A ty po prostu patrzyłaś, jak moje małżeństwo się rozpada: Starałam się nie wtrącać w związki córki, a teraz ona mnie obwinia.
Moja córka Kinga to prawdziwy żywioł. Wychowywaliśmy ją z mężem w spokoju i ciszy, w naszym domu na przedmieściach Katowic nigdy nie słychać było krzyków ani kłótni. Ale Kinga odziedziczyła charakter po mojej mamie — wybuchowy, głośny, uparty. Babcia zawsze postawiła na swoim, mogła się obrazić o byle co i nikogo nie słuchała. Kinga, choć jej nie znała, jak w lustrze odtwarzała jej zachowanie. A to złamało mi serce.
Kinga nie znosi krytyki. Wszelkie rady przepuszcza mimo uszu, a często wręcz przyjmuje je z wrogością. Przez lata próbowaliśmy z mężem ją okiełznać, pokierować nią, ale nasze słowa odbijały się od niej jak groch od ściany. Już w przedszkolu nauczyła się manipulować ludźmi, osiągając swoje z anielskim uśmiechem. Zawsze słyszała tylko to, co chciała, a nie to, co było potrzebne. Każda uwaga ją raniła, kończyło się płaczem i histerią. Nastolatkowy okres był dla nas koszmarem. Bałam się, iż wpadnie w złe towarzystwo, zacznie palić albo — nie daj Boże — zajdzie w ciążę. Do tego nie doszło, ale nerwy wykończyła nam do cna.
Kiedy Kinga skończyła szkołę, oznajmiła, iż jest dorosła i będzie żyć osobno. Spakowała plecak i razem z koleżanką wynajęła mieszkanie w centrum. Na studia machnęła ręką, bo uznała, iż zarabianie pieniędzy jest ważniejsze. Przez dwa lata prawie się nie widywaliśmy. Rzadko odbierała telefon, nigdy nie przyjeżdżała. Starzałam się z niepokoju, każdej nocy czekając na telefon ze szpitala albo od policji z jakimiś złymi wieściami. Ale potem coś się zmieniło. Kinga zaczęła wpadać do nas w weekendy, najpierw rzadko, potem coraz częściej. Piliśmy herbatę, nie wracaliśmy do przeszłości, a ja miałam nadzieję, iż burza minęła.
Próbowałam nauczyć ją gotować, pokazywałam domowe obowiązki, ale zawsze ucinała: „Sama wiem!”. Niedługo później okazało się, iż Kinga ma chłopaka — Wojtka. Spokojny, dobroduszny, potrafił złagodzić jej wybuchy, zamieniając kłótnie w żart. Przy nim Kinga wydawała się szczęśliwa, zrównoważona. niedługo wzięli ślub, a ja odetchnęłam z ulgą, myśląc, iż córka w końcu dojrzała. Jakże się myliłam.
Ich małżeńska idylla trwała tylko kilka miesięcy. Prawdziwa natura Kingi wzięła górę. Po każdej kłótni z Wojtkiem wpadała do nas i zostawała na noc. Wiedząc, jak nie znosi rad, milczałam, patrząc z boku. Pewnego dnia przysięgła, iż już nigdy nie wróci do męża. Ale po dwóch dniach godzili się, jakby nigdy nic. Trzymałam język za zębami, bo bałam się zepsuć to jej kruche szczęście.
Ale Wojtek nie miał nieskończonej cierpliwości. Pewnego dnia, gdy Kinga wróciła do domu po kolejnej awanturze, znalazła tylko kartkę. Wojtek odszedł, proponując rozwód. Tamtego dnia córka wpadła w prawdziwą histerię. Nie dość, iż mąż ją zostawił, to jeszcze zwolnili ją z pracy. Przez dwa tygodnie opiekowałam się nią jak dzieckiem: gotowałam, rozmawiałam wieczorami, próbując odwrócić jej uwagę. Aż któregoś dnia, wchodząc do mieszkania, zobaczyłam Kingę z walizką w ręku.
— To wszystko przez ciebie! — rzuciła się na mnie od progu.
— Cześć, kochanie. Dlaczego się pakujesz? Co ja zrobiłam? — zaskoczyłam się.
— To twoja wina, iż Wojtek mnie zostawił! Widziałaś, jak mnie traktuje, mogłaś coś powiedzieć! — krzyczała.
— Nigdy nie słuchałaś moich rad, zawsze mówiłaś, iż sobie poradzisz — przypomniałam.
— A ty choćby nie spróbowałaś! Patrzyłaś, jak moje małżeństwo się rozpada! — Kinga nie oszczędzała słów, każde z nich kłuło jak nóż.
— Nie mów tak! Nie jestem winna waszym kłótniom. Jesteście dorośli, sami decydowaliście. Co ja mam z tym wspólnego? — próbowałam się bronić.
— Oczywiście, ty nigdy nie jesteś winna! Dzięki za „pomoc”! Miałam rację, gdy wyprowadziłam się po szkole. Szkoda, iż w ogóle wróciłam! — rzuciła i wybiegła za drzwi, trzasnąwszy nimi tak mocno, iż szyby zadrżały.
Zostałam w ciszy, oszołomiona. Dni, które spędziłam, otaczając ją opieką, nie wtrącając się w jej życie — a teraz w jej oczach to ja jestem źródłem wszelkich nieszczęść. Moja dziewczynka wcale nie wyrosła, wciąż szuka winnych swoich porażek. Serce pęka, gdy myślę, iż uważa mnie za złą matkę. Ale już nie mam siły jej przekonywać. To jej życie, niech robi, co chce. Tylko dlaczego tak boli?