O czym tak naprawdę jest miniserial "Pełne koło"? "To jest trochę jak karma" – mówi nam Jim Gaffigan

serialowa.pl 1 rok temu

Miniserial „Pełne koło” Stevena Soderbergha zbliża się do końca. O czym tak naprawdę jest ta historia i co było niezwykłego w pracy nad nią? Zapytaliśmy Jima Gaffigana, wcielającego się w Manny’ego, szefa agentki Harmony.

Na HBO Max możecie oglądać najnowszą produkcję Stevena Soderbergha, oscarowego reżysera, który oprócz licznych filmów nakręcił też seriale „The Knick” i „Mozaika”. „Pełne koło” to thriller kryminalny, opowiadającą skomplikowaną historię, w którą uwikłani są różni mieszkańcy Nowego Jorku. Autorem scenariusza tej sześcioodcinkowej miniserii jest Ed Solomon, scenarzysta filmów z serii „Iluzja”.

W obsadzie są m.in. Zazie Beetz („Atlanta”), Claire Danes („Homeland”), komik Jim Gaffigan, Jharrel Jerome („Jak nas widzą”), Timothy Olyphant („Justified”) i Dennis Quaid („Goliath”). Serialowa miała okazję porozmawiać z częścią aktorów.

Pełne koło – Jim Gaffigan o postaci Manny’ego

Jim Gaffigan to uznany komik, którego stand-upy możecie znaleźć np. na Netfliksie, a także aktor, scenarzysta własnych produkcji i człowiek orkiestra. Stworzył własny serial „The Jim Gaffigan Show”, a także zagrał mnóstwo mniejszych i większych ról w filmach oraz serialach telewizyjnych, od „Seksu w wielkim mieście” i „Prawa i porządku” aż po „Portlandię”, „Stargirl”, „Ricka i Morty’ego” czy „Unbreakable Kimmy Schmidt”.

W „Pełnym kole” po raz pierwszy w swojej karierze miał okazję współpracować z Soderberghiem. „Kiedy zobaczyłem, iż reżyseruje to Steven Soderbergh, stwierdziłem: wchodzę w to” – powiedział nam Gaffigan podczas spotkania na Zoomie (które odbyło się przed strajkiem SAG AFTRA), dodając, iż dopiero potem przeczytał scenariusz.

— Na tym etapie kariery kocham pracować, ale też chcę mieć postacie, które mają coś do roboty albo ewoluują, albo coś się z nimi dzieje. Nie chcę tylko siedzieć na planie. (…) Trochę się niepokoiłem, ponieważ czasem dostaję oferty na moim poziomie, gdzie postać tak naprawdę nie ma nic do roboty. Więc chciałem się upewnić, iż moja postać dokądś zmierza i kryje się za tym jakaś złożoność. Ale ja mieszkam w Nowym Jorku i [znaczenie miał też] fakt, iż [serial] przygląda się złożoności Nowego Jorku i dotyka różnych kultur oraz nierówności ekonomicznych. Bardzo mi się też podobało to całe spojrzenie na to, jak sprawy zataczają koło – rzeczy, które zrobiłeś w przeszłości, od których myślisz, iż uciekłeś, mogą w pewnym sensie wrócić.

„Pełne koło” (Fot. HBO Max)

Postać Gaffigana to Manny Broward, inspektor U.S. Postal Inspection Service, będący szefem niepokornej agentki Mel Harmony (Zazie Beetz). Ponieważ widzowi zależy na tym, żeby agentka mogła bez przeszkód działać i rozplątać zagmatwaną historię sięgającą swoimi korzeniami spraw, które miały miejsce lata temu w Gujanie, Manny nie należy do naszych ulubieńców jako ten, który jej przeszkadza i ją powstrzymuje. A Gaffigan przyznaje, iż nie chodziło mu o to, abyśmy go lubili czy byli po jego stronie.

— Moja postać to ktoś, kto myśli, iż jest ofiarą okoliczności, ale jest nieświadomy własnego wpływu na problemy, które stworzył. Kwestia z dialogów, którą uwielbiam, jeżeli chodzi o Manny’ego, i która moim zdaniem naprawdę ucieleśnia to, kim Manny jest, [to ta] kiedy on rozmawia z facetem, który pracował w kasynie, i mówi o tym, jak za każdym razem, kiedy wdaje się w kłótnię z kobietą, przegrywa. Bo myślę, iż to ucieleśnia jego filozofię czy też podejście do spraw. Wszyscy znamy takich ludzi, którzy ciągle myślą: zostanę wydymany. Muszę to zrobić. To nie moja wina. To nie moja wina, iż złamałem prawo. To nie moja wina, iż jestem nieobecnym ojcem. To nie moja wina. Myślę więc, iż on ucieleśnia ten typ faceta, który myśli, iż zawsze przegrywa kłótnie z kobietami, nie patrząc na to, czemu w ogóle kłóci się z kobietami.

