Dziś zaczęło się jak święto, a skończyło jak punkt bez powrotu. Kasia choćby nie przypuszczała, iż wizyta na jubileuszu teściowej, Janiny Antoniny, zmieni wszystko. Sala lśniła od kwiatów, uśmiechów i wzruszeń. Każdy szczegół był dopracowany, by teściowa poczuła się jak królowa wieczoru.
„A teraz słowo od syna, Tomasza!” — ogłosił prowadzący.
Kasia, jak wszyscy, zwróciła się w stronę sceny. Mąż wstał, poprawił mikrofon i uśmiechnął się tajemniczo.
„Mamo, dziękuję za wszystko. Z okazji twojego jubileuszu mam dla ciebie prezent.”
To, co nastąpiło, sprawiło, iż Kasia zamarła. Tomasz wręczył matce… dokumenty na dom letniskowy. Nie bukiet, nie symboliczną kwotę, ale pełnoprawny domek z działką, ogrodem i miejscem na grilla. Goście bili brawo, teściowa płakała ze szczęścia. Tylko Kasia siedziała nieruchomo, bielsza od obrusa, palce wpiła w poręcz krzesła.
Jak mogłeś, Tomek?
Jeszcze tego ranka, przed wyjściem, odkryła, iż z ich wspólnego konta, na które przez dwa lata odkładali na nowe mieszkanie, zniknęły wszystkie pieniądze. Wszystkie. Nie zdążyła go wypytać — wymigiwał się, unikał tematu. Teraz wszystko stało się jasne. Wydał ich oszczędności na „prezent” dla matki. Bez pytania. Bez dyskusji. Po prostu tak.
To nie były jego pieniądze. To były ich marzenia. Ich córka, Zosia, niedługo szła do pierwszej klasy, a Kasia chciała, by miała swój pokój, swoje dzieciństwo. Dla tego pracowała po nocach, brała nadgodziny, oszczędzała każde złotówki… A teraz to wszystko stało się letniskowym prezentem dla teściowej.
Święto było jej, wstyd — mój
Tomasz stał się synem roku. „Oto syn!” — szeptali goście. „Jaki troskliwy, nie to co dzisiejsza młodzież” — wzdychały babcie. Kasia patrzyła, jak stoi z dumnie uniesioną głową, i wiedziała jedno — w tej rodzinie już nie ma dla niej miejsca. Nie po tym.
Gdy wstała i wyszła, nikt nie zauważył. Albo udawali, iż nie widzą.
Szła do domu piechotą, przez duszny wieczór, nie czując nóg. W mieszkaniu było pusto. Zosia nocowała u jej mamy — na szczęście. Przy dziecku nie miałaby siły płakać. Teraz — mogła.
Wyjęła z lodówki butelkę wina, włączyła światło i po raz pierwszy od dawna zapłakała naprawdę. Bez hamowania. Bez dumy. Nie z gniewu — z pustki.
Rozmowa była krótka
„Co ty sobie wyobrażasz?!” — ryknął Tomasz, wpadając do domu.
„Ja? To ty zdecydowałeś za nas.” — odpowiedziała spokojnie Kasia. „Wydałeś nasze pieniądze bez słowa. Urządziłeś przedstawienie. Kupiłeś matce dom letniskowy zamiast mieszkania dla własnej rodziny. Sam podjąłeś decyzję — to teraz sam żyj.”
„Kasia, nie dramatyzuj. Jeszcze odłożymy. To przecież moja matka! Będziemy tam jeździć, z Zosią na grill…”
„Ty jedź. Ale bez nas. Rozwód. I pozew. Połowa tych pieniędzy to moje. Odbiorę je.”
Tomasz wyszedł. Nie zabrał rzeczy. Tylko trzasnął drzwiami. Godzinę później zadzwoniła teściowa:
„Co ty sobie wyobrażasz?! Komu będziesz potrzebna z dzieckiem i kawalerką? Myślisz, iż kolejka się ustawi?”
Kasia otar„Moja kolejka może być krótka, ale za to uczciwa — a twojego syna już choćby w niej nie ma.”