Olaf Lubaszenko w cyklu „Od nowa” Vivy.pl, w rozmowie z Joanną Przetakiewicz poruszył trudny, jak i istotny temat depresji. Przez wiele lat nie był gotowy, by mówić o tym głośno. Dziś szczerze opowiedział o tym, jak radził sobie z najczarniejszymi myślami:
Bardzo długo gryzłem się po prostu sam ze sobą. Myślę, iż powoli znikałem. Paradoksalnie, bo będąc zewnętrznie coraz większym.
Olaf Lubaszenko o depresji
Olaf Lubaszenko z depresją zmagał się kilkanaście lat. Początkowo nie chciał o tym rozmawiać głośno. Kiedy się przełamał, okazało się, iż jego świadectwo dało siłę wielu innym ludziom, którzy zmagali się z podobnym problemem. Dziś w rozmowie z Joanną Przetakiewicz, dla Vivy.pl, aktor przyznaje:
Bardzo długo gryzłem się po prostu sam ze sobą. Myślę, iż powoli znikałem. Paradoksalnie, bo będąc zewnętrznie coraz większym. Znikałem wewnętrznie i było mnie coraz mniej. choćby chyba do końca nie wiedziałem, iż mam depresję. Raczej po prostu to czułem, rozumowo umiałem sobie do tego dojść. Ale nie było to jeszcze potwierdzone. Dopiero mniej więcej równolegle z powstawaniem mojej książki zacząłem zasięgać porad i pomocy specjalistów
Olafowi Lubaszenko towarzyszyły nie tylko czarne myśli ale również zmagał się z problemem otyłości. W pewnym momencie ważył już 160 kg. Leczenie i stopniowe wychodzenie z depresji sprawiło, iż zmieniał się nie tylko wewnętrznie ale również zewnętrznie:
I co więcej, zdarzyło mi się też coś takiego, iż cały ten proces leczenia spowodował, iż zacząłem też chudnąć. To było niesamowite.
„Wydaje mi się, iż ja dość dobrze wiem, od czego się ten proces zaczął” – mówił o przyczynach depresji, jednak nie był gotowy, by wyznać to wprost:
Nie mogę za bardzo o tym opowiedzieć. Wciąż. Wciąż, mimo iż minęło wiele lat. Co to było? Doszedłem do tego niedawno. To była sprawa związana z jedną z bliskich mi osób. Coś się wydarzyło takiego, co do tej pory próbuję zrozumieć
Tak aktor opisał walkę z depresją:
Zaczynamy iść coraz szybciej, w końcu musimy biec. Z zadyszką coraz większą. Aż w końcu wystarczy taki malutki kamyczek, żeby nogi się nam poplątały. I lecimy w dół. Nie inaczej było w tym wypadku. (…) Pojawiło się takie pęknięcie w sercu, w duszy, gdzieś w środku, ziejące taką nieprzyjemną pustką. Zimną, czarną. Taka jakby antymateria trochę w człowieku się pojawiała. Pęka to. I ty wiesz doskonale, jak o siebie zawalczyć. Wszystko potrafisz wytłumaczyć bardzo dobrze. I sobie, i innym. Potrafisz choćby napisać rozdział książki na ten temat. Tylko, iż wiesz, iż dopóki ta dziura, ta przerwa, to pęknięcie nie zostaną jakoś zasklepione, to nic się nie uda. Po prostu. Bo to jest antymateria. Bo to jest coś, co niweluje każdy twój wysiłek, żeby sobie pomóc. To coś, co Cię przerasta
Olaf Lubaszenko postanowił o sobie zawalczyć, zrozumiał także, iż mówienie o depresji to nic złego, a może być także motywacją i wsparciem dla innych, którzy walczą z podobnym problemem. To był również przełomowy moment, w którym zaczęły się zmiany nie tylko wewnętrzne ale również zewnętrzne.
To mnie utwierdziło, czy przepełniło jakąś odwagą, żeby w to pójść, iż właśnie jeżeli mi się uda wyjść z mrocznego lasu, to będzie to jakoś pozytywny sygnał dla kogoś po prostu, tyle.Jak zrozumiałem, iż mam prawo opowiadać, iż mam prawo o siebie powalczyć to pierwsze dobre, bo zawsze w pewien sposób ratuje jedno istnienie - siebie, ale przy okazji mogę też pozytywny impuls komuś przekazać i rzeczywiście też magicznie w tym czasie zacząłem chudnąc, to było niesamowite. Oczywiście nie była to czysta magia, był w tym też rodzaj naukowej podpory. Chodziło mi o dietę. Wystarczyło odstawić praktycznie trzy rzeczy, żeby to ruszyło z tak niesamowitą siłą.
Co jeszcze pomogło? Olaf Lubaszenko w cyklu „Od nowa” dla Vivy.pl, wyznał, iż pomogły mu słowa Winstona Churchilla, który opowiadał o tym, jak sam zmagał się z chorobą.
Gdzieś usłyszałem jak Churchill nazywał swoją depresję, nazywał ją czarnym psem. I to się wydaje bardzo złym określeniem, ale jak się temu przyjrzeć to jest to dość przewrotne i godne Churchilla, spójne z jego intelektem - połączenie dwóch rzeczy: czerń, która jest uznawana jako kolor smutku, żałoby, moim zdaniem nie do końca słusznie, bo jak się doda inny kolor to nagle przestaje być tak jak ją postrzegamy tylko może w niej być i siła i optymizm. (...) Przyjmijmy, iż intencją Churchilla było połączenie czegoś, co kojarzy się ze smutkiem z czymś co się kojarzy tak, żelepiej już nie można czyli z psem. Pies to przyjaciel, wsparcie, ktoś kto nas rozczula, rozwesela. Czasami w chwilach gorszych weźmiemy psa na ręce poczujemy jak on oddycha, jego ciepła i odchodzą od nas te złe rzeczy, więc on jest terapeutą. Myślę, iż nie przypadkiem black dog.
Dodał:
I to mi pomogło, ja sobie powtarzałem czarny pies i to był jeden z elemencików, które pomogły mi odbudowywać się. Przy czym, co do tej odbudowy to muszę powiedziec, iż to nigdy chyba nie jest tak, iż człowiek może o sobie powiedzieć, iż już wszystkie drzwi do czarnego pokoju pozamykał definitywnie. Ja bym raczej widział to w ten sposób, iż to się ciągle dobudowuje, ale nie tak, iż się dokłada cegły (...) tylko tak jak się robi turecki deser, iż się układa takie cieniuteńkie warstewki czegoś słodkiego, kruchego, prawie przezroczyste. Prawie żadnej z nich nie widać, trzeba się dobrze przyjrzeć ale jeżeli się ich ułoży odpowiednio dużo to to jest całkiem solidny artefakt cukierniczy. Ok. Cegła jest oczywiście lepszą metaforą, bo się bardziej wiąże z tym o czym mówimy ale te warstwy to nie są rzeczy widoczne (...)to jest raczej nieustanny proces układania niewidocznych warstw (...)
Całą szczerą rozmowę Olafa Lubaszenki z Joanną Przetakiewicz znajdziecie poniżej.
Zobacz także: Żurnalista był bezdomny: „Mama powiedziała, iż jedziemy na wycieczkę”