Nowy film twórcy „W lesie dziś nie zaśnie nikt” pojawił się na Netflixie. Polski slasher ma wszystko, by odnieść sukces, ALE...

glamour.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: fot. materiały prasowe


Z jakiegoś powodu zajmowanie się popkulturową rozrywką uchodzi w naszym kraju za zajęcie wybitnie niepoważne i mało kto taktuje je serio. A przecież zrobienie dobrego horroru, kryminału, thrillera czy widowiska fantastycznonaukowego, wymaga nie lada umiejętności, twórczej dyscypliny i znajomości reguł, w ramach których działają tego rodzaju historie. Bez całego tego zaplecza adekwatnie nie sposób stworzyć coś, co widzów zainteresuje. Natura popkultury polega bowiem na tym, iż żywi się sama sobą i co za tym idzie mnóstwo w niej odniesień do wcześniejszych, podobnych historii, czyli niezliczonych iteracji tych samych tematów. Innymi słowy popkultura składa się z piosenek, które znamy już w wielu wersjach, ale i tak z utęsknieniem wypatrujemy kolejnych przeróbek. Ten proces kulturowego recyklingu nigdy się nie kończy, a film „13 dni do wakacji” jest tego typowym potwierdzeniem. Przecież już sam tytuł nawiązuje do jednego z najsłynniejszych slasherów wszech czasów – „Piątku 13-go”.

Mordercza impreza po polsku

Wychodząc na spacer z psem, Antek znajduje trupa zaszlachtowanego mężczyzny. Jako widzowie wiemy, iż zrobił to człowiek w dziwnej masce, a w mieście krążą plotki, iż jest to dzieło byłego woźnego, który niegdyś zabił całą swoją rodzinę i zniknął. Teraz zaś wrócił i kontynuuje mordercze dzieło. Antek ma siostrę – Paulinę. Nie przepadają za sobą. Bogaty ojciec zostawia ich na weekend samych w luksusowym domu, więc Paulina organizuje imprezę dla najbliższych przyjaciół, na którą wpadnie też jej nowy chłopak. Impreza gwałtownie się rozkręca, a potem ktoś hakuje system ochronny domu, zamyka dzieciaki w środku i zaczyna mordercza zabawa w kotka i myszkę. Paulina i Antek muszą zapomnieć wzajemnych pretensjach i połączyć siły, żeby wyjść z tego z życiem.

Niemrawe „13 dni do wakacji” [recenzja]

No cóż, choćby z tak ogranej formuły da się jeszcze wycisnąć coś ciekawego, czego dowodzą choćby bardzo pomysłowe „Bodies Bodies Bodies” Haliny Reijn, ale „13 dni do wakacji” to nie jest ten przypadek. Trzeba przyznać, iż na poziomie technicznym to całkiem przyzwoicie zrealizowany film. Reżyseria, montaż, grupa młodych i w większości przekonujących aktorów, robią pozytywne wrażenie. Fabuła rozwija się zgodnie z konwencją slashera, ale choć robi to całkiem sprawnie, niestety jest przy tym dość niemrawa i zachowawcza.

Niby wszystkie obowiązkowe punkty programu zostają tu odhaczone – jest grupa ludzi zamkniętych w odizolowanym miejscu, jest zamaskowany morderca, jest krwista przemoc, jest golizna, a nie, wróć, tej właśnie nie ma. No i samej przemocy też jakoś malutko. Tempo pozostawia sporo do życzenia, a sceny zabójstw to raczej cytaty z innych filmów niż pokaz inwencji twórców. Co samo w sobie nie jest może niczym złym, ale wszystkie te słabości razem wzięte nie robią dobrego wrażenia. A przecież są to kanoniczne elementy składowe tego rodzaju filmów. Dla nich sięga się po slashery. Ich redukowanie pozbawia film zębów, osłabia jego siłę wyrazu i suspens, czyli odbiera główne atuty takiej rozrywki. Mówiąc wprost, im mniej się tu dzieje, tym mniej chce się to oglądać. Bo po co?

View oEmbed on the source website

Mimo tych ewidentnych braków „13 dni do wakacji” pozostaje przyzwoitą rozrywką, która może się dobrze sprawdzić na imprezach albo halloweenowej randce, podczas której z wiadomych powodów nie patrzy się na ekran przez cały czas. Bez obaw. W tym przypadku nie grozi to utratą wątku.

Gdzie można zobaczyć „13 dni do wakacji”?

Film dostępny jest na platformie Netflix.

Idź do oryginalnego materiału