PAWEŁ DEMIRSKI: – Miałem taką intuicję już jesienią, iż wygra Nawrocki, bo to był idealnie dobrany kandydat. Też z taką myślą, żeby w drugiej turze na niego zagłosował rosnący już wtedy elektorat Konfederacji. To było od początku obliczone na długi marsz i ten długi marsz w efekcie dotarł tam, gdzie miał dotrzeć. Ten męski, maczystowski wizerunek Nawrockiego, z boksem, ustawkami, kibolstwem, ze znajomością z ludźmi z miasta – to działa na wyobraźnię męskiego młodego elektoratu, internetowej manosfery. Ale choćby bez tego kontekstu, jak się patrzyło na zestawienie Nawrockiego z Trzaskowskim – człowiekiem potwornie zmęczonym, który wyglądał przez większość kampanii, jakby nie miał siły i ochoty brać w tym wszystkim udziału... Swoje zrobiły też media, które ciągle powtarzają, iż Polska jest podzielona.
A nie jest?
A może już nie trzeba tego mówić? A może ona wcale nie jest taka podzielona albo można nazwać nowe linie podziału, zmienić dynamikę, kierunki? Dlaczego liberałowie choćby nie próbują rozmawiać z polską wsią? Tak jakby nie umieli sobie wyobrazić, co to są za ludzie, jakby nie mieli z nimi żadnego kontaktu. A przecież wieś w 2023 r. dawała sygnały, iż rezygnuje ze stawiania na PiS. Kolejna rzecz – szkoły. Mam 16-letnie dziecko, więc wiem, jak to wygląda. Toczy się jakieś idiotyczne walki o kanony lektur, ale już nie o program takich przedmiotów, jak biznes i zarządzanie, gdzie uczy się tylko neoliberalnych, wolnorynkowych reguł, czy HiT, gdzie się wkłada uczniom do głów konserwatywną wizję historii i współczesności jako normę.