Od dziś w ofercie platformy streamingowej Apple TV+ znalazł się intrygujący thriller pt. „Ostatnia rubież”. Sprawdzamy, czy warto oglądać serial.
Apple TV+ może i przeżywa w tej chwili najlepszy czas od momentu swojego powstania, ale bynajmniej nie znaczy to, iż streamerowi nie przytrafią się już nigdy seriale nieudane. Debiutujący dziś z dwoma pierwszymi odcinkami thriller „Ostatnia rubież” (widziałem przedpremierowo wszystkie osiem z nich) jest niestety jednym z takich tytułów. Jak to u Apple’a, pomysł na serial był świetny. Tymczasem wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Ostatnia rubież – o czym jest serialowy thriller Apple TV+?
Projekt autorstwa Jona Bokenkampa („Czarna lista”) i Richarda D’Ovidio („Fałszerz”) to taka przedziwna krzyżówka filmu „Con Air” z „Przystankiem Alaska„, która na papierze zapowiada serial co najmniej intrygujący. Nad najmroźniejszym stanem USA dochodzi do wybuchu samolotu transportującego grupę kilkudziesięciu wyjątkowo groźnych przestępców. Maszyna rozbija się w alaskijskiej dziczy nieopodal Fairbanks, a kryminaliści rozbiegają się w różnych kierunkach.

Tym, który ma znów doprowadzić ich w ręce sprawiedliwości, jest Frank Remnick (zbieżność nazwisk z głównym bohaterem serialu „Studio” jest jak najbardziej przypadkowa), okoliczny stróż prawa portretowany przez Jasona Clarke’a („Lakers: Dynastia zwycięzców”). Gość jest jedną nogą na emeryturze, wraz z rodziną marzy o domku na odludziu, wobec czego najtrudniejsze wyzwanie w jego karierze pojawia się w najgorszym możliwym momencie.
Do pomocy Remnickowi CIA oddelegowuje niejaką Sidney (Haley Bennett, „Hardcore Henry”), poniewieraną agentkę, która może jako jedyna dotrzeć do najgroźniejszego z groźnych bandziorów – wyjątkowo inteligentnego Havlocka (Dominic Cooper, „Preacher”). Ten jest bowiem w posiadaniu informacji, które mogą skompromitować amerykański rząd. No a czego nie zrobi amerykański rząd, by pozbyć się takich informacji.
Ostatnia rubież to świetny pomysł, ale nijakie wykonanie
Jeśli kilka z tych powyższych zdań wywarły na was wrażenie, iż gdzieś to już wszystko widzieliście/słyszeliście/czytaliście, to powinniście zaufać instynktowi. Pomimo tego, iż serial zaczyna się w całkiem obiecujący sposób (w pilocie nie brakuje widowiskowych sekwencji, świetnych scen akcji nakręconych na jednym ujęciu czy przyzwoitej ekspozycji), im dalej w las, tym bardziej zaciera się jakakolwiek oryginalność „Ostatniej rubieży”.

Powabu dodaje też to, iż na samym początku serial Bokenkampa i D’Ovidio sprytnie miesza ze sobą konwencje. Wówczas nie jesteśmy jeszcze pewni, czy twórcy uderzą w spiskowy thriller, pełnoprawnego akcyjniaka rodem z ejtisów czy może bardziej dramat rodzinny z intrygującym wątkiem w tle. Z czasem to wszystko ulega podporządkowaniu pierwszemu z gatunków.
Naturalnie, nie byłoby w tym nic złego, gdyby filmowcy nie zdecydowali się na tak nijaki styl, który charakteryzuje większość z pokrewnych seriali wydawanych hurtowo na Prime Video, Netfliksie czy… Apple TV+ (tak, tutaj też zdarzyło się to więcej niż raz). Mam tu na myśli zarówno treść, jak i formę – choć trzeba przyznać, iż zdarzają się momenty imponujące, gdy druga z wartości zdecydowanie góruje nad tą pierwszą.
Otóż historia jest nie tyle nieangażująca, ile po prostu repetytywna. Sprowadza się ona do schematu, który z lepszym skutkiem eksplorowały sto razy bardziej epickie i pięć razy krótsze filmy z serii „Mission: Impossible”. Trudno ukrywać też, iż Clarke jest jakimś następcą Toma Cruise’a – choć jego „everyman persona” bardzo dobrze wpisuje się w charakter tytułu, wolałbym, by twórcy pokusili się o rasowego akcyjniaka.
Ostatnia rubież – czy warto oglądać serial Apple TV+?
„Ostatniej rubieży” nie brakuje bowiem elementów z potencjałem na świetny serial. Mamy tu doskonałe miejsce akcji, które we współczesnej telewizji zostało draśnięte jedynie przez najnowszą odsłonę „Detektywa„. Jest świetny punkt wyjścia, który aż prosi się on rozwiązanie rodem z „Johna Wicka”. W końcu znalazłyby się też przestrzeń na coś w rodzaju komentarza społecznego, który mógłby opisać coś głębszego, niż tylko hasła w duchu „rząd ma sekrety”.
To jeden z tych seriali, które zatrzymały się na telewizji rodem z 2008 roku i przegapiły, iż medium w 2025 roku może opowiadać głębsze historie. „Ostatnia rubież” bynajmniej nie jest tytułem tragicznym czy jednoznacznie złym. To po prostu telewizyjny przeciętniak, który jest w stanie zapewnić wam niezłe 10 godzin rozrywki. Ale czy tego wymagamy dziś od Apple TV+?

W trakcie seansu można zapomnieć, iż tytuł wyszedł od platformy z nagryzionym jabłuszkiem. Przecież „Ostatnia rubież” to znaczek jakości „dad TV”, w którym na przestrzeni lat wyspecjalizowało się Prime Video. jeżeli narracje w duchu „ostatniego sprawiedliwego” na tle rządowych intryg to wasze klimaty, możecie śmiało wsiąknąć w ten alaskijski thriller.
Nawet jeżeli serial spełnia większość z wymagań niedzielnego serialu do kotleta, to „Ostatniej rubieży” nie zaszkodziłaby dłuższa wizyta na stole montażowym. Każdy odcinek to godzinna porcja, podczas gdy tempo akcji pozostawia sporo do życzenia. Wątków – oprócz tych rozpisanych powyżej – jest tu niemało, gdyż część z uciekinierów doczekuje się swoich minihistoryjek.
Osobiście wolałbym, by „Ostatnia rubież” była 5-odcinkowym serialem akcji, o który wręcz prosi się fabularny punkt wyjścia. W obecnej formie nie będę o nim pamiętał po weekendzie, a przecież Apple TV+ ma do zaoferowania kilka mniej lub bardziej wciągających thrillerów. Moja rada? Odpalcie sobie jeden z nich.