Plastusiowy pamiętnik

filmweb.pl 4 miesięcy temu
Niełatwa to sztuka być demiurgiem, zwłaszcza jeżeli tę sztukę uprawia się dla sztuki. Debiutant Robert Morgan może i opanował do perfekcji szereg technicznych umiejętności – do tego stopnia, iż pozazdrościć ich mogą choćby stare wygi, które zjadły zęby na animowaniu figurek z plastycznej masy. Ale wszystkie jego twory przypominają bezrozumne golemy. Niby kręcą głowami, machają łapami i powłóczą nogami, ale życia próżno tam szukać. Na dodatek Morgan ma więcej serca dla wszystkich stworzonych przez siebie kukiełek, drzewek i domków niż dla postaci z krwi i kości; co niekoniecznie musiałoby być zastrzeżeniem pod adresem jego filmu. Tylko iż "Stopmotion" do tego stopnia koncentruje się na aspekcie, nazwijmy to, fantastycznym, iż umiejscowiona poza planem filmowym rzeczywistość jest marginalna, banalna, szara i zwyczajna. Słowem: nieinteresująca.

  • British Film Institute (BFI)
  • Blue Light

Mowa o planie filmowym, bo wszystkie te halucynacyjne, oniryczne dziwności rozpięte między jawą a snem wydarzają się w skromnej scenografii, przygotowanej przez bohaterkę (Aisling Franciosi) i jej matkę (Stella Gonet) na potrzeby szykowanej przez nie animacji. Kobiety łączy trudna, toksyczna relacja, bo cierpiąca na artretyzm, niezdolna do pracy staruszka choćby nie tyle projektuje swoje ambicje na córkę, co ćwiczy ją niczym podległą służkę. Zahukana Ella z kolei nie jest zdolna postawić się matce, żyje pod jej butem. Ale kiedy seniorka umiera, dziewczyna decyduje się dokończyć film w wynajętym przez siebie pustym mieszkaniu. Z każdym dniem pracy wydaje się jednak coraz bardziej tracić rozeznanie, co jest prawdziwe, a co wyobrażone.

Przewodniczką po świecie mrocznej baśni, jaką roi sobie Ella, staje się dziewczynka z kamienicy (Caoilinn Springall), która przejmuje poniekąd rolę reżyserki i scenarzystki, opowiadając o przygodach zagubionego dziecka prześladowanego przez tajemnicze monstrum. I to tę historię, pchana niewytłumaczalnym imperatywem, zaczyna opowiadać za pośrednictwem lalek Ella. W efekcie błyskawicznie osuwa się ku obłędowi, który odseparowuje ją od najbliższych, przyprawia o szał, odbija się na codzienności, paraliżuje ją i pcha do absurdalnych zachowań, do odrętwienia, do szaleństwa, do piekła. Głównie w jej głowie.

  • British Film Institute (BFI)
  • Blue Light

Morgan rzuca tutaj szereg pytań o to, kto jest kim, komu o co chodzi, co jest prawdziwe, a co zmyślone, doprawiając to wszystko metakomentarzem, ale wychodzi mu bełkotliwa paplanina na tematy cokolwiek błahe. Brytyjskiemu reżyserowi udaje się całkiem nieźle zbudować sam klimat poprzez faktycznie upiorne sekwencje animowane poklatkowo. Wyglądają one znakomicie i nie sposób nie zachwycić się poziomem ich wykonania mimo ewidentnie niskiego budżetu. Ale, zderzone z fabularną płycizną i psychologiczną mizerią stają się zaledwie ornamentem. Niby nie sposób rozdzielić tu warstwy aktorskiej od animowanej – bo nie taka jest intencja twórcy, a jedno z drugim sklejono całkiem sprawnie – ale nie za bardzo to do siebie pasuje. Bo o ile "Stopmotion" to na pewnym poziomie historia o osamotnieniu Elli – emocjonalnym i faktycznym – które przyprawia dziewczynę o coraz głębszą depresję, to jednak brak tu studium schizofrenii, jakie serwował kiedyś, dajmy na to, Polański.

  • British Film Institute (BFI)
  • Blue Light

Morgan usiłuje szokować poprzez horror cielesny, kusi niepokojącymi obrazkami, ale rzadko ma o czym opowiadać. Niby mówi o dziecięcych traumach egzorcyzmowanych przez sztukę, o narkotycznych relacjach rodzinnych, o potrzebie kanalizowania emocji za pośrednictwem talentu, o zniewoleniu przez ambicje. Konkluzje wyciąga jednak proste, kuriozalne. Metafory są płytkie, tylko grozy Morgan nam nie poskąpił.

I teoretycznie o to w horrorze chodzi. Ale "Stopmotion" ma pomysł tylko na fantasmagoryczne obrazy bez treściowej głębi, które działają wyłącznie na poziomie trzewiowym i to jedynie do momentu oswojenia się z niepokojącą estetyką. Debiut Morgana ogląda się niczym sprawnie przyszykowane portfolio, pokaz fachowego rzemiosła, co, oczywiście, nie musi być zagraniem nie fair. O ile kolejny scenariusz podyktuje mu snująca mroczne baśnie dziewczynka z sąsiedztwa.
Idź do oryginalnego materiału