- No tak, każdy w to wierzy: na początku było Słowo. To tak jak i my. Cóż to więc za herezja?
- Tak, waszmość pani, ale my na tym zdaniu poprzestajemy, a oni je stosują do każdej najmniejszej rzeczy.
[...]
- Każda litera ma swój równoważnik liczbowy. Alef ma jeden, bet ma dwa, gimel - trzy, i tak to idzie dalej. To znaczy, iż każde słowo złożone z liter ma swoją liczbę. - Patrzy na nich pytająco, czy rozumieją. - Słowa, których liczby są takie same, są ze sobą połączone głębokim znaczeniem, mimo iż po wierzchu wydaje się, iż nie ma między nimi związku. Można na słowach liczyć, kombinować i wtedy dzieją się bardzo interesujące rzeczy.
Ksiądz Pikulski nie wie, czy na tym skończyć, czy to wystarczy, ale nie, nie może się powstrzymać:
- Weźmy przykład następujący - mówi. - Ojciec to po hebrajsku "aw". Piszemy to tak: alef, bet, od prawej strony. Matka to "em", czyli alef-mem. Ale słowo "matka" - "em", można odczytać też jako "im". "Aw", ojciec, ma wartość liczbową 3, bo alef ma 1, a bet 2. "Matka" ma wartość 41, bo alef to 1, a mem to 40. I teraz: o ile dodamy do siebie oba słowa, "matka" i "ojciec", to wyjdzie nam 44, a to liczba słowa "jeled", czyli dziecko!
Kossakowska, pochylona nad księdzem, odskakuje od stołu, klaszcząc.
- Jakie to sprytne! - woła.
- Jod-lamet-dalet - pisze ksiądz Pikulski na papierze biskupa i patrzy na niego tryumfalnie [2]. Sprowadzenie kabały do gematrii, a gematrii do jednej z jej metod, jest, rzecz jasna, olbrzymim uproszczeniem. Ale widocznie ksiądz Pikulski uznał, iż tyle na początek wystarczy. Mógłby jednak dodać starogenderowo, iż jeled to dziecko płci męskiej, chłopczyk (ילד). Dziecko-dziewczynka to jalda (ילדה). Ale to głupstwo. Już gorzej, iż z lamed, ל, zrobiło się lamet. Ale to też głupstwo. Najbardziej bowiem zgrzyta mi w tej scenie sam język, sprawa w powieści historycznej przecież niebłaha. Prawdziwy ksiądz Pikulski (bo to postać historyczna) nigdy nie użyłby wyrażeń "równoważnik liczbowy" czy "wartość liczbowa", choć z pewnością potrafiłby oddać ich znaczenie w swojej osiemnastowiecznej polszczyźnie, z której Olga Tokarczuk zostawiła mu na pociechę jeno "waszmość panią" [3].
Być może właśnie ten zgrzyt coś tam obudził w mojej pamięci, a kiedy jeszcze po cichu wymówiłem kilka kabalistycznych formuł, spłynęło na mnie zrozumienie.
Starożytni Żydzi używali hebrajskiego do zapisu liczb. Każda litera jest liczbą. Weźmy hebrajskie a, alef, to 1. B, bet, to 2. Rozumiesz? A teraz spójrz. Liczby są ze sobą powiązane. Weźmy hebrajskie słowo 'ojciec', "aw". Alef, bet. 1 i 2 równa się 3. Zgadza się? Hebrajskie słowo 'matka', "em". Alef, mem. 1, 40 równa się 41. Suma 3 i 41... 44. Zgadza się? Teraz hebrajskie słowo 'dziecko'. Matka, ojciec, dziecko, "jeled". To 10, 30 i 4... 44. Prawda, iż brzmi to podobnie do objaśnień uczonego księdza Pikulskiego? I choćby przykład ten sam. Tym razem jednak jest to monolog z filmu Pi Darrena Aronofsky’ego, a wygłasza go do głównego bohatera, genialnego (ale też zwariowanego) matematyka Maxa Cohena, jego znajomy kabalista, Lenny Meyer [4].W "Nocie bibliograficznej" autorka nie wspomina o tej pożyczce, choć wymienia tam (aczkolwiek niezbyt starannie [5]) trochę cudzych dzieł wykorzystanych podczas pisania Ksiąg Jakubowych. Ponieważ to jednak tylko powieść, w dodatku już w podtytule przypominająca, iż została "wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka", podaję ten drobiazg wyłącznie jako ciekawostkę oraz świadectwo, z jak różnorodnych źródeł potrafi czerpać imaginacja Olgi Tokarczuk [6].
