Opuszczając teściową dla mamy

newsempire24.com 2 dni temu

Wiesz co, uciekłam od teściowej do mamy.

Kiedy moja teściowa, Barbara Stanisławówna, rzuciła mi w twarz: “Kasia, umowa to umowa, bierzcie ten kredyt!”, poczułam, jakby mi serce pękło. To nie była rada – to był ultimatum, rzucone przed całą rodziną. Mój mąż Bartosz milczał, jego krewni udawali, iż nic się nie dzieje, a ja stałam jak zwierzę w potrzasku, bo wiedziałam, iż nikt mnie nie wesprze. Wtedy podjęłam decyzję: spakowałam swoje rzeczy i pojechałam do mamy, Ewy Władysławy. Dość już tego – nie będę żyła tam, gdzie moje uczucia są ignorowane, a ja mam tańczyć, jak mi zagrają.

Z Bartkiem jesteśmy małżeństwem trzy lata i przez cały ten czas starałam się być „dobrą synową”. Barbara Stanisławówna od początku dawała mi do zrozumienia, iż powinnam się dostosować do ich rodziny. Mieszkaliśmy w jej dużym mieszkaniu – tak postanowił Bartek, bo „mamie samotnie jest ciężko”. Zgodziłam się, myśląc, iż dam radę. Ale teściowa krytykowała wszystko: jak gotuję, jak sprzątam, choćby jak się ubieram. „Kasia – mówiła – musisz wyglądać porządniej, jesteś żoną mojego syna!” Znosiłam to, bo kochałam Bartka i chciałam zachować spokój. Ale ta sprawa z kredytem była już ostatnią kroplą.

A zaczęło się od tego, iż Barbara Stanisławówna postanowiła wyremontować domek letniskowy. Chciała nowy taras, drogie meble, choćby basen. „To dla całej rodziny!” – oznajmiła. Ale nie miała pieniędzy, więc zaproponowała, żebyśmy z Bartkiem wzięli kredyt. Byłam przeciw – mamy przecież własną hipotekę, a ja odkładałam na kursy, żeby zmienić pracę. „Barbaro Stanisławo – powiedziałam – to za drogie, nie damy rady”. Ale ona tylko machnęła ręką: „Kasia, nie bądź egoistką, to dla wspólnego dobra!” Bartek, jak zwykle, nie odezwał się ani słowem, a ja poczułam, iż jestem osaczona.

Na rodzinnym obiedzie teściowa postawiła sprawę jasno: „Bartek, Kasia, bierzcie ten kredyt, już dogadałam się z projektantem. Słowo się rzekło!” Próbowałam się sprzeciwić: „Nie możemy, mamy swoje zobowiązania!” Ale przerwała mi: „Jak nie chcecie, sama wezmę, ale spłacać będziecie wy!” Bartek tylko mruknął: „Mamo, pomyślimy”, a jego siostra z mężem wbili wzrok w talerze, jakby mnie tam nie było. Nikt nie powiedział: „Kasia ma rację, to niesprawiedliwe”. Poczułam się obca w tym domu, w którym moje słowo nic nie znaczy.

Tej nocy nie spałam, zastanawiając się, co robić. Kiedy próbowałam porozmawiać, Bartek powiedział: „Kasieńka, nie dramatyzuj, mama chce jak najlepiej dla wszystkich”. Jak najlepiej? Dla kogo? Dla siebie? A moje marzenia, moje nerwy – one się nie liczą? Zrozumiałam, iż jeżeli zostanę, zostanę zmiażdżona. Rano spakowałam walizkę. Bartek był w szoku: „Gdzie ty idziesz?” Odpowiedziałam: „Do mamy. Nie wytrzymam już tak”. Próbował mnie zatrzymać: „Kasieńka, przecież możemy pogadać!” Ale ja już podjęłam decyzję. Barbara Stanisławówna, widząc moje rzeczy, prychnęła: „Uciekaj do mamusi, skoro nie szanujesz rodziny”. Rodziny? Ona to nazywa rodziną?

Moja mama, Ewa Władysława, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. „Kasia – powiedziała – dobrze zrobiłaś. Nikt nie ma prawa cię zmuszać”. U niej wreszcie poczułam się jak w domu. Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko kręciła głową: „Jak można tak naciskać na człowieka?” Mama zaproponowała, żebym u niej zamieszkała, póki nie zdecyduję, co dalej. A ja jeszcze nie wiem. Część mnie chce wrócić do Bartka, ale tylko pod warunkiem, iż zrozumie, iż nie jestem dodatkiem do jego życia, tylko osobą. Druga część myśli: a może to szansa, żeby zacząć od nowa?

Przyjaciółka, której się poskarżyłam, przyznała mi rację: „Kasia, brawo, iż wyszłaś. Niech teraz sami kombinują z tym kredytem!” Ale dodała też: „Porozmawiaj z Bartkiem, daj mu szansę”. Szansę? Jestem gotowa, ale tylko jeżeli stanie po mojej stronie, a nie po stronie mamy. Na razie dzwoni, błaga, żebym wróciła, ale słyszę, iż wciąż się waha. „Kasia, mama nie chciała cię urazić” – mówi. Nie chciała? A co robiła? Chciała, żebym wzięła kredyt i żyła po jej dyktando?

Teraz zaczynam nową pracę, żeby być niezależna finansowo. Mama pomaga i czuję, jak wracają mi siły. Barbara Stanisławówna oczywiście nie przeprosi – należy do tych, którzy zawsze mają rację. Ale już nie będę jej marionetką. Nie wyjechałam tylko do mamy – wyjechałam do siebie. I niech Bartek sobie przemyśli, czy chce być ze mną, czy z letniskowym domkiem swojej mamy. A ja już wiem jedno: poradzę sobie, choćby jeżeli przyjdzie zaczynać od zera.

Idź do oryginalnego materiału