Nigdy się nie poznaliśmy…

newsempire24.com 2 dni temu

Nigdy się nie znaliśmy…

Kasia od początku wiedziała, kim jest w życiu Jacka. Nie żoną, nie matką jego dzieci, nie wybranką jego serca. Tylko kochanką. Kobietą, u której znajduje wytchnienie dla duszy i ciała. Kobietą, do której przychodzi nie dla obowiązków, ale dla spokoju i luzu.

Nic nie wymagała. Nie żądała rozwodu, ani przysiąg. Wystarczyło jej trochę ciepła. Przyjmowała Jacka takim, jakim był – żonatym, zdystansowanym, ale dla niej dobrym. Czasem przynosił zakupy, czasem pomagał z remontem. Czasem brał ją za rękę i mówił, iż kocha. To jej wystarczało.

Kasia nie uważała się za niszczycielkę rodziny. Nikogo nie odbierała. To Jacek sam do niej przyszedł. Sam ją wybrał. Była po prostu obok. Bez pretensji.

Minęło trochę czasu. Jacek pojawiał się regularnie. Dawał kwiaty, czasem kupił coś dzieciom – nie jej, oczywiście, tylko swoim. Kasia nie miała dzieci. Lekarze dawno postawili diagnozę: niepłodność. To właśnie zniszczyło jej jedyne małżeństwo.

A potem stał się cud. Prawdziwy, niewytłumaczalny. Ciąża. Prawie w czterdziestce. Płakała ze szczęścia. Rodzice Kasi, gdy usłyszeli, iż zostaną dziadkami, choćby nie pytali o ojca. Cieszyli się. Obiecali pomoc. A Kasia… Była pewna: Jacek jej nie zostawi. Kochał ją. Mówił to dziesiątki razy.

„Podaj na rozwód” – powiedziała mu pewnego dnia. „Zostaniemy prawdziwą rodziną.”

Milczał. W końcu odpowiedział:

„Potrzebuję czasu… Nie mogę tak od razu.”

Dała mu tydzień. Potem kolejny. Ale Jacek zaczął znikać. Nie odbierał. Unikał. Po pracy gdzieś się zawieruszał, wymigiwał się, nie dzwonił. W końcu przyszła pod jego dom. Stała pod klatką. Nie mogła inaczej.

„Co ty tu robisz?!” – warknął Jacek, gdy ją zobaczył.

„Czekam na ciebie.”

„Daj mi spokój! Nie rozumiesz?! Prosiłem, żebyś poczekała! Wystawiasz mnie, naciskasz!”

Kasia zamilkła. Patrzyła na niego i nie poznawała.

„Więc nie będziesz z nami?” – zapytała cicho.

Odwrócił wzrok. Wtedy powiedziała:

„Nigdy się nie znaliśmy. Zapomnij o mnie. Zapomnij o nas. Nie ma już *nas*.”

Odeszła. Nie obejrzała się.

Kasia urodziła dziewczynkę. Piękną, kręconą, z oczami Jacka. Ale gdy brała ją na ręce, czuła tylko miłość. Nic więcej. Żadnego strachu. Żadnego żalu. Tylko szczęście.

Jacek próbował się kontaktować. Dzwonił. Chciał zobaczyć córkę. Kasia odmówiła.

„Podjąłeś decyzję” – powiedziała. „Nie musisz się teraz odzywać. Ona ma ojca. Prawdziwego.”

Nie kłamała. Pół roku później poznała mężczyznę. Spokojnego, cichego, trochę starszego. Nie pytał o przeszłość. Po prostu pokochał ją i dziewczynkę. A ta od razu nazwała go tata. Wszystko stało się naturalnie. Jakby ktoś z góry zdecydował: teraz będzie dobrze.

Minęły dwa lata. Wiosna. Park. Jacek szedł alejką, myślami gdzie indziej. Nagle ją zobaczył. Kasię. Z mężem. I z dzieckiem.

Mężczyzna trzymał dziewczynkę na rękach. Śmiała się, ciągnęła go za ucho. A Kasia, w lekkiej sukience, patrzyła na nich rozpromieniona i szepnęła:
„Pocałuj tatę, kochanie. Widzisz, zmęczył się, nosząc cię.”

Jacek stanął jak wryty. Nie mógł oddychać. Nie mógł iść. To była ona. Jego córka. Jego dziewczynka. Taka sama jak kiedyś jego chłopcy – kręcona, jasna, pełna życia. A obok obcy mężczyzna. I już nie obca Kasia.

Spojrzała na Jacka. Ich oczy się spotkały. Ale odwróciła wzrok. Jakby go nie znała. Jakby nigdy nie był częścią jej życia.

Zrozumiał: dotrzymała słowa. Naprawdę nigdy się nie znali.

I już nigdy nie będą.

Idź do oryginalnego materiału