Agnieszka pędziła przez zatłoczone ulice Krakowa, ściskając kierownicę do bólu w palcach. Jej serce waliło z gniewu: sąsiedzi znów skarżyli się na brata męża, który przemienił jej spadek w melinę. Ale to, co odkryła, wchodząc do mieszkania, okazało się ciosem prosto w serce. Brat męża uchylił przed nią przerażającą prawdę o niewierności małżonka, a teraz jej świat legł w gruzach. Agnieszka stanęła przed wyborem, który rozrywał jej duszę: wybaczyć zdradę czy rozpocząć życie od nowa.
— Kasia, to przecież mój brat, nie ma gdzie mieszkać — przekonywał ją mąż Marcin, gdy wszystko się zaczynało. — Z Ewą się rozwiódł, gdzie ma iść?
— Nie chcę wpuszczać Jacka do mieszkania po babci — sprzeciwiła się niepewnie Agnieszka.
— Nic nie zepsuje — nalegał Marcin. — Nie pojedzie przecież do rodziców, co?
— A dlaczego nie? — chwyciła się tej myśli.
— Facet ma czterdzieści pięć lat, wstyd mieszkać z rodzicami, a i życie osobiste mu się ułoży — Marcin błagalnie spojrzał na żonę.
— Dobrze, niech mieszka, ale jeżeli sąsiedzi poskarżą się, wyrzucę go! — uległa Agnieszka po długim milczeniu.
— Wszystko będzie w porządku! — uradował się Marcin, zacierając ręce.
Marcin miał własne plany co do mieszkania. Pod przykrywką „pomocy bratu” chciał używać go do spotkań z kochanką, o której jego trzydziestoczteroletnia żona choćby nie wiedziała.
— Zaraz zawiozę Jacka, ucieszy się! — wykrzyknął Marcin, wyrwał klucze i wybiegł z domu.
— Tak się spieszy, jakby sam się tam wprowadzał — uśmiechnęła się ironicznie Agnieszka i zabrała się za swoje sprawy.
Marcin wrócił dopiero po trzech godzinach. Agnieszka, zobaczywszy światła reflektorów, wybiegła na podwórko.
— Gdzie ty byłeś tak długo? Już miałam cię szukać! — powiedziała półżartem.
— Pokazywałem Jackowi mieszkanie — wymijająco odparł Marcin, ukrywając prawdziwy powód.
— Słuchaj, on będzie przynajmniej płacił za prąd i wodę? — nagle zapytała Agnieszka.
Marcin zawahał się, jego wzrok się rozbiegał. Nie rozmawiał o tym z bratem.
— Wiesz, jakoś głupio brać pieniądze od brata, zwłaszcza teraz, gdy ma tak pod górkę — powiedział z wyrzutem. — I tak płacimy za mieszkanie, dużo nie nabije.
Agnieszka, ulegając namowom, zgodziła się, iż branie pieniędzy od rodziny byłoby niewłaściwe. Ale gdy tylko Jacek się wprowadził, w mieszkaniu zapanował chaos. Dniem i nocą rozbrzmiewała muzyka, schodziły się hałaśliwe kompanie, przychodziły różne kobiety, słychać było krzyki i awantury. Sąsiedzi zaczęli wzywać dzielnicowego, ale ten ograniczał się do mandatów, nie mogąc uspokoić lokatora.
Jacek poskarżył się bratu na problemy.
— Sąsiedzi mnie doprowadzają — powiedział. — Siedzimy cicho, a oni policję wzywają. Zrób coś, bo jeżeli mnie wyrzucą, tobie też tu drzwi zamkną — zażartował.
— Wszystko załatwię, ale ty przestań hałasować — odpowiedział Marcin. — jeżeli Kasia się dowie, po nas!
— Już więcej nie będę — obiecał Jacek, ale tej samej nocy sąsiedzi znów wezwali policję.
Jedna z sąsiadek, nie wytrzymując, ustaliła, do kogo należy mieszkanie, i odnalazła Agnieszkę w mediach społecznościowych. Zapytała, czy gospodyni wie, co się dzieje i o wizytach dzielnicowego. Odpowiedź Agnieszki wstrząsnęła sąsiadami — nie miała bladego pojęcia.
Godzinę później Agnieszka wdarła się do mieszkania, płonąc gniewem.
— Cześć! — zarechotał Jacek, otwierając drzwi.
— Jacek, sąsiedzi na ciebie skarżą! — wybuchnęła. — Żądam, żebyś się wyprowadził!
— Wyprowadził? — zdziwił się. — Wybacz, ale ty mnie zawiodłaś!
— To ty zawiodłeś zaufanie! — odcięła Agnieszka. — Wynoś się!
— A, tak? To posłuchaj czegoś o swoim mężu! — syknął Jacek.
— O czym ty mówisz? — zastygła, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie tylko ja tu zakłócam spokój — prychnął. — Twój Marcin też się postarał.
— Co masz na myśli? — głos jej zadrżał.
— Przyprowadza tu swoją kochankę — wycedził Jacek. — Od trzech miesięcy! A ty, szwagierko, choćby nie wiesz!
Ta wiadomość uderzyła jak grom. Agnieszka poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.
— Wynoś się stąd! — wrzasnęła, wskazując na drzwi.
— A co zrobisz z mężem? — zaszczerzył się Jacek.
— To nie twoja sprawa! — warknęła. — Znikaj!
Jacek, chichocząc, zaczął pakować rzeczy i po dwudziestu minutach zniknął. Agnieszka została sama w zniszczonym mieszkaniu. Wchodząc do środka, nie poznała wnętrza, które pamiętała po babci — z dawnego ciepła nie zostało ani śladu. Brudne ściany, porozrzucane ubrania, woń papierosów — wszystko krzyczało o tym, jak ją oszukiwano. Otworzyła okna na oścież, próbując przepędzić duchy zdrady.
W domu czekała ją ciężka rozmowa z Marcinem. Najpierw zaprzeczał, ale przyciśnięty do muru, załamał się i zaczął błagać o przebaczenie. Agnieszka słuchała jego wykrętów, ale w duszy już podjęła decyzję. Zdrada męża, jego kłamstwa i cynizm przekreśliły ich wspólne lata. Wniosła o rozwód i alimenty, postanawiając, iż nigdy więcej nie pozwoli nikomu deptać swojej godności.
Agnieszka siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrując się w nocne światła miasta. Łzy spływały jej po policzkach, ale nie niosły tylko bólu — były w nich też determinacja i siła. Straciła złudzenia, ale odnalazła w sobie moc. Teraz wiedziała: jej życie zaczyna się od nowa, a przeszłość nie będzie już ciążyć jej jak kamień.