[Bardzo późny dopisek albo literatura i polityka]
Pani Olga Tokarczuk uprzejmie powiadomiła mnie we wrześniu 2015 roku, iż filmu Pi w ogóle nie oglądała, a kabalistyczne równanie przepisała z książki Tajemnice kabały Marc-Alaina Ouaknina (Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2006). Jak sprawdziłem, znajduje się ono tam na stronie 335. Natomiast na stronach 44-45 Ouaknin podaje gematryczne wyliczenia, które autorka Ksiąg Jakubowych wykorzystała w rozdziale "Resztki. O świetle" (VI. Księga dalekiego kraju, część 30).
Cóż, "trzeba wyznać, iż w praktykach kabalistycznych wydarzają się czasem przykre nieporozumienia" - jak powiada kabalista z wiadomego Rękopisu (początek dnia ósmego). Nie należy się jednak zniechęcać niepowodzeniami. Dlatego już całkiem głośno wymówiłem kilka znacznie bardziej straszliwych kabalistycznych formuł, a co z tego wynikło, możecie przeczytać tutaj (ale dopiero od 6 maja): "«Bóg odda wszystkie narody w ręce żydów». Przybrane źródło Ksiąg Jakubowych albo Olgi Tokarczuk powinowactwa z wyboru".
Muszę wam teraz jeszcze wyjaśnić, czemu aż prawie dziesięć lat czekałem z tym niewinnym dopiskiem, na który zresztą otrzymałem od razu przyzwolenie.
Otóż straszliwe formuły kabalistyczne niespodziewanie (choć może właśnie spodziewanie) przyniosły straszliwe rezultaty. Mogłyby one być dla Olgi Tokarczuk przykre, a ponieważ w liście przedstawiła się miło jako częsta czytelniczka "Kompromitacji", nie miałem serca w taki sposób się jej rewanżować.
Nadto doszła wtedy jeszcze druga sprawa, ważniejsza. Otóż Olga Tokarczuk swój naturalny dar imaginacji zaczęła coraz częściej przenosić z literatury na historię a choćby na politykę.
Niekiedy na te jej imaginacyjne wizje odpowiadano aż nazbyt nerwowo (niepotrzebnie, bo traktowanie artystów jako arbitrów w dziedzinie historii czy polityki to wielki zabobon). Nie chciałem więc stwarzać wrażenia, iż włączam się do tego chóru. Tym bardziej, iż chór ów zdawał się mieć wsparcie ówczesnej władzy, co zawsze szkodzi swobodnemu osądowi.
Umyślnie napisałem "zdawał się mieć", bo, o ile wiem, tamta władza w istocie żadnej krzywdy Oldze Tokarczuk nie zrobiła. Przeciwnie, prezes rządzącej partii jeszcze na kilka lat przed Noblem mówił publicznie, iż czyta Księgi Jakubowe i wymieniał je obok Manna i Sienkiewicza, dwóch wcześniejszych noblistów. Rzadka u polityka orientacja w literaturze. Jego konkurent nadrabiał zaległości dopiero po Noblu. A z kolei rządzący starali się być po Noblu jeszcze milsi i minister finansów specjalnym rozporządzeniem zwolnił laureatkę z podatku dochodowego od nagrody.
Tak więc jeżeli już, to raczej sama Olga Tokarczuk podkreślała swój dystans wobec tamtej władzy. Owszem, byłoby to może zrozumiałe w sprawach czysto politycznych, ale jej animozje sięgały chyba znacznie głębiej.
W jednym z wywiadów o Księgach Jakubowych, a więc krążącym głównie wokół Franka i frankistów, ze zdumieniem przeczytałem, iż choć Olga Tokarczuk w czasie pracy nad książką natrafiła na potomka frankistów choćby w Estonii, to niestety nie udało się jej "dotrzeć do potomków frankistów warszawskich".
