Niepokorne Mamy

newsempire24.com 13 godzin temu

Uparte mamy

Gdy Krzysztof i Zosia wzięli ślub, obie rodziny były szczęśliwe.

Hanna, matka Krzysztofa, choćby się wzruszyła przed urzędem stanu cywilnego. A Danuta, mama Zosi, przytulała zięcia, jakby znała go od dziecka.

Ani Hanna, ani Danuta nie miały mężów. Obie wychowywały dzieci samotnie. Obie wiele przeszły.

Mimo różnych charakterów – jedna surowa, stanowcza, druga łagodniejsza – zawsze traktowały się z szacunkiem. Nie budowały szczęścia dzieci na cudzych nerwach.

Pierwsze miesiące młodzi mieszkali na wynajmie. Maleńkie kawalerki, palący papierosy sąsiad za ścianą, hałaśliwe podwórko. Ale byli u siebie.

Po około pół roku Zosi przyszła do głowy pewna myśl. Krzysztof uznał ją za świetną i całkiem logiczną.

Dwie tygodnie później odbyła się ta rozmowa. Z mamami…

***

– Mamo, tylko nie bierz tego od razu do siebie. Zastanawialiśmy się z Zosią…

Hanna patrzyła na syna w milczeniu. Czekała, co powie. Od dawna znała jego szalone pomysły.

– No więc… ty masz dwupokojowe, Danuta – trzypokojowe. A my ciągle wynajmujemy. I drogo, i niewygodnie. Chcielibyśmy się wprowadzić do tego trzypokojowego.

– Mów dalej.

– Ty z Danutą… no, mogłybyście razem zamieszkać. Ona by się do ciebie wprowadziła, a my do jej mieszkania. Tam więcej miejsca.

Mówił tak, jakby tłumaczył zasady gry planszowej. Spokojnie. Bez cienia wątpliwości.

– Na jak długo? – doprecyzowała Hanna.

– No… dopóki nie kupimy własnego. Może z pięć lat. Albo dziesięć.

Hanna nie krzyknęła. Nie zmieniła się na twarzy. Powiedziała tylko:

– Zastanowię się.

I wyszła na balkon. Stała długo, patrząc na puste podwórko, i czuła, jak w piersi narasta powolny, gęsty chłód.

***

Następnego dnia Danuta usłyszała to samo od córki.

– Mamo, przecież dobrze się z Hanną dogadujesz. No, może nie jak przyjaciółki, ale jest w porządku. Więc dlaczego nie mogłybyście razem pomieszkać? A my się wprowadzimy tutaj…

Danuta przerwała.

– Proponujesz, żebym wynajęła swoje życie?

Zosia oniemiała.

– Ależ nie. Po prostu… wy macie już wszystko za sobą. A my dopiero zaczynamy…

– Za sobą? Czyli już mnie odpisałaś na straty?

– Nie zrozumiałaś…

– Owszem, zrozumiałam. Dziękuję, córeczko.

***

Tydzień później zebrali się wszyscy.

Hanna przyszła pierwsza. Danuta – druga. Usiadły naprzeciw młodych.

Ci wyglądali poważnie. Niemal uroczyście.

– Mamy, nie chcemy konfliktu. Prosimy was o zrozumienie i pomoc. Nam jest ciężko. Brakuje pieniędzy. Planujemy dziecko. Każda z was ma własne mieszkanie, a my musimy wynajmować, płacić kupę złotych. Gdzie tu logika? Wam coś przeszkadza zamieszkać razem?

Hanna odpowiedziała pierwsza.

– Przeszkadza. Zwłaszcza gdy ma się świadomość, iż dla własnego syna stałam się… przeszkodą.

Danuta dodała:

– Dzieci, spróbujcie i nas zrozumieć. Każda z nas ma swoje życie. Swoją ciszę. Swój rytm. Swoje cztery ściany. Nikomu nic nie jesteśmy winne i nie musimy się do nikogo dostosowywać.

– Ale obie jesteście same! Razem byłoby weselej. Co wam przeszkadza? – nalegała Zosia.

– Godność – odparła Hanna – i prawo do własnego życia.

– Więc wam wszystko jedno, jak żyjemy? – w głosie Krzysztofa zabrzmiała uraza.

– Nie wszystko jedno – odpowiedziała Danuta – ale jest różnica między „pomóc” a „nadepnąć sobie na gardło”. Wy proponujecie to drugie.

Młodzi wymienili spojrzenia. Najwyraźniej nie spodziewali się takiego obrotu spraw.

Spodziewali się kłótni, łez, a na końcu – ugody.

A otrzymali tylko spokojne, stanowcze „nie”.

Tego wieczoru Hanna myła naczynia – powoli, dokładnie. Każdą łyżkę. Jakby w tej prostej czynności szukała ukojenia.

A Danuta, w tym samym celu, zabrała się za niespodziewane sprzątanie. Szorowała, polerowała. Żeby tylko nie myśleć.

Czuła, jak złość ustępuje miejsca zmęczeniu.

Nie, nie były przeciwko dzieciom. I nie życzyły im źle. Ale po tej rozmowie obie zrozumiały: dla swoich dzieci znaczą już tylko tyle, co fundament, po którym można chodzić, nie patrząc pod nogi.

Dzieciom nie przyszło do głowy, iż one też są ludźmi. Z nawykami, samotnością i prawem do swojego kąta.

***

Minął miesiąc.

Krzysztof i Zosia już nie poruszali tematu.

Wynajęli większe mieszkanie, wzięli kredyt.

Narzekali, oczywiście. Na drożyznę, na codzienność, na to, jak trudno bez pomocy.

Ale o wspólnym mieszkaniu matek więcej nie wspominali.

Może usłyszeli. A może otrzeźwieli, gdy opowiedzieli o swoich „upartych matkach” w mediach społecznościowych i przeczytali komentarze. Prawie każdy zaczynał się od słów: „Wy co, poj***li się?”

A Hanna z Danutą jakoś się zbliżyły. Chodziły do teatru, wymieniały przepisy. Najlepszymi przyjaciółkami może i nie zostały, ale sojuszniczkami – na pewno.

– Wyobraź sobie – zaśmiała się raz Danuta – wciąż myślą, iż po prostu nie zrozumiałyśmy ich genialnego pomysłu.

– Niech myślą – wzruszyła ramionami Hanna – byle tylko nie zaczęli od nowa.

***

Oto cała historia.

O tym, iż dzieci dorastają, ale nie zawsze dojrzewają.

Że matki to nie meble, które można przesuwać, jak się komu podoba.

Że prawo do własnego życia nie kończy się w pięćdziesiątce – czasem wtedy dopiero się zaczyna.

***

A ty byś się zgodził?

Zamieszkać ze świekrą tylko dlatego, iż dzieciom ciężko wynajmować mieszkanie?

Idź do oryginalnego materiału