Nie podobał ci się DOM DOBRY? Jesteś złym człowiekiem!

film.org.pl 18 godzin temu

„Janek, jak tam twoja kobieta, o ile ją masz. Mam cichą nadzieję, iż nie” – napisał Krzysztof Pietrzak, legitymujący się jako chelsea_6. „Ja też mam taką nadzieję – iż kobiety jegomość nie ma” – zawtórowała Krzysztofowi niejaka Katarzyna Artete. Przytoczone komentarze przeczytałem pod oceną, którą wystawiłem Domowi dobremu na Filmwebie. Szczerze powiedziawszy, nie była to choćby jakaś super skrajna ocena. Ot, zwykłe 5/10 plus krótki komentarz odnoszący się do (moim zdaniem autentycznie zabawnej) sceny, w której bohater Tomasza Schuchardta ogląda w telewizji fragment Domu złego. Nic gorszącego ani specjalnie kontrowersyjnego – komuś to jednak wystarczyło, aby uznać mnie nie tylko za filmowego ignoranta, ale również za wroga wszystkich kobiet, potencjalnego przemocowca, który z płcią przeciwną nie powinien mieć nic wspólnego.

Lata publikowania treści w internecie nauczyły mnie, iż krytyk filmowy musi być gruboskórny. Im szybciej nauczysz się na widok podobnych tekstów uśmiechać, tym lepiej dla ciebie i twojego zdrowia psychicznego. Komentarz dotyczący domniemanej partnerki nie ruszył mnie więc specjalnie (i właśnie dlatego stukam teraz prężnie w klawiaturę!), stał się natomiast przyczynkiem do refleksji na temat emocjonalnej recepcji filmów. Kino Smarzowskiego jest w tym kontekście doskonałym papierkiem lakmusowym – chyba nie trzeba rozwodzić się nad tym dlaczego. Rekordowe frekwencje i ambiwalentna recepcja przemawiają same za siebie. Dom dobry jest jednak w filmografii reżysera przypadkiem szczególnym. Najbardziej skrajne są tu bowiem nie same reakcje, ale reakcje na reakcje – gwałtowny sprzeciw, który budzi się w entuzjastach filmu Smarzowskiego, kiedy trafiają oni w sieci na opinię niezgodną z ich punktem widzenia.

Wszystkie cytaty umieszczone pomiędzy akapitami pochodzą z komentarzy pod krótkimi opiniami bądź recenzjami krytyków filmowych.

Oj chłopczyku musisz jeszcze trochę pożyć…”

Taki dzieciak bez otwartości spojrzenia i chyba ogólnie doświadczeń”

Napisał typ, u którego najwyższe oceny ma Legion samobójców i Spiderman. Dorośnij do kina”

Tegoroczny festiwal w Gdyni udowodnił, iż odbiór nowego filmu Smarzowskiego uwarunkowany jest – przynajmniej do pewnego stopnia – pokoleniowo. Maksymalnie rzecz upraszczając: starszym krytykom Dom dobry raczej się podoba, młodsi natomiast znacznie częściej kręcą nosem, przebąkując w komentarzach o pornografii przemocy czy okrutnym naturalizmie. Być może siermiężna poetyka Smarzowskiego zwyczajnie nie trafia już w gusta młodszego pokolenia – wychowanego na zupełnie innego rodzaju kinie, bliższym wrażliwości Emi Buchwald albo Kordiana Kądzieli.

Może nastąpiło zwyczajne zmęczenie materiału: pesymistyczna, miejscami turpistyczna wręcz wizja świata przestała być dla współczesnego odbiorcy czymś atrakcyjnym. Smarzowski za każdym razem proponuje nam przecież bardzo podobną opowieść: pełną przemocy i alkoholu, ludzi chciwych, amoralnych, idących po trupach do celu. Gdy w zakończeniu kolejnych filmów kamera unosi się powoli do góry, prezentując nam pobojowisko w planie totalnym, czujemy, iż oto spoglądamy na świat oczami Wielkiego Moralizatora, który zamiast otwierać dyskusję, przedstawia zebranym prawdę objawioną. Rację miał Miłosz Spychalski, pisząc w błyskotliwym tekście O Smarzowskim, iż twórczość autora Drogówki jest nie tyle „dla widzów”, co raczej jest w widzów „wycelowana”. Reżyser rzuca siekierami prosto między oczy. „I choćby jeżeli jest dokładnie tak, jak to pokazuje – a choćby jeżeli pozostało gorzej – nie zmienia to faktu, iż można przedstawić to lepiej, znaczy się, nie zamykając odbiorcy na całą resztę”.