Ze zdumieniem, bo nie sposób uwierzyć, iż komuś, kto przez tyle lat zajmował się frankistami, nie obiło się o uszy nazwisko Piotra Naimskiego, warszawiaka od wielu pokoleń i prawdopodobnie jedynej osoby publicznej od dawna mówiącej otwarcie o swych frankistowskich korzeniach. Nb. Naimski to nazwisko rzadkie, ale dla zainteresowanych frankizmem znajome choćby stąd, iż na wklejce oprawy jednego z rzadkich rękopisów gadek Jakuba Franka przechowywanych w Bibliotece Jagiellońskiej (BJ 6968) widnieje adnotacja: "Rękopis nabyty dnia 28.VI.1907 od p. Zofii Naimskiej z Warszawy".
Tego rodzaju przemilczenia, które można podejrzewać o polityczne motywacje (bo Naimski był szefem Urzędu Ochrony Państwa w rządzie Jana Olszewskiego, współpracował z Antonim Macierewiczem etc.), nie pozostają jednak bez skutków. Trudno się więc dziwić, iż z kolei ludzie niechętni pisarce, snują potem domysły, jakoby obecna władza właśnie za podobne gesty (oraz historyczne fantazje) odwdzięczyła się kilkunastomilionową dotacją dla firmy Sundog, której współzałożycielami są Olga Tokarczuk i jej syn, Zbyszko Fingas.
W każdym razie dzisiaj wsparcie władzy zdaje się mieć raczej chór chwalców Noblistki, tak więc moja notka będzie mogła sobie pozwolić na rzadki w tych czasach luksus - a mianowicie na luksus osobności.
[1] Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe albo Wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez autorkę dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.
[2] Księgi Jakubowe, III. Księga drogi, część 16, rozdział "O tym, jak ksiądz Pikulski tłumaczy wysoko urodzonym zasady gematrii", s. 587-586.
[3] A oto próbka stylu księdza Pikulskiego, wyjęta z dzieła jego własną ręką pisanego, z rozdziału V O Kabali w poſpolitości y w ſzczegulności otey ktora ſię niedawnemi czaſy ziawiła w Polſzcze:
"Z Okoliczności Kabaliſtow Zydow zdaie mi ſię rzecz ſprawiedliwa niektore dać przeſtrogi Katolikom o Kabali, ktora ſię temi czasy ziawiła w Kroleſtwie Polſkim, ażeby znać przez niewiadomość za grzech ſobie niemieli wyrazney obrazy Pana Boga, y pod płaszczykiem ciekawości niezaszli aż do piekła, według przeſtrogi Auguſtyna S. Curioſitas eſt primus gradus ad Infernum. Trzeba wiedzieć, iż Kabala ieſt ſłowo Hebrayſkie, ktore znaczy po łacinie receptio, a po polſku przyięcie. [...] Ta nauka Kabali ieszcze za czasow Jana S. Apoſtoła była w używaniu u wschodnich Narodow. Co ſię daie ztąd poznać, iż Jan S. [...] za miaſt liter imienia Antychryſta położył liczbę. Przez co zadał trudność Tłumaczom Piſma S. do poznania z liczby 666, iakie Antychryſt ma mieć swoje własne nazwiſko. [...] Tak y o imieniu Antychryſta radzi S. Ireneusz niebydź zbyt ciekawym, ponieważ ſię łatwo omylić może, ato dlatego iż przeciwne ſłowa mieć mogą tę liczbę. Przy tym co ięzyk, to inne litery inszą liczbę znaczące, tak naprzykład u Grekow y Zydow litera L. znaczy 20. C. 3. D. 4. U Łacinników zaś L 50. D. 500. C. 100" (X. Gaudenty Pikulski, Złość żydowska Przeciwko Bogu y blizniemu Prawdzie y Sumnieniu Na obiaśnienie Talmudystow. Na dowod ich zaślepienia y Religii dalekiey od prawa Bofkiego przez Moyżeſza danego rozdzielona na trzy części, s. 81-84; starałem się zachować zarówno pisownię, jak i typografię oryginału).