Aktor zauważył również, iż relacja Manny’ego z Mel to częściowo też konflikt pokoleń: mamy młodą osobę, która „chce iść na skróty, naprzeciwko osoby z pokolenia X, która stwierdza: ja odsiedziałem swoje, czemu ty nie możesz?”. To jednak tylko jedna z warstw tego, co się dzieje. Bo koniec końców podejrzenia podwładnej co do szefa jednak się sprawdzają, przynajmniej do pewnego stopnia.

— Zdecydowanie uwielbiam, kiedy masz oczekiwania co do postaci na początku serialu, które są prawdziwe, ale brakuje ci pewnych elementów. Więc kiedy zdajesz sobie w końcu sprawę, iż chciałem na początku przedstawić Manny’ego jako ofiarę Melody albo [pokazać] iż ona miała paranoję na punkcie swojego szefa – ona jest zwyczajnie szalona, to po prostu jest gość, który przestrzega reguł – więc kiedy to wychodzi na jaw, wszystko staje się bardziej mętne. On trochę próbuje coś zakopać. Uwielbiam w serialach, kiedy twoja wiedza o postaci ewoluuje. Nie ma w tym nic zwodniczego, po prostu dodawane są warstwy informacji, jest złożoność, która sprawia, iż relacje są o wiele bardziej żywe.

Pełne koło – o czym tak naprawdę jest serial HBO Max?

„Pełne koło” jest jak szybki zastrzyk, w którym odnajdziemy prawdziwy miks gatunków, zaserwowany nam w skondensowanej formie. Jest tu dramat rodzinny, zagadka sprzed lat, nieudane porwanie syna bogatych ludzi z Manhattanu, prowadzone współcześnie śledztwo – i wszystko to przeplata się ze sobą, tworząc skomplikowaną układankę. A o czym tak naprawdę jest ten serial, gdybyśmy chcieli poszukać głębiej? Według Jima Gaffigana kluczem do jego interpretacji jest po prostu karma i to iż nie da się uciec od przeszłości, a sprawy w życiu często zataczają tytułowe pełne koło.

— Myślimy, iż rzeczy, które zrobiliśmy w przeszłości, należą do przeszłości albo iż rozwiązaliśmy te problemy. A rzeczywistość jest taka – możecie nazwać to karmą – iż sprawy zataczają pełne koło. Masz nieślubne dziecko. W żelazny sposób trzymasz się tego, żeby nie mieć żadnej interakcji z dzieciakiem. Trochę kręcisz. Opłacasz jakichś ludzi w Gujanie, myśląc: cóż, to było [kiedyś]. Nie jestem z tego dumny, ale to się dokonało i jest to przeszłość. To wszystko wraca. choćby w przypadku Manny’ego, jego ambicja, by przejąć tę pozycję i to, jak pozbywa się swojego szefa, wraca, by go ugryźć w tyłek. To jest trochę karmiczne. I myślę, iż czasami myślimy, iż możemy uciec od swojej przeszłości, ale prawdopodobnie nie możemy.

„Pełne koło” (Fot. HBO)

Aktor grający Manny’ego zauważył, iż w „Pełnym kole” jest jak w prawdziwym życiu, czyli nie ma czerni i bieli, złych i dobrych gości – są tylko różne sytuacje i różne ludzkie reakcje, a wszystkie sprawy są po prostu skomplikowane.

— Podobało mi się na końcu, jak Melody nie może znieść Manny’ego, ale ma trochę empatii. (…) Bo myślę, iż właśnie tak istniejemy w prawdziwym życiu. Myślę, iż czasem czegoś chcemy, i to nie jest czarne albo białe, zły facet, dobry facet. Zwłaszcza w tym serialu wszyscy są podobni do nas wszystkich w prawdziwym życiu. Jesteśmy winni różnych rzeczy. (…) I myślę, iż część z tego jest w scenariuszu, co jest świetne, ponieważ w thrillerach czy też dramatach kryminalnych, [serialach] opartych na suspensie… Uwielbiam „Prawo i porządek”, ale czasem możesz zostać wciągnięty w ekspozycję. Ktoś wchodzi, to się wydarzyło z powodu tego i przypomnijmy jeszcze o tym.

Zapytany o największe wyzwania aktorskie, Gaffigan na początku wymienił wdrapanie się na płot (co będziecie mogli obejrzeć w finale serialu), by następnie przejść do kwestii związanych z byciem częścią tak dużej obsady i zastanawianiem się, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na naszą postać (i czy w ogóle jest).

