Niezwyciężony – Stanisław Lem

odwieczna.com 23 godzin temu
Zdjęcie: Niezwyciężony


Niezwyciężony
Stanisław Lem
1921-2006

” Wtedy, zamiast ulgi, jakiej należałoby może oczekiwać, ludzie, przez cały czas przesiewający piach wokół rufy „Kondora” i myszkujący w jego pomieszczeniach, jęli doznawać takiego znudzenia, iż jakby zapomniawszy, co spotkało jego załogę, zajmowali się kolekcjonowaniem idiotycznych drobiazgów, nie wiadomo do kogo ongiś należących, pozostałych po nieistniejących właścicielach. Tak iż przywozili zamiast dokumentów, które by wyjaśniły tajemnicę, wobec ich braku – to jakąś starą harmonijkę, to chińską łamigłówkę, i przedmioty te, już ogołocone z mistycznej niesamowitości swego pochodzenia, szły w obieg, stawały się jakby wspólną własnością załogi. Rohan, który nigdy by nie uwierzył, iż coś takiego jest możliwe, już po tygodniu zachowywał się tak właśnie jak wszyscy. I tylko czasem, kiedy był sam, zadawał sobie pytanie, po co tu adekwatnie jest, i czuł wtedy, iż cała ich działalność, cała skwapliwa krzątanina, ten skomplikowany proceder badań, prześwietleń, zbierania próbek, wiercenia pokładów skalnych, uciążliwy przez nieustającą konieczność przestrzegania trzeciego stopnia, z otwieraniem i zamykaniem pól, z lufami laserów, mających dobrze obliczone pola ostrzału, ze stałą kontrolą optyczną, ciągłym liczeniem, łącznością wielokanałową, iż to wszystko jest jakimś wielkim samooszukiwaniem się. Że w gruncie rzeczy czekają tylko na jakiś nowy wypadek, nowe nieszczęście, i udają tylko, iż tak nie jest. Początkowo rano ludzie gromadzili się przed lazaretem „Niezwyciężonego”, aby usłyszeć nowiny o stanie Kertelena. „

"– Co oni mogli mu zrobić? Rohana od razu uderzyła ta forma: „oni”, powiedział Horpach, jakby naprawdę miał do czynienia z myślącym przeciwnikiem."

„Jest ona pustynią, bo te ustroje niczego nie budują, nie posiadają żadnej cywilizacji, nie mają w ogóle niczego prócz siebie, nie tworzą żadnych wartości; dlatego winniśmy je traktować jak siłę naturalną. Natura też nie tworzy ani ocen, ani wartości. Te twory po prostu są sobą, realizowane są i działają tak, aby to trwanie kontynuować…”

„Zbliżał się do milczących, poszarpanych skał, jakby w każdej chwili ziemia miała się pod nim rozstąpić. Ohydny strach kurczył mu serce. Szedł jednak, wciąż tak samo wymachując rękami, które były przeraźliwie puste. Zatrzymał się raptownie i spojrzał w doliny, ku pustyni, gdzie stał „Niezwyciężony”. Nie mógł go zobaczyć, statek znajdował się poza widnokręgiem. Wiedział o tym, ale patrzał w rudawe u horyzontu niebo z wolna wypełniające się kłębiastymi obłokami. Śpiew sygnałów sondy stał się tak słaby, iż nie był pewien, czy nie jest to już tylko złudzenie. Dlaczego „Niezwyciężony” milczał?”

„– Nie żyją – powiedział ktoś. Rohan nie poznał mówiącego. – Chcesz się założyć? W promieniu pięciu mil było tysiąc rentgenów. Już ich nie ma. Możesz być spokojny.

– To po co tutaj siedzimy? – mruknął drugi człowiek. Nie po głosie, ale po miejscu, które zajmował – przy kontroli grawimetrycznej – Rohan zorientował się, iż to bosman Blank.

– Bo stary nie chce wracać.

– A ty byś wrócił?”

„Jest ona pustynią, bo te ustroje niczego nie budują, nie posiadają żadnej cywilizacji, nie mają w ogóle niczego prócz siebie, nie tworzą żadnych wartości; dlatego winniśmy je traktować jak siłę naturalną. Natura też nie tworzy ani ocen, ani wartości. Te twory po prostu są sobą, realizowane są i działają tak, aby to trwanie kontynuować…”

„Gdyby Horpach stał przed nim, powiedziałby mu w tej chwili wszystko. Jaki śmieszny i szaleńczy zarazem jest ten „podbój za największą cenę”, to „heroiczne trwanie człowieka”, ta chęć odpłaty za śmierć towarzyszy, którzy zginęli, bo wysłano ich na tę śmierć… Byliśmy po prostu nieostrożni, zbyt wiele zaufania pokładaliśmy w naszych miotaczach i czujnikach, popełniliśmy błędy i ponosimy konsekwencje. My, tylko my jesteśmy winni. Myślał tak z zamkniętymi w słabym świetle oczami, które paliły go, jakby pod powiekami miał pełno piasku. Człowiek, pojmował to w tej chwili bez słów, jeszcze nie wzniósł się na adekwatną wysokość, jeszcze nie zasłużył na tak pięknie nazwaną postawę galaktocentryczną, która, wysławiana od dawna, nie na tym polega, aby szukać tylko podobnych sobie i takich tylko rozumieć, ale na tym, żeby nie wtrącać się do nie swoich, nie ludzkich spraw. Zagarniać pustkę, owszem, dlaczegóż by nie, ale nie atakować tego, co istnieje, co w ciągu milionoleci wytworzyło swoją własną, niepodległą nikomu ani niczemu oprócz sił promienistych i sił materialnych równowagę trwania, czynnego, aktywnego trwania, które jest ani lepsze, ani gorsze od trwania białkowych związków, zwanych zwierzętami czy ludźmi.”

"w imię czego my tu adekwatnie stoimy, tracąc ludzi, dlaczego nocami stratedzy szukają najlepszej metody anihilacyjnej, przecież o zemście nie może być choćby mowy..."

„To nie ma sensu, wszystko razem… – myślał. – Chcą zniszczyć… a adekwatnie my też, my wszyscy chcemy to zniszczyć, ale nikogo przez to nie uratujemy. Regis jest bezludna, człowiek nie ma na niej czego szukać. Skąd więc ta zaciekłość? Przecież to jest tak, jakby tamtych zabiła burza albo trzęsienie ziemi. Niczyj świadomy zamiar, żadna wroga myśl nie stanęła na naszej drodze. Martwy proces samoorganizacji… czy warto marnować wszystkie siły i energię po to, aby go unicestwić, tylko dlatego iż zrazu braliśmy go za czyhającego wroga, który najpierw z ukrycia zaatakował „Kondora”, a potem nas? Ile takich niesamowitych, obcych ludzkiemu pojmowaniu zjawisk może taić w sobie Kosmos? Czy mamy wszędzie przybywać z niszczącą potęgą na pokładach statków, aby strzaskać to wszystko, co jest sprzeczne z naszym rozumieniem?”

Zakopane, czerwiec 1962 – czerwiec 1963

Idź do oryginalnego materiału