strony Zuzia gotowała mu rosołek z kluseczkami. Było tego dla mnie odrobinę za dużo.
Wyczekiwałam dalszej części, bo bardzo kibicowałam Zuzi i Markowi. Miałam nadzieję na dalszy, głębszy rozwój relacji między nimi, a tutaj okazuje się, iż Marka prawie nie było w powieści. To znaczy był, ale na chwilę, a potem znikał. Ta znajomość przypominała mi nieco taką z liceum, kiedy niby tęsknią, ale spotykają się w knajpie na kawie. Kilka sms-ów wysłanych, a te ważne dni jak święta spędzają osobno. Nie było dla mnie widać relacji dwóch dorosłych, dojrzałych osób. jeżeli już się spotykali to rozmowy prowadzili według sobie znanego schematu docinania, takiego jakby dogryzania. Im się to podobało, ale mi niezbyt dobrze czytało. Zabrakło mi chemii między nimi. Jakieś iskierki, czegoś co zapierało dech. Na zakończenie powieści Marek pojawił się w nieco dłuższym wydaniu i wywrócił całą historię do góry nogami. Jednak na to trzeba było czekać odrobinę za długo.
Te kilka rzeczy trochę mnie rozczarowało. To znaczy z jednej strony klimat książki pozostaje podobny do pierwszej części, a z drugiej strony czułam niedosyt, irytację na zdrobnienia, no i gdzie ten Marek? Wcześniej dodawał lekkiej nuty romantyzmu całej historii, a teraz czekałam na nią, ale się nie doczekałam.
Opisy ozdób świątecznych czy też obejścia wokół domu, jak i same domy oraz kwiaciarnia Noemi były bajkowe. Przyroda, która najpierw zasypiała na zimę, a potem budziła się wraz z wiosną, dawała nadzieję na lepsze jutro. To mi się bardzo podobało.
Mamy tutaj przedstawioną przyjaźń, która potrafi być dobra, czuła i na każde zawołanie. Chęć niesienia dobra by przeciwstawić się złu była przejmująca, ale nie wiem czy w prawdziwym życiu jest możliwa. Bardzo chciałabym, żeby zdarzały się takie naprawdę, ale niestety w dzisiejszych czasach wydaje mi się, iż ludzie są bardziej zapatrzeni w siebie i nie tak chętni do pomocy innym. Obym się myliła. To tylko taka refleksja, bo cała ta historia, która tuta została opisana jest naprawdę interesująca w odbiorze. To co spotkało Noemi jest niewiarygodne, a jednak takie historie się zdarzają. Dla nas jako czytających to chwila refleksji i zastanowienia, być może po to, żeby być bardziej wyczulonym.
Czytało się dobrze, lekko i dość szybko, ale przy pierwszej części czułam o wiele więcej emocji niż teraz.
Polecam wszystkim tym, którzy lubią zatopić się w prawdziwie sielskiej atmosferze z rodzinnym klimatem i pięknymi malowniczymi krajobrazami. Jeśli jesteście jednak wrażliwi na to jaką książkę czytacie, w którym okresie roku to proponuję zostawić ją sobie na czas bardziej jesienny. Wtedy, kiedy będziecie pić ciepłą herbatę, pod kocem i przy świetle świecy.

Za możliwość poznania lektury dziękuję Wydawnictwu Filia