Niespodziewany bukiet i zwrot losu
Kinga siedziała sama w swoim małym mieszkaniu w miasteczku Kazimierz nad Wisłą, gdy ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosła się z kanapy i zajrzała przez wizjer. Za drzwiami stał młody mężczyzna z ogromnym bukietem kwiatów. „Kto to?” – pomyślała, marszcząc brwi.
— Kto tam? – spytała Kinga, nie śpiesząc się z otwarciem.
— Kwiaty dla pani… – odpowiedział nieznajomy.
Kinga uchyliła drzwi, podejrzliwie patrząc na gościa.
— Dla mnie? – zdziwiła się.
— Tak, dla pani – uśmiechnął się. – To pani Alicja?
— Nie, jestem Kinga – odparła, czując, jak w środku budzi się cień rozczarowania.
— Chwileczkę – zmieszał się, sięgając po telefon. – Przepraszam, chyba pomyliłem mieszkanie…
— Nic się nie stało – westchnęła Kinga, słabo się uśmiechając.
Wróciła do pokoju, ale niedługo dzwonek rozległ się ponownie. Kinga spojrzała przez wizjer i zamarła, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.
Dziś Kinga po raz pierwszy obchodziła samotnie swoje urodziny. Składało się dwadzieścia pięć lat, ale nie czuła radości. Nie chciała widzieć przyjaciół, wychodzić z domu, udawać, iż wszystko jest w porządku.
Koleżanki namawiały ją na kawiarniane spotkanie, ale odmówiła.
— Nie można zamykać się i smucić w taki dzień! – nalegała najlepsza przyjaciółka, Ola. – Masz tylko dwadzieścia pięć! Wciąż spotkasz swoją drugą połówkę. A ten Krzysztof nie wart jest twoich łez. Ubieraj się, po ciebie przyjedziemy!
— Nie, Ola, nie dziś – stanowczo odpowiedziała Kinga.
— Ale to przecież twoje urodziny! Trzeba świętować! – nie dawała za wygraną przyjaciółka.
— Nie chce mi się – odparła krótko.
— Szkoda – westchnęła Ola. – Ale jeżeli zmienisz zdanie, dzwoń.
— Nie zmienię…
Kinga ciężko przeżywała rozstanie z narzeczonym, Krzysztofem. Spotykali się prawie rok, a on choćby się jej oświadczył. Wtedy była w siódmym niebie, wyobrażając sobie ślub, wspólne życie, dzieci. Ale tym marzeniom nie było daje się spełnić.
Wkrótce Kinga dowiedziała się, iż Krzysztof wieł podwójne życie. Poza nią miał też inną dziewczynę, Magdę. Z Kingą planował małżeństwo, ale z Magdą spotykał się „tak po prostu”. Wszystko się zmieniło, gdy Magda oznajmiła, iż jest w ciąży. Jej ojciec, wpływowy człowiek i szef Krzysztofa, postawił ultimatum: ślub albo zwolnienie.
Gdy prawda wyszła na jaw, Kinga była wstrząśnięta. Gdy Krzysztof zaproponował jej, by została jego kochanką po ślubie z Magdą, oniemiała.
— Na serio proponujesz mi bycie twoją kochanką?! – krzyknęła, czując, jak świat się rozpada.
— A co w tym złego? – szczerze zdziwił się. – Dobrze nam razem. Kochasz mnie, ja ciebie…
— O jakiej miłości mówisz?! – wybuchnęła. – Oszukiwałeś mnie, spotykałeś się z inną! Tak się postępuje wobec ukochanych?
— To Magda mnie zaczepiała – tłumaczył się. – Jest ładna, nie mogłem się oprzeć. W końcu jestem facetem! Ale z nią jest nudno, a z tobą zawsze jest o czym rozmawiać.
— Zamknij się! – przerwała mu Kinga. – Wynoś się, nie chcę cię więcej widzieć!
W tamtej chwili wydawało jej się, iż życie się skończyło. Jak po tym ufać mężczyznom? Krzysztof przysięgał miłość, pięknie zalecał się, mówił, iż jest kobietą jego marzeń. A wszystko okazało się kłamstwem.
Kinga mimowolnie przypomniała sobie matkę, którą ojciec opuścił, gdy miała trzy lata. Później, gdy była w drugiej klasie, matka próbowała ułożyć sobie życie, ale jej wybranek wybrał jej najlepszą przyjaciółkę. Od tamtej pory matka, Elżbieta, rozczarowała się mężczyznami i uznała, iż jej przeznaczeniem jest samotność.
— Choćby tobie, Hetero, udało się spotkać porządnego człowieka – często wzdychała, martwiąc się o Kingę.
Matka ucieszyła się, gdy córka oznajmiła o zaręczynach. Elżbieta mieszkała na wsi, gdzie Kinga dorastała. Po szkole dziewczyna przeniosła się do miasta, zaczęła studia, znalazła pracę, wynajęła mieszkanie i marzyła o rodzinie. Teraz, po zdradzie Krzysztofa, wątpiła, czy to kiedykolwiek nastąpi.
Dwudzieste piąte urodziny nie przyniosły radości. Marzyła, by spędzić je z ukochanym, a zamiast tego została sama ze złamanym sercem. Kinga zaparzyła sobie kakao i otuliła się ciepłym kocem, który zrobiła jej matka. Elżbieta była mistrzynią robótek ręcznych i jej wyroby budziły podziw. Kinga też lubiła robić na drutach, ale do umiejętności matki było jej daleko.
Nie zdążyła zrobić pierwszego łyku, gdy znów zadzwoniło.
— Dziwne – pomyślała. – Kto to może być? Tylko nie Ola z Ewą, przecież powiedziałam, iż nigdzie nie wychodzę.
Kinga była skromna i w smutku wolała samotność. Spojrzała przez wizjer. Za drzwiami stał młody mężczyzna z przepięknym bukietem.
— Kto tam? – spytała, nie otwierając.
— Kwiaty dla pani… – odpowiedział.
Kinga uchyliła drzwi, przyglądając się uważnie bukietowi i gościowi.
— Dla mnie? – zdziwiła się.
— Tak – skinął głową. – To pani Alicja?
— Nie, jestem Kinga… – odparła, czując lekką irytację.
— Chwileczkę – zmieszał się, sprawdzając adres na kartce. – To na pewno tu?
— Tak, ale ja nie jestem Alicja.
— Proszę to potrzymać – powiedział, podając bukiet.
Zadzwonił do kogoś, pewnie potwierdzając adres.
— Które mieszkanie? Ach, rozumiem – zwrócił się do Kingi. – Przepraszam, pomyliłem. Miałem iść do dwadzieścia pięć, a pani ma pięć… Wielka pomyłka.
— Nic się nie stało – uśmiechnęła się Kinga. – Dobrze, iż od razu spytał pan o imię. A to wzięłabym kwiaty, które nie są dla mnie. Dziś moje urodziny, takie kwiaty to niespodzianka, ale cóż…
— UKinga otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do nieznajomego, nieświadoma, iż ten dzień odmieni jej życie na zawsze.