Pan Savyan od kilku lat zdobywa coraz większe rzesze fanów. Single i pomysłowe teledyski przekonują do siebie zabawnymi grafikami, oryginalną konwencją muzyczną oraz trafnymi tekstami piosenek. Niedawno wydał swój debiutancki album, a my mieliśmy okazję porozmawiać o tym muzycznym bukiecie, który nie potrzebuje wody.
Katarzyna: Premiera płyty miała miejsce w piątek 14 marca, a 15 marca rozpoczęła się astrologiczna retrogradacja Merkurego… Czy to przypadek?
Pan Savyan: To bardzo mnie śmieszy, ale naprawdę jest to przypadek. Premiery muszą być zaplanowane na piątek. Wcześniej był Dzień Kobiet, ale nie udało się nam wyrobić. I jakoś tak ta data wpadła… Śmiesznie, iż ludzie tagują, iż to retrogradacja – tym bardziej, iż akurat pierwszy utwór to Retrogradacja Merkurego. Więc to nie był mój plan, ale plan retrogradacji, żeby tak wyszło!

Katarzyna: To wszystko było zapisane w gwiazdach… Powiedz, bawisz się konwencją muzyczną. Twoje utwory różnią się od siebie. Twój syn jest bardziej rockowy, mamy też tutaj dużo disco. Może choćby – ośmielę się powiedzieć – trochę naśmiewania się z polskiego disco polo? Skąd pomysły na taką zabawę muzyką?
Pan Savyan: Nie mam celu naśmiewania się z disco polo. Nigdy w takie konwencje ani rytmy nie wchodziłem. Gdybym chciał robić taką parodię, to musiałoby to wyglądać inaczej. Po prostu moja muzyka to jest taka zabawa z czasem i traktowaniem estrady. Z jednej strony wszystko już było i minęło, a z drugiej zostało to w sercach i głowach. Można to ironiczne traktować, ale musi być w tym również część traktowania na poważnie. Przykładowo jak słyszymy Coco Jamboo sprzed lat, to od razu niektórym załączają się wspomnienia ze szkołą, rodzicami czy imprezami. To jest taki marker tych czasów. Sam miałem kasety, na których piosenki były krótkie i ciągle powtarzał się refren. Można powiedzieć, iż moja muzyka to z jednej strony refleksja, z drugiej dobra zabawa, a z trzeciej taka wspólna imprezowa podróż, która jest cytatem tamtych czasów.
Katarzyna: Tym bardziej, iż trochę już koncertujesz i widzisz, co się dzieje na tych wydarzeniach. Ja sama się przyznam, iż z przyjaciółkami nauczyłyśmy się choreografii do W kolorku amaretto i zatańczyłyśmy ją na mojej trzydziestce.
Pan Savyan: Oh! To super! Bardzo mi miło! I tak, na koncertach ta zmiana gatunków muzycznych też świetnie wychodzi. Dobrze odbierany jest Twój syn, czyli taki bardziej rockowy numer. Jest energiczny i do zabawy – można potańczyć i potem wrócić do disco numerów. Zaczynałem adekwatnie od piosenek bardzo żywych, jak chociażby Dzień dobry Zakopane, żeby potem móc wrócić do tych bardziej nostalgicznych.
Katarzyna: Sam piszesz teksty piosenek. Niektóre cytaty są już niemal kultowe. Skąd bierzesz te pomysły?
Pan Savyan: Przez całe życie zawsze coś pisałem i mam wieloletnie doświadczenie. Tworzyłem scenariusze do sitcomów, komedii czy po prostu żarty. W przeszłości występowałem też z własnymi monologami. Zawsze towarzyszyło mi to w życiu. Udało mi się ten zawód przełożyć na tworzenie muzyki. Te narzędzia są wszędzie takie same. choćby kiedy miałem swój pierwszy viral: „dzień dobry, cześć, kurwa, bober” na TikToku, to była dla mnie wielka niespodzianka. Obudziłem się po Sylwestrze i widzę pożar w powiadomieniach, bo makelifeharder udostępnił moją rolkę. Nie kojarzyłem, o co chodzi (śmiech). Początkowo był to stand up, a potem spróbowałem z muzyką. Zawsze mam więcej pomysłów niż czasu.
Katarzyna: Kwiaty przyjemności to muzyczny bukiet, który nie potrzebuje wazonu… Czy możesz nam opowiedzieć coś więcej o tym albumie?