— Musiałem wspiąć się na płot, to nie było takie nic. Każda szansa aktorska, z jaką się spotkałem, gdzie było prawdziwe aktorstwo, to wyzwanie, by sobie odpuścić. To znaczy, będąc komikiem, jestem scenarzystą, wykonawcą, montażystą i tak dalej. A kiedy jesteś częścią tak dużego zespołu, cieszysz się całym procesem. Ale nie mam pojęcia, jak to się potoczy. Kiedy jest tak duży zespół, mogą po prostu pozbyć się twojej postaci. Więc myślę, iż moje wyzwanie brzmiało: OK, zrobię to. Ale nie mam pojęcia. Znam scenariusze, ale nie wiem, jak sprawy się potoczą. Mogą mnie usunąć. Pewnie nie całkiem, ale mogą mnie usunąć z tego serialu.

Pełne koło – Jim Gaffigan o współpracy z Soderberghiem

Gaffigan dołączył także do głosów zachwytu, jeżeli chodzi o pracę z Soderberghiem. Zarówno Zazie Beetz, jak i Timothy Olyphant chwalili w rozmowie z Serialową metody pracy reżysera, który często sam też pisze swoje scenariusze (choć nie w tym przypadku), jest operatorem i montażystą. Według Gaffigana kluczem jest niesamowita wydajność i oddawanie aktorom znacznej części władzy, bez tracenia czasu np. na próby.

— On nie jest gadatliwy. Jest w tym wydajność, która jest naprawdę instrumentalna dla wszystkich członków ekipy. Nie traci się czasu, nie ma głupich gierek. (…) On oczywiście ma pomysły, ale aktor może przyjść ze swoimi myślami, on mu daje tę władzę. Myślę, iż każdy w ekipie czuje się naprawdę upodmiotowiony. A morale jest takie, iż pracując z kimś, kto wie, co robi, nie masz poczucia straconego czasu czy też masz większą pewność, iż twój czas jest mądrze wykorzystywany. Mój żart na premierze to było – oto moja parodia reżyserii Stevena Soderbergha: „OK, przejdźmy dalej”.

(…) Wydaje mi się, iż choćby kiedy byliśmy nastolatkami i dostawaliśmy więcej władzy, chwytaliśmy się tego. Więc kiedy pracujesz z takim reżyserem jak Steven, masz obowiązek się pojawić i ciągle rozmawiasz ze Stevenem oraz ze scenarzystą Edem Solomonem, ponieważ to jest bardzo złożone i są te wszystkie historie, gdzie zastanawiasz się: OK, jaka jest tutaj jego relacja? W przypadku mojej postaci choćby Zazie i ja czasem zastanawialiśmy się: czy on z nią flirtuje? (…) Myślę też, iż on ufa scenariuszowi. I myślę, iż oddanie tej władzy aktorowi sprawia, iż to jest bardziej naturalne.

„Pełne koło” (Fot. HBO Max)

Kolejny powód do zachwytu to wyśmienita obsada. „Pełne koło” zgromadziło obsadę z najwyższej półki, choć ze względu na wielowątkowość opowiadanej historii oczywiście nie wszyscy ze wszystkimi mieli okazję spotkać się na planie. Jim Gaffigan przyznał, iż niektóre osoby zobaczył po raz pierwszy dopiero na oficjalnej premierze serialu.

— Pracowałem tylko z kilkoma osobami, ale kiedy mieliśmy premierę w Tribece, to było naprawdę ekscytujące, bo byli [wszyscy] i wpadłem na Timothy’ego Olyphanta w charakteryzatorni. To było fajne. To trochę jak spotkanie z kuzynami. Myślę, iż kiedy kuzyni się widzą, choćby jeżeli nigdy się nie spotkali, to jest to podekscytowanie: hej, jesteśmy wszyscy częścią tej samej rodziny. Oczywiście podobało mi się, iż miałem sceny z Zazie. Dwie różne postacie, ale też dwa różne style aktorstwa, co było naprawdę fajne. (…) A do tego jeszcze fakt, iż oni wszyscy są nowojorczykami i Claire ma dzieci, więc gadaliśmy o tym. Więc było fajnie. Poza tym kiedy grasz w tenisa z kimś, kto jest naprawdę dobry, grasz lepiej. Na tym również polega zabawa z aktorstwem i praca z naprawdę dobrymi aktorami.

Całe „Pełne koło” to zaledwie sześć odcinków, z których dwa ostatnie zobaczycie 27 lipca na HBO Max. W oczekiwaniu na finał, polecamy również naszą rozmowę z Jharrelem Jerome’em, czyli serialowym Akedem.

Pełne koło – finałowe odcinki w czwartek na HBO Max

Idź do oryginalnego materiału