Nowe wieki ciemne. Kolonia – recenzja książki. Trudno się nie zgodzić…

popkulturowcy.pl 6 dni temu

Jak człowiek bierze do ręki tysiącstronnicowego olbrzyma i widzi, iż to piewrszy tom, to bierze go przerażenie i fascynacja jednocześnie. Kolonia już za mną, a uczucia zostały…

Kolonia to pierwszy tom serii Nowe wieki ciemne ukraińskiego pisarza Maxa Kidruka. Historia rozgrywa się w XXII wieku na skolonizowanym Marsie oraz na Ziemi, a łączy w sobie tyle wątków, iż trudno je zgrabnie podsumować (choć spróbuję i tak).

Mars jest ziemską kolonią, ale pierwsze pokolenie urodzone na czerwonej planecie właśnie wchodzi w eatp nastoletniości i wczesnej dorosłości. Warunki na Marsie są trudne, a planetą rządzi rada Ziemian, której adekwatnie nikt nie kontroluje. Zdarzają się deportacje umotywowane gniewem rady, dzieci zostają bez rodziców, wpływowi Ziemianie eksploatują tych mniej uprzywilejowanych. Planetę dominuje ukraińska diaspora, Rosjanie i Irlandczycy – nastroje są trudne.

Ziemia z kolei znajduje się w kryzysie ekologicznym i politycznym. Lodowców prawie już nie ma, tuż pod powierzchnią wód rozgrywają się wybuchy gazu, z kosmosu przybywają niezrozumiałe impulsy nowych cząsteczek. Trwa nowa pandemia, w wyniku której ciężarne kobiety przeżywają masowe poronienia. Politycznie Ziemia traci wpływy na Marsie, a prezydentem Stanów Zjednoczonych zostaje lekko szalony populista.

Brzmi znajomo?

Max Kidruk to kunsztowny pisarz. Jestem pod dużym wrażeniem, jak zgrabnie udało mu się stworzyć wizję świata, która z jednej strony jest mocno osadzona w przyszłości, a jednocześnie zapewnia bardzo wnikliwy komentarz na obecne czasy. Przekaz jest skomplikowany, tego nie da się ukryć. Kolonia jest pełna wątków naukowych ścierających się z polityką i czasami nie jest łatwo się odnaleźć, mimo iż autor podrzuca sporo pomocy naukowych. Z perspektywy umysłu nieścisłego: nie mam pojęcia, czy neutriny przychodzące we wiązakach z kosmosu istnieją, a ilość tego typu rzeczy okazyjnie mnie męczyła. Z drugiej strony adekwatnie nie ma to znaczenia.

Zobacz również: Level Up 1. Re-Start – recenzja książki. Gra w życie

Mimo statusu olbrzyma, książki nie czyta się długo. Rozdziały są przetasowane między bohaterów i każdy czytamy z perspektywy innej osoby. Kilka postaci wysuwa się na pierwszy plan, a śledzimy losy zarówno Marsjan, jak i Ziemian. Rozdziały nie są długie ani specjalnie uciążliwe. Po prostu grubość książki utrudnia jej odbiór ze względu na oszałamiającą ilość informacji.

Mnie na przykład bardziej interesowały wątki pandemii i polityki na Ziemi, niż buntownicy na Marsie. Natomiast nie nudziłam się na tych drugich, a wszystkie ścieżki bohaterów współgrają i wyłania się z nich jedna spójna wizja. Bohaterowie są raczej instrumentalni, służą pokazaniu wydarzeń z wielu perspektyw, ale nie są płascy. Crowder, Ronna czy inni w centrum wydarzeń są napisani tak, abyśmy rozumieli osobiste stawki w całej historii.

Zobacz również: Dzikuski – recenzja książki. Gdzie jest Sammy?

Kolonia to bardzo interesująca pozycja. Muszę po niej chwilę odpocząć, ale jestem bardzo interesująca dalszych tomów serii. Zapewnia taką refleksję na dziś, na teraz – i to wcale nie w przesadnie przystępnej formie. Powiązania wydarzeń wcale nie naśladują sytuacji XXI wieku. Wszystko zdaje się wynikać z ludzkiej natury i naszych nieuchronnych instynktów. Maxowi Kidrukowi udało się poruszyć pewną delikatną strunę – dlatego warto sięgnąć po olbrzyma samemu. Zastanowić się, czy wierzymy w nadejście nowych wieków ciemnych.

Powyższy tekst powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Insignis. Dziękujemy!

Fot. główna: Kolaż z użyciem okładki.

Idź do oryginalnego materiału