W małym miasteczku nad jeziorem, gdzie zachody odbijają się w tafli wody, a stare drewniane domy trzymają w sobie ciepło dawnych czasów, Wanda Nowak wróciła ze sklepu, dźwigając ciężkie torby z zakupami. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając już sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nagle się zatrzymała. Z pokoju Tomka dobiegały stłumione głosy, jakby ktoś tam cicho rozmawiał. Serce Wandy zabiło mocniej. Wsunęła się do pokoju i zamarła – jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj pochyleni nad zabawkami, uśmiechali się i szeptali, jakby bali się spłoszyć tę chwilę. Kobieta wpatrzyła się w gościa i westchnęła.
„Czy ty zawsze będziesz tylko w domu, Tomek?” – marudziła często. – „Patrz na Jacka, twojego dawnego kolegę. Został mechanikiem, ma pracę, wszystko mu się układa. Ożenił się, syna urodził, werandę wybudował. Prawda, iż z żoną się rozstali – charakterami nie wyszli, bywa. Ale Jacek się nie poddał – znalazł inną, z dzieckiem, potem swoje urodzili. A syna z pierwszego małżeństwa na lato do babci wożą. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona – ona też wyszła za mąż. A sąsiadka, ciocia Bronia, w siódmym niebie – troje wnuków, dom pełen śmiechu, życie wre! Jacek z nową żoną, Kasią, ogarniają dzieci, a ciocia Bronia pomaga. Wszystko im się udało, a ty wciąż siedzisz!”
„U nas cicho” – kontynuowała Wanda, kręcąc głową. – „No w kogo ty taki, moje zmartwienie? Nas zabraknie, zostaniesz sam, i choćby pogadać nie będzie z kim! No wyłącz już tę swoją maszynę, kiedy matka do ciebie mówi!”
Tomek wyłączył frezarkę, podniósł wzrok znad pracy:
„Wszystko w porządku, mamo, pilne zamówienie.”
„No pewnie, Tomek” – westchnęła matka. – „Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i będziesz siedzieć. Nic cię nie ruszy. A jeszcze ojciec cię wspiera, tylko milczy i milczy. Oj, synku, ojciec cichy, a ty jeszcze cichszy!”
Wanda wyszła ze stodoły, gdzie Tomek miał warsztat.
Syn ledwie skończył szkołę podstawową. Uczył się dobrze, ale nienawidził chodzić na lekcje. Nie lubił hałasu, biegania, przeszkadzania. Po szkole oświadczył: „Nie idę dalej, mam swoje zajęcie, wystarczy mi na całe życie.” Był już niezłym stolarzem. Ojciec całe życie pracował w lokalnej fabryce mebli i syna nauczył fachu. Tomek okazał się jeszcze większym milczkiem niż on. Kochał pracować w samotności, obmyślając każdy szczegół.
Matka martwiła się, czy z chłopakiem wszystko w porządku. Nie chodził na imprezy, nie interesował się dziewczętami, ciągle sam. „Wszystkie za głośne” – mówił. „Mnie tak dobrze.” Zarabiał jednak nieźle. W stodole zorganizował warsztat, całe dnie coś tworzył – od zabawek po meble. Stół zrobił – aż oczy cieszy! Zamówienia miał zapisane na pół roku do przodu, ludzie przyjeżdżali choćby z miasta. A matka wciąż się niepokoiła: czwarty krzyżyk na karku, a on sam! Nie chce się żenić, nie chce dzieci. Przyjrzał się znajomym – nie podoba mu się ich życie.
Teraz Tomek dostał pilne zlecenie – biurko z krzesłem dla chłopca. Wszystko ustalił przez internet, klient prosił o pośpiech. Starał się, by każdy detal był idealny. W pracy powinna być radość, tak uważał.
Po tygodniu biurko było gotowe – z regulacją wysokości i nachylenia. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego jest zamówienie, jest słabego zdrowia, uczy się w domu. Poprosił, by Tomek przywiózł je osobiście, by ewentualnie dopasować. Sami nie mogli przyjechać. Tomek nie lubił wyjazdów – zwykle ojciec załatwiał sprawy. Nie znosił obcych – za dużo gadania, za dużo hałasu.
Ale klient nalegał – chodziło o dziecko. Nie było wyjścia – pojechał z ojcem do dalekiej wsi. Przyjechali, rozładowali. Dobrze, iż biurko było lekkie. Zaniósł, zapukał. Otworzyła dziewczyna. Tomek się nie spodziewał – pisał z „Jackiem”, myślał, iż to mężczyzna. A tu kobieta, i to z tak precyzyjnymi rysunkami!
„Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Jackiem? Przywiosłem zamówienie.”
„Dzień dobry, to ja – Jacek, proszę wejść” – odpowiedziała cicho, odsuwając się, by przepuścić go z biurkiem. Głos miała miękki, uśmiech ciepły. – „Proszę tam, tylko… niech pan mówi cicho. Mój synek, Michał, boi się obcych.”
Tomek wszedł – chłopczyk siedział przy małym stoliku, wyraźnie niewygodnym, budował coś z klocków. Jacek dodała:
„Niech się pan nie dziwi, Michał kilka mówi. Chodź, synku, spróbuj nowe biurko, które pan Tomek zrobił.”
Michał nie chciał się oderwać – Tomek to rozumiał, sam taki był. gwałtownie złożył biurko, przeniósł klocki, posadził chłopca. Wyszli z Jacką do przedpokoju. Michał wyprostował się, nogi postawił na podnóżku i wrócił do zabawy. Jacek, widząc jego spojrzenie, wyjaśniła krótko:
„Mąż poszedł w świat, znalazł sobie inną. Michał i tak miał problemy, a on go jeszcze przestraszył, przyszedł pijany. Lekarze mówią, iż z czasem minie. Wyrzuciłam go, żyjemy we dwójkę. Pieniądze przesłałam, dziękuję.”
„Powodzenia i zdrowia dla synka” – powiedział Tomek. – „Jeśli coś będzie potrzebne, niech pani pisze. A mógłbym prosić o wodę?” – w gardle mu zaschło.
Wypił szklankę, zszedł do ojca do samochodu i pojechali do domu.
Cały tydzień Tomek próbował pracować nad nowym zamówieniem, ale nic nie szło. Wciąż myślał o chłopcu. Odłożył pracę, wziął resztki dębu i lipy, do rana majsterkował w stodole. Matka się niepokoiła: „Zupełnie się zagapiłeś.” Rano spakował zabawki do plecaka:
„Tato, wezmę samochód, muszę pojechać.”
Matka zdziwiła się – sam pojedzie? Ojciec w milczeniu oddał klucze.
Dojechał szybWrócił wieczorem, a gdy Jacek otworzyła drzwi, zobaczyła w jego oczach coś, czego nie widziała od lat – iskrę nadziei.