Przytaczana przez księdza Pikulskiego przestroga św. Augustyna Curiositas est primus gradus ad Infernum to naturalnie nasze swojskie "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła". I zdaje się, iż w tym wypadku ksiądz Gaudenty w istocie przełożył to polskie porzekadło na łacinę i obdarował nim świętego, bo jako żywo w pismach Doktora Łaski niczego podobnego nie udało mi się znaleźć. Najpodobniejsza myśl znajduje się w traktacie świętego Bernarda z Clairvaux O stopniach pokory i pychy na początku rozdziału X (paragraf 28): Primus itaque superbiae gradus est curiositas. Mowa tam wprawdzie o pysze, ale skoro ciekawość jest pierwszym stopniem pychy, pycha zaś jest pierwszym z siedmiu grzechów głównych, słusznie można stąd wywodzić, iż ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Cytował potem św. Bernarda między innymi dominikanin Wilhelm Perault w swoim traktacie o pysze (De superbia) z dzieła Summa de virtutibus et vitiis na początku rozdziału XXXV "De duodecim gradibus superbiae secundum Bernardum": Primus gradus est curiositas, quae secundum Bernardum his indiciis deprehenditur... (także tutaj, 12 wers od dołu pierwszej kolumny).
Nb. nie należy mylić curiositas, apetytu na ciekawostki, świerzbienia uszu, o którym pisał św. Paweł w drugim liście do Tymoteusza (4,3), ze studiositas - poszukiwaniem prawdy przy użyciu zdrowej nauki, jako i my tutaj właśnie czynimy.
[4] Pi (1998), reżyseria i scenariusz Darren Aronofsky. Scena w kawiarni, mniej więcej w 14-15 minucie. Tłumaczenie swobodne na podstawie tekstu, który spisałem ze ścieżki dźwiękowej:
"The ancient Jews used Hebrew as a numerical system. Each letter is a number. Like a Hebrew A, Alef, is 1. B, Bet, it's 2. You understand? And look at this. The numbers are interrelated. Like take the Hebrew word for father, "av". Alef, Bet. 1, 2 equals 3. Alright? Hebrew word for mother, "am". Alef, Mem. 1, 40 equals 41. Sum of 3 and 41... 44. Alright? Now, Hebrew word for child. Alright, mother, father, child, "yeled". That's 10, 30 and 4... 44".
Trochę zamieszania sprawia różnica między pisownią a wymową. Słowo 'ojciec', אב (z punktacją אָב) zapisuje się (od lewej do prawej) literami alef i bet, ale czyta się aw (bet czyta się b, gdy ma dagesz, kropeczkę w środku, בּ. Słowo 'matka', אם (z punktacją אֵם) zapisuje się literami alef i mem, ale wymawia się em (Lenny Meyer wymawia je ejm), gdyż w zapisie punktowanym pod literą alef są dwie kropeczki, cere. Natomiast z dzieckiem nie ma problemu: pisze się je ילד(z punktacją יֶלֶד), czyli jod, lamed, dalet, a segol, trzy kropki pod jod i lamed wskazują, iż po tych literach czyta się samogłoskę e (w wyliczeniach gematrycznych nie uwzględnianą).
Nieco inny zapis monologu Lenny Meyera można znaleźć w pożytecznej książce Math Goes to the Movies:
"The ancient Jews used Hebrew as their numerical system. Each letter is a number. Like the Hebrew A, Aleph is one. B, Bet, is two, understand? Look at this. The numbers are interrelated. Like take the Hebrew word for father Ab, Aleph, Bet, one [plus] two equals three, all right. Hebrew word for mother Am, Aleph, Mam, one [plus] forty equals forty-one. Sum of three and forty-one, forty-four, right? Hebrew word for child, mother, father, child, (ye)(le)d, that's ten [plus] thirty and four, forty-four" (Burkard Polster, Marty Ross, Math Goes to the Movies, The Johns Hopkins University Press, Baltimore 2012, s. 57-58; Filmowi Pi poświęcony jest cały rozdział czwarty "The Annotated Pi Files").
Wolałem jednak sam sprawdzić, co mówi (i robi) Lenny Meyer zapisujący na marginesie gazety z notowaniami giełdowymi hebrajskie słowa i odpowiadające im liczby, ponieważ autorzy Math Goes... śledzili jego wyliczenia niezbyt uważnie i choćby pomawiają go o pomyłkę w dodawaniu, gdy Lenny przechodzi potem do słowa 'kadem', równoważnego liczbie 144: "At this point, Lenny scribbles the numbers 4, 30, and 10, which do not sum to 144" (s. 58). Autorzy nie zauważyli, iż liczby 4, 30 i 10 odnoszą się do poprzedniego przykładu ze słowem 'jeled'. W wypadku 'kadem' Lenny od razu zapisuje wartość liczbową całego wyrazu, bez sumowania wartości poszczególnych liter.
