Obcy: Romulus – recenzja filmu. Krew, kwas i ksenomorf

popkulturowcy.pl 1 miesiąc temu

Fani uniwersum Obcego z ekscytacją czekali na najnowszą część produkcji. Reżyser Fede Álvarez z niezwykłą łatwością połączył w jeden film to, co wszyscy doskonale już znamy z poprzednich projektów związanych z ksenomorfem. Fani krwi, potu, łez i kwasu zdecydowanie nie będą narzekać.

Akcja filmu Obcy: Romulus osadzona jest pomiędzy 8. pasażerem Nostromo a Decydującym starciem. Główną bohaterką jest Rain (Cailee Spaeny). Dziewczyna mieszka na kolonijnej planecie, na której nie dane jej jest zobaczyć słońca. Żywiona marzeniami o wyjeździe, boleśnie przyjmuje wiadomość, iż ilość, wymaganych do opuszczenia tego miejsca, przepracowanych lat magicznie uległa zmianie i opuścić planetę będzie mogła dopiero za 5-6 lat. Nic więc dziwnego, iż kiedy na horyzoncie pojawia się okazja, żeby szybciej zdobyć wolność, to Rain od razu decyduje się ją wykorzystać.

Zadaniem od firmy jest z pozoru prosta misja holownicza, podczas której zespół ma przejąć zapomnianą stację badawczą Romulus. W drużynie, poza Rain, są również Tyler (Archie Renaux), Kay (Isabela Merced), Bjorn (Spike Fearn), Navarro (Aileen Wu) oraz android Andy (David Jonsson). To właśnie ten ostatni jest dla Rain niczym przyrodni brat. Zaprogramowany przez jej ojca, ma za swoje główne zadanie dbanie o dobro dziewczyny. Dodatkowo Andy rzuca żartami jak z rękawa, ale warto tutaj zaznaczyć, iż są to przeokropne suchary. Już od pierwszych scen filmu twórcy podkreślają relację, która łączy androida z dziewczyną. Są ze sobą bardzo zżyci i gotowi do poświęceń dla ich wspólnego dobra.

Jak łatwo się domyślić, kiedy ekipa dociera na Romulusa, zastaje niezbyt przyjemny obrazek. Wszystko wskazuje na to, iż stacja ma za sobą podobne doświadczenia jak załoga Nostromo. Na pokładzie spotykają androida Rooka, którego głównym celem wciąż jest dobro firmy i który wpływa na Andy’ego. Jednak tym, co budziło moje poczucie niezręczności, było użycie AI w stworzeniu postaci Rooka. Był to bowiem nie kto inny jak Ash z 8. pasażera Nostromo, w którego wcielił się wówczas Ian Holm. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż aktor zmarł w 2020 roku.

Kadr z filmu Obcy: Romulus

Obcy: Romulus rozwija skrzydła właśnie po dotarciu do stacji badawczej. Dość gwałtownie na horyzoncie pojawiają się ksenomorfy, które rozpoczynają polowanie na swoje ofiary. Muszę tutaj przyznać, iż jako fanka uniwersum doceniam skupienie się na fizyczności potworów. Obcy zawsze ociekał wydzielinami i był oślizgły, ale Fede Álvarez wyciągnął z tego jeszcze więcej. Wiele momentów jest po prostu obrzydliwych, ale to tylko podkreśla wizerunek ksenomorfów. Scena, w której jeden z nich jest wyciągany z gardła Narvarro, na długo pozostanie w mojej pamięci i prawdopodobnie stanie się kultowa w uniwersum. W produkcji widać również całą masę nawiązań do poprzednich części serii. Rain, przyciśnięta do ściany, odwracająca głowę, a obok niej ociekający ksenomorf gotowy do zaatakowania. Identyczny obrazek widzieliśmy w 8. pasażerze Nostromo, gdzie bohaterką była Ripley (Sigourney Weaver).

Chociaż produkcję Obcy: Romulus ogląda się dobrze, to nie brakuje tutaj scenariuszowych absurdów. W trakcie kilku scen, które miały potęgować napięcie, rozluźniałam się i parskałam śmiechem. Przykład? Uciekająca Kay, po otworzeniu jednych z drzwi, nie zauważa, iż jest tam dziura i spada w dół. Albo głowa ksenomorfa, niczym internetowy viral, wynurzająca się zza zakrętu. Również unoszący się kwas, przy wyłączeniu grawitacji, wyglądał po prostu komicznie, a nie przerażająco. Jednak największa salwa śmiechu na sali kinowej wybuchła w momencie pojawia się jednego mutanta, ale tę przyjemność zostawię już wam.

Kadr z filmu Obcy: Romulus

Gdybym została zapytana o ulubioną postać z Obcego: Romulus, to zdecydowanie odparłabym, iż właśnie przerażające ksenomorfy. I nie chodzi tu choćby o moje uwielbienie dla tego uniwersum. Postaci ludzkie wykreowane przez twórców są po prostu nijakie. O ile Ripley z wcześniejszych części stała się bohaterką kultową, o tyle trudno szukać tutaj kogoś podobnego. Rain zdecydowanie jest jej chodzącą kopią. I nie oszukujmy się, dorównać Sigourney Weaver nie jest łatwo. Z kolei Tyler, Kay, Navarro i Bjorn są zepchnięci do roli postaci pobocznych, bez żadnego rozwinięcia ich wątków czy kreacji bohaterów. Każdy po kolei staje się ofiarą ataków i adekwatnie na tym się opiera cała ich rola w tym filmie. Szkoda, ponieważ zabrakło przez to elementu polubienia ich, a co za tym idzie kibicowania im. Najoryginalniejszą postacią staje się Andy, który jednak również utyka w stereotypowym “zaprogramowaniu” androidów, przez co łatwo zmienia się jego zachowanie.

Obcy: Romulus obfituje w pełne przemocy sceny. I bardzo dobrze. Jest to jeden z elementów, których oczekuje każdy z fanów tego uniwersum. Jak wspominałam wcześniej, bywa obrzydliwie, ale nie brakuje też rozrywania ciał czy hektolitrów krwi. Coś jednak poszło nie tak z ścieżką dźwiękową, która czasami potrafiła całkowicie wybić z rytmu. Nie zmienia to faktu, iż Obcy: Romulus to całkiem niezła produkcja, do której na pewno będę wracać przy okazji kolejnych maratonów serii.

Fot. główna: kadr z filmu Obcy: Romulus

Idź do oryginalnego materiału