Pan Savyan: Po pierwsze, długo nie mogłem się zdecydować na wydanie albumu. Miałem strategię, iż po prostu wydaję single i mam z tego zabawę. Potem Mateusz Jarząbek, Bulsjarz, powiedział mi, iż powinienem wydać płytę, bo dzięki temu zdobędę lepsze traktowanie i warunki jako artysta. Może to otworzyć nowe drzwi – do mediów czy stacji radiowych. Pomyślałem, iż w sumie czemu nie – i zdecydowałem się dopisać nowe numery. Na płycie znajdują się cztery nowe piosenki, bo nie chciałem wydać płyty wyłącznie z opublikowanym wcześniej materiałem. Mateusz namówił mnie też na album w wersji materialnej, co było dla mnie ciekawą zabawą. Bardzo mnie cieszy, iż miałem naprawdę dużo przedpremierowych zamówień, a fani z entuzjazmem reagują na płytę.
Katarzyna: Na albumie wszystkie utwory są po polsku, z jednym małym wyjątkiem – Disconnection. Planujesz więcej piosenek po angielsku czy był to jednorazowy wybryk?
Pan Savyan: Teraz mogę już zdradzić tajemnicę… Disconnection zostało nagrane na preselekcję do Eurowizji. Przeszło pierwszy etap i zostałem zaproszony na casting w Warszawie, ale akurat tego samego dnia byłem w Budapeszcie na planie serialu dla Amazonu. Nie udało się tego czasowo dobrze rozegrać, więc nie dotarłem do Warszawy. Jako, iż piosenka powstała, to postanowiłem umieścić ją na płycie i przy okazji sprawdzić, jak mój akcent zostanie odebrany przez fanów w wersji angielskiej.
Katarzyna: Jaki utwór jest Ci najbliższy? Zdaję sobie sprawę, iż wszystkie są dla Ciebie ważne, ale który jest szczególnie bliski Twojemu sercu?
Pan Savyan: Miasto miłości. Ma klimat ballady z lat 90., a ja bardzo lubiłem takie piosenki. Trwały po 6-7 minut, miały bardzo długie solo. Dla mnie to był też żart z tym „numerem jeden”, który na końcu tak leci i leci – specjalnie zrobiliśmy taki długi fade-out. Zawsze kończę koncert Miastem miłości, co daje nam koncertowy climax. Emocjonalnie bardzo fajnie mi się to kojarzy.
Katarzyna: Czy możemy się spodziewać trasy koncertowej promującej płytę?
Pan Savyan: Tak, tak, jest już zaplanowana. W Poznaniu zbliżamy się już do sold outu. W kwietniu trasa obejmie Poznań, Wrocław, Kraków, Lublin i Gdańsk. Ale to tylko kwiecień. Potem może być więcej miast, więc zapraszam wszystkich.
Katarzyna: Wydałeś też jeden utwór z Julką Kamińską – Bursztynowe koraliki. Czy są jakieś plany albo zalążki pomysłów na kolejne duety?
Pan Savyan: Jeszcze o tym nie myślałem, bo teraz najważniejsze było wydanie płyty. Po prostu nie miałem czasu, żeby coś podobnego planować. Teraz trzeba wypromować album. A dalej? Zobaczymy. Nie mam jeszcze otwartych negocjacji, więc o ile ktoś to czyta i chciałby do mnie napisać, to niech napisze. Może coś zrobimy razem.

Katarzyna: Czyli jakie są najbliższe plany na przyszłość? Promowanie płyty i trasa koncertowa? Czy jeszcze możemy się spodziewać jakichś niespodzianek?
Pan Savyan: Życie zawsze daje przestrzeń na niespodzianki, więc nie mogę mówić, iż ich nie będzie. Więc po prostu trzeba żyć, a niespodzianka się znajdzie!
Katarzyna: Twoje videoklipy też są w wyjątkowej konwencji, więc czy możesz nam zdradzić, który utwór z płyty doczeka się kolejnego teledysku?
Pan Savyan: Chciałbym zdradzić, ale nie mogę, bo nie wiem, który numer będzie następny. Nie wiem jeszcze, co tam będzie i w jakiej kolejności. Ta przestrzeń jest otwarta w mojej głowie.
Katarzyna: Jeszcze pytanie na koniec: co jest największym marzeniem Pana Savyana w tym momencie?
Pan Savyan: Chyba zostaje koncert solowy na Stadionie Narodowym i aby go wyprzedać!
Fot. główna: zdjęcie płyty Pana Savyana, fot. Katarzyna Jarczak