Swoją drogą Lenny rzeczywiście w tym miejscu popełnia błąd (czy też naciąga swoją kabalistyczną interpretację), gdyż 'kadem' (קדם) nie jest - jak twierdzi Lenny - słowem oznaczającym ogród Eden ("The word for the Garden of Eden, Kadem"), rajski ogród z drzewem wiadomości dobrego i złego. W biblijnej hebrajszczyźnie używano 'kadem' na określenie wschodu. Nb. z tego samego rdzenia wywodzi się greckie Kadmos (Κάδμος), imię przybyłego ze wschodu króla Tyru, który założył Teby i dał Grekom alfabet fenicki, z hebrajskim mocno spokrewniony. Dlatego alef, bet, gimel, dalet... żyją również w naszym języku jako greckie alfa, beta, gamma, delta...
[5] Wielki polski historyk nazywał się Szymon Askenazy, nie Aszkenazy. W podtytule angielskiej książki Pawła Maciejki jest Jacob Frank, nie Jakub. Nie istnieje książka zatytułowana R. Jonathan Eibeschütz's And I Came this Day unto the Fountain. Powinno być: R[abbi] Jonathan Eibeschütz, And I Came this Day unto the Fountain. Pisze też Olga Tokarczuk: "Wszystkim zainteresowanym polecam lekturę dzieła [księdza Benedykta Chmielowskiego] Nowe Ateny albo Akademia Wszelkiej sciencyi pełna wydanego w świetnym wyborze i opracowaniu Marii i Jana Józefa Lipskich w 1968 roku. Prawdę powiedziawszy, należałoby się tej wspaniałej książce wznowienie". Ale wydanie z roku 1968 było właśnie wznowieniem, wydaniem drugim, gdyż pierwsze ukazało się dwa lata wcześniej. Z czego naturalnie nie wynika, iż Nowym Atenom nie przydałoby się kolejne wznowienie, choć amatorzy tej księgi Benedyktowej mogą dziś bez problemu znaleźć w internecie jej oryginalne wydanie z roku 1745.
[6] Jest to, ma się rozumieć, jedynie hipoteza, gdyż "kabalistyczne równanie" ojciec + matka = dziecko, to niemal locus communis, gdy mowa o liczbowych tajnikach języka hebrajskiego. Pojawia się na przykład w niedawno wydanym Kodzie Estery (Bernard Benyamin, Yohan Perez, Kod Estery, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2013). I to łącznie z pisownią jod-lamet-dalet! Wolałem jednak życzliwie przyjąć ciekawsze źródło inspiracji. Nie jest zresztą wykluczone, iż panowie Benyamin i Perez również zapamiętali elokwentnego kabalistę Lenny Meyera z Pi Aronofsky’ego.
Nb. na podstawie tego samego przykładu z ojcem, matką i dzieckiem Agnieszka Zielińska spekuluje, czy aby liczba dziecka, 44, nie jest dobrym wyjaśnieniem najsłynniejszej polskiej czterdziestki czwórki, czyli tajemniczego imienia wskrzesiciela narodu z Mickiewiczowskich Dziadów (zob. Agnieszka Zielińska, Ortodoksyjny heretyk. Myśl społeczno-religijna Andrzeja Towiańskiego, Wydawnictwo Pandit, Kraków 2010, s. 106). Miał bowiem Mickiewicz podobno szczególnie cenić ewangeliczną dziecięcość, dającą "radosną chęć życia, wiarę, iż wszystko jest możliwe" (s. 105). Cokolwiek karkołomna to interpretacja, jeżeli zważyć, iż wskrzesiciel narodu z Widzenia księdza Piotra odmalowany został jako "mąż straszny" o trzech obliczach, a "trzy końce świata drżą, gdy on woła". Zaprawdę, osobliwa dziecina! Co więcej, sam ksiądz Piotr mówi o nim "był dzieckiem" - w czasie przeszłym, bezapelacyjnie minionym.