W perspektywie najbardziej fanatycznych obrońców Domu dobrego sytuacja prezentuje się zgoła inaczej. Smarzowski ma monopol na prawdę, której ty albo zwyczajnie nie dostrzegasz, albo nie potrafisz zaakceptować – na przykład z powodu młodego wieku. o ile twój pesel rozpoczyna się od dziewiątki albo zera, a Dom dobry jakimś cudem ci się nie spodobał, to wyjaśnienie jest proste: obejrzałeś go zwyczajnie za wcześnie. Poczekaj jeszcze trochę, nabierz doświadczenia. To kino dla dojrzałego odbiorcy, a tacy gówniarze jak ty, znający świat co najwyżej z ekranu komputera, nie mają w nim czego szukać.

Jesteś idiotą, bezrefleksyjnym idiotą”

Won do swoich fantasy horrorów”

A niebieską kartę już masz, czy muszą ci dopiero założyć?”

Istnieją filmy, o których bardzo trudno jest dyskutować na poziomie estetycznym. Jest to najczęściej tzw. kino zaangażowane, orbitujące wokół palących problemów społecznych. Atak na film równa się w takim wypadku atakowi na wartości, które ten film reprezentuje. Wystarczy oznajmić w gronie świeżo poznanych znajomych, iż nie podobała nam się Zielona granica Agnieszki Holland. o ile nie pospieszymy z odpowiednio szybkimi wyjaśnieniami, to gwarantuję, iż choć jedna osoba uzna nas za apologetę Prawa i Sprawiedliwości oraz zwolennika nielegalnych push-backów na granicy. W spolaryzowanej, naszpikowanej polityką rzeczywistości nasz gust filmowy staje się w niektórych przypadkach – czy tego chcemy, czy nie – przedłużeniem naszego światopoglądu, a w pejzażu mediów społecznościowych, bo taką funkcję pełnią dziś Filmweb albo Letterboxd – naszą wizytówką. Utożsamiamy ludzi z ich preferencjami estetycznymi, wyciągając przy tym daleko idące wnioski. Powiedz mi, jakich filmów (nie) lubisz, a powiem ci, kim jesteś.

Na przestrzeni lat Wojciech Smarzowski wyspecjalizował się w tworzeniu własnego, dość specyficznego rodzaju kina społecznego – jest to niemalże zawsze kino wymierzone PRZECIWKO jakiemuś problematycznemu zjawisku. Przeciwko korupcji i nadużyciu władzy, przeciwko kościołowi jako instytucji, przeciwko alkoholizmowi, przeciwko wojnie, przeciwko wszelkiej maści fanatyzmom, przeciwko przemocy domowej. Kiedy atakujemy Smarzowskiego, niejako automatycznie stawiamy się więc w pozycji kogoś, kto z krytykowanymi przez reżysera zjawiskami sympatyzuje; kogoś, komu ich istnienie, co najmniej, nie przeszkadza. Nie podobał ci się Dom dobry? A zatem uważasz, iż problem przemocy domowej nie istnieje. A może choćby sam jesteś sprawcą, brutalnie zdemaskowanym przez Smarzowskiego. Gdzie twoja niebieska karta, byku? Bo chyba powinieneś takową posiadać, skoro półtorej godziny katowania niewinnej kobiety nie zrobiło na tobie wrażenia.

Kolejny wychowany pod kloszem nieuk, który nie umie sobie choćby wyobrazić, iż to jest rzeczywistość”

Znalazł się kolejny narcyz bez empatii, dokładnie tacy