Nazywam się Katarzyna i mieszkam w małym miasteczku na południu Polski, gdzie góry pokryte śniegiem sąsiadują z ciepłem rodzinnym. Od dziecka marzyłam o dużej rodzinie, o domu pełnym dziecięcego śmiechu i o mężu, który będzie moją podporą. Ale życie potoczyło się inaczej, a teraz moje serce rozdarte jest między miłością do męża a obowiązkiem wobec najbliższych.
Mój pierwszy związek był pełen nadziei, ale rozpadł się po ośmiu latach. Razem z mężem nigdy nie doczekaliśmy się dzieci, a ten ból stał się przepaścią między nami. Rozwód zostawił w mojej duszy pustkę i już myślałam, iż nie znajdę szczęścia. Aż los zesłał mi spotkanie z Markiem – mężczyzną, który przywrócił mi wiarę w miłość.
Marek doświadczył tragedii – jego żona zmarła, pozostawiając go z dwójką dzieci. Pokochałam go za siłę, za troskę o syna i córkę, za to, jak trzymał się mimo bólu. Gdy wzięliśmy ślub, przeprowadziłam się do jego przestronnego domu na przedmieściach, a moje mieszkanie w centrum miasta zostało dla mamy i babci. Tam właśnie mieszkają – moje najdroższe osoby, których nie mogę zdradzić.
Moja babcia, Maria Kowalska, ma 85 lat, a mama, Ewa, 64. Na razie jeszcze są pełne sił: same sprzątają, gotują, robią zakupy. Mama dorabia, redagując teksty w internecie, żeby nie siedzieć bezczynnie. Staram się odwiedzać je jak najczęściej, przywozić im jedzenie, pomagać w domu. Ale głęboko w sercu noszę marzenie, które nie daje mi spokoju – chcę, żeby mama i babcia mieszkały z nami, pod jednym dachem, jak prawdziwa rodzina.
Ale Marek stanowczo się sprzeciwia. Jego odmowa jest jak nóż wbity w sercu. Wychował się w domu, gdzie żyły trzy pokolenia rodziny, i dla niego to było ciężarem. Babcie i dziadkowie wtrącali się w jego życie, doradzali, kontrolowali każdy krok. Marek przysiągł, iż nigdy nie dopuści do tego w swoim domu. „Chcę, żebyśmy mieli swoje życie, Kasia – mówi. – Bez obcych głosów i zasad.” Ale jak mam mu wytłumaczyć, iż mama i babcia to nie obcy, tylko część mojego serca?
Mieszkam w domu Marka, to jego terytorium. Nie mogę nalegać, nie mogę wymagać. Ale za każdym razem, gdy odjeżdżam od mamy i babci, czuję, jak coś we mnie pęka. Na razie sobie radzą, ale wiem, iż przyjdzie dzień, gdy będą potrzebować mojej opieki. Babcia już ledwo chodzi, a mama, choć się nie skarży, męczy się szybciej niż kiedyś. Jak mogłabym zostawić je same, gdy będą mnie najbardziej potrzebować?
Próbowałam rozmawiać z Markiem, ale każda rozmowa kończy się kłótnią. Nie chce słyszeć o przeprowadzce moich bliskich, a ja nie potrafię wyobrazić sobie, iż je opuszczę. Ta myśl dusi mnie nocami, gdy leżę bez snu, wpatrując się w sufit. jeżeli Marek się nie przemieni, stanę przed strasznym wyborem: mąż czy rodzina, która mnie wychowała. Rozwód to ostatnia rzecz, jakiej pragnę. Kocham Marka, kocham jego dzieci, które już uważam za swoje. Ale zdradzić mamę i babcię? To ponad moje siły.
Codziennie modlę się, żeby Marek zmiękł, żeby zrozumiał, jak ważni są dla mnie moi najbliżsi. Ale czas płynie, a jego serce pozostaje zamknięte. Stoję na rozdrożu, a strach mnie paraliżuje. jeżeli stracę męża, moje życie się zawali. Ale jeżeli zostawię mamę i babcię, nigdy sobie tego nie wybaczę. Jak znaleźć wyjście, gdy obie drogi prowadzą do cierpienia?