Dziś moja teściowa, Barbara Kazimierzówna, rzuciła bomba, od której opadła mi szczęka. Okazuje się, iż tego lata zabiera na działkę wnuki od swojej córki Krystyny — Zosię i Jona, a naszą Milenkę, naszą sześcioletnią córeczkę, postanowiła nam przywieźć na całe wakacje! I to bez słowa konsultacji! Gdy razem z mężem, Jackiem, próbowaliśmy zaprotestować, Barbara Kazimierzówna tylko prychnęła: „Wszystko fair, Kasiu! Przecież nie mogę zabrać wszystkich wnuków na działkę!” Fair? To znaczy, iż nasze życie ma się teraz podwijać pod jej królewskie rozkazy? Wciąż wrze we mnie złość i muszę się wygadać, bo inaczej eksploduję.
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, gdy teściowa zadzwoniła i mimochodem rzuciła swoje „plany”. Wtedy jeszcze nie pojęłam, o co jej chodzi. „Kasieńko — mówi — w tym roku zabieram Zosię i Jona na działkę. Są już duzi, z nimi łatwo, a Milenka niech zostanie z wami”. Najpierw pomyślałam, iż żuje. Milenka uwielbia działkę Barbary Kazimierzówny — tam jest ogród, huśtawki, rzeczka niedaleko. Co roku jeździła tam na kilka tygodni, a my z Jackiem byliśmy tylko zadowoleni: Milenka szczęśliwa, my odpoczywamy. Ale żeby teściowa nagle postanowiła w ogóle nie zabierać naszej doleczki, tylko przywieźć ją do nas na całe lato jak przesyłkę? To już przesada!
Od razu powiedziałam Jackowi: „Słyszałeś, co twoja mama wymyśliła? Dlaczego decyduje za nas?” Jacek, jak zwykle, próbował złagodzić sytuację: „Kasia, no mama chce spędzić czas z wnukami Krystyny. A Milenka i w domu będzie dobrze, damy radę”. Damy radę? Oczywiście, iż damy, ale nie o to chodzi! Dlaczego Barbara Kazimierzówna nie zapytała nas o zdanie? Oboje z Jackiem pracujemy, mieliśmy plany na lato — chcieliśmy wziąć urlop, pojechnąć z Milenką nad morze. A teraz co? Mamy wszystko odwoływać, bo teściowa tak postanowiła? I jeszcze ta jej „sprawiedliwość” — jakby robiła nam łaskę!
Postanowiłam porozmawiać z nią wprost. Dzwonię i mówię: „Barbara Kazimierzówno, dlaczego pani nie porozmawiała z nami? Milenka kocha działkę, a my liczyliśmy, iż jak zwykle spędzi tam trochę czasu”. A ona na to: „Kasia, nie zaczynaj. Zosia i Jon dawno u mnie nie byli, więc ich biorę. A Milenka jest wasza, to się nią zajmijcie”. Mało nie upuściłam słuchawki. Zajmijcie się? Czyli Milenka to już nie jej wnuczka? I dlaczego dzieci Krystyny są ważniejsze? Wiem, iż Krystyna, córka teściowej, mieszka bliżej działki, i Barbara Kazimierzówna zawsze więcej uwagi poświęca jej dzieciom. Ale tak otwarcie stawiać je ponad Milenkę — to już bezczelność.
Próbowałam tłumaczyć, iż mamy swoje plany, iż Milence będzie przykro, iż nie pojedzie na działkę. Ale teściowa przerwała: „Kasia, nie dramatyzuj. Milenka w domu sobie posiedzi, a ja nie jestem z gumy, wszystkich nie zabiorę”. Nie jest z gumy? Ale kto ją prosił, żeby była z gumy? Nigdy nie narzucaliśmy Milenki, zawsze ustalaliśmy wszystko wcześniej. A teraz po prostu stawia nas przed faktem. Jacek, zamiast mnie wesprzeć, tylko wzrusza ramionami: „Mama wie najlepiej, Kasia. Nie kłóćcie się”. Nie kłóćcie się? A ja jestem już o krok od tego, żeby sama spakować Milenkę i zawieźć na tę działkę — niech Barbara Kazimierzówna spróbuje odmówić wnuczce prosto w oczy!
Najbardziej boli mnie to, iż chodzi o Milenkę. Już pyta: „Mamo, a kiedy pojedziemy do babci na działkę? Chcę się huśtać i zbierać jagody!”. Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Powiedzieć, iż babcia wybrała inne wnuki? To dziecko, nie zrozumie, ale będzie smutna. A ja nie chcę, żeby moja córka czuła się mniej kochana. Zaproponowałam teściowej kompromis: niech zabierze wszystkie troje wnuków chociaż na miesiąc, a my z Jackiem pokryjemy koszty. Ale ona się uparła: „Kasia, już zdecydowałam. Nie mieszaj się”. Nie mieszaj się? Czyli ja teraz jestem obca w życiu własnej córki?
Porozmawiałam z Krystyną, licząc, iż przemówi do rozsądku matki. Ale ta tylko rozłożyła ręce: „Kasia, mama sama decyduje. Zosia i Jon dawno marzyli o działce, a Milenka jeszcze mała, w domu jej będzie dobrze”. Mała? Milenka jest tylko rok młodsza od Zosi, jaka różnica? Zrozumiałam, iż po Krystynie niczego się nie doczekam — cieszy się, iż jej dzieci wzięły górę. A my z Jackiem zostaliśmy samymi z tą „sprawiedliwą” decyzją teściowej.
Teraz zastanawiam się, co robić. Może machnąć na to ręką i pojechać z Milenką nad morze, jak planowaliśmy? Ale trudno mi pogodzić się z tym, iż Barbara Kazimierzówna tak łatwo wykreśliła naszą córkę ze swoich planów. A może porozmawiać z Jackiem, żeby wreszcie postawił matce ultimatum? Ale wiem, iż nie lubi z nią dyskutować. Mówi: „Kasia, to przecież mama, kocha Milenkę, po prostu chce być sprawiedliwa”. Sprawiedliwa? To znaczy, gdy jedną wnuczkę bierze na działkę, a drugą odstawia jak paczkę?
Jeszcze nie wiem, jak postąpię. Ale jedno jest pewne: nie pozwolę, żeby Milenka czuła się niechciana. jeżeli Barbara Kazimierzówna myśli, iż może rozdawać swoje „sprawiedliwe” rozkazy, bardzo się myli. Zrobimy wszystko, żeby te wakacje były dla Milenki wyjątkowe — z działką lub bez. A teściowej jeszcze przypomnę, iż wnuki ma nie tylko od Krystyny. jeżeli chce być babcią dla wszystkich, niech nauczy się rozmawiać, a nie rządzić. A póki co, walczę, żeby nie wybuchnąć z powodu tej „sprawiedliwości” i wymyślić, jak wytłumaczyć Milence, dlaczego babcia postąpiła tak dziwnie.