— Po co mi to wszystko powiedziałaś? — cicho, obcym głosem, zapytała Karolina.
— Sama nie wiem — równie głucho odparła Alicja.
Chciała kontynuować, ale natrafiła na spojrzenie Karoliny: kolczaste, czujne, przenikliwe. Takim wzrokiem patrzy się na kogoś, komu już się nie ufa.
W tamten piątek, jak zwykle po pracy, Karolina i Alicja weszły do ulubionej kawiarni. Ten rytuał towarzyszył im od lat: kieliszek wina, ciepła rozmowa, śmiech, rzadkie łzy. Po prostu dwie kobiety zmęczone życiem, rodziną, codziennym zgiełkiem. Tutaj, przy stoliku przy oknie, mogły być sobą.
Ale tego wieczoru wszystko poszło nie tak.
Karolina nagle zerwała się, rozpromieniona, i rzuciła: — Przepraszam, zaraz wracam! — wybiegając na ulicę. Alicja, zdziwiona, uniosła brew i spojrzała za nią.
Przez szybę zobaczyła, jak Karolina obejmuje jakąś kobietę. Wysoka, zadbana, z łagodnym uśmiechem. Alicja zastygła.
Sekunda. Druga. Twarz tamtej kobiety odżyła w pamięci. I Alicję ogarnął chłód.
Znała tę kobietę.
Gdy Karolina wróciła, wszystko było już inne. Alicja wymusiła uśmiech:
— Kto to był?
— Ach, Weronika. Moja kuzynka. Dlaczego pytasz?
— Tylko… wydało mi się, iż twarz znajoma.
— Znacie się? Chcesz, żebym was lepiej poznała? Weronika jest cudowna!
— Nie! — wykrzyknęła Alicja głośno, ostro. Kilka osób się odwróciło. — Przepraszam… po prostu nie warto.
Karolina zmarszczyła brwi:
— O co chodzi?
Alicja spuściła wzrok, ściskając dłonie pod stołem:
— Karo… Weronika miała męża. Nazywał się Tomek, prawda?
— Tak. I co z tego?
— To on był ze mną. To ja zniszczyłam ich małżeństwo.
Wszystko, co Karolina wiedziała o rozstaniu Weroniki z mężem, pochodziło od kuzynki. Zdrada. Rozczarowanie. Milcząco zaakceptowany rozwód. Ból, nie do zniesienia i cichy.
A teraz — wyznanie od Alicji. Przyjaciółki. Kobiety, której ufała.
Alicja zaczęła mówić, jakby rozplątując wewnętrzny węzeł, który bolał od lat:
— Przyjaźniłyśmy się z Weroniką od dzieciństwa. Wszystko razem: podwórko, szkoła, studia. Potem poznała Tomka. Najpierw się cieszyłam. A później… straciłam głowę. Jego spojrzenie, jego głos… przytulił mnie na weselu, tak po prostu, podczas tańca. Serce podskoczyło mi do gardła. Nie wiem, jak to się stało. Wiedziałam tylko jedno: chcę go. I przestało mi wystarczać bycie przyjaciółką Weroniki. Zapragnęłam być jej rywalką.
Najpierś były spojrzenia. Potem dotknięcia. Później nocne powroty. A w końcu — przypadek, gdy Weronika leżała w szpitalu. Przyszłam— pomóc. A wyszłam— jako kochanka jej męża.
Przyszedł do mnie. Myślałam, iż zacznie się nowe życie. Ale okazało się, iż to początek piekła.
Tomek porównywał. Oskarżał. Zarzucał. Mówił, jaka Weronika była idealna, a ja — nie. W rocznicę ich ślubu upijał się i płakał. Zawsze— płakał.
Żyłam w złudzeniu. Aż zrozumiałam: nigdy mnie nie kochał. Byłam dla niego miejscem, gdzie mógł się schować. Ale nie zostać.
Karolina słuchała, zaciskając usta. Trzęsła się. Tyle lat przyjaźni z Alicją. Rady, wieczorne rozmowy, wsparcie. A wszystko to— z kimś, kto zdradził jej rodzinę. Zniszczył duszę kuzynki.
— Wiedziałaś, iż jestem siostrą Weroniki? — zapytała głucho.
Alicja pokręciła głową:
— Nie. Dopiero teraz zrozumiałam. I wiesz… cokolwiek teraz powiesz, przyjmę. Jestem winna. Już dawno to pojęłam.
Karolina wstała:
— W takim razie koniec. Żegnaj, Alicja. Powodzenia. Idę.
Alicja wróciła do domu. Zobaczyła: porozrzucane rzeczy, wino na stole, brudne talerze. Tomek był. I nie sam.
W sypialni— młoda dziewczyna. Śpiąca.
Alicja odwróciła się i w milczeniu wyszła do kuchni. Tomek niedługo stanął w drzwiach. W jej szlafroku. Pijany.
— Zaczynaj. Awantura, łzy, wyrzuty. Tylko iż mnie to już nie obchodzi. Wychodzę. Na zawsze.
— Spakuj się sam. I wynoś.
Nie spodziewał się tego. Czekał na scenę. Na opór. To ona miała płakać.
Ale ona nie płakała. Łzy dawno wyschły. W środku pulsowała tylko pustka.
Karolina powiedziała wszystko kuzynce. Weronika wysłuchała w milczeniu. Na koniec rzekła tylko:
— Alicja dawno umarła dla mnie. Tak jak Tomek. Wybaczyłam im. Ale nigdy więcej nie wpuszczę ich do swojego życia. Wybaczyć jest łatwo. Znów zaufać— to już niemożliwe.
Czasem najtrudniej jest zaufać sobie — zwłaszcza gdy inni pokazali, jak łatwo złamać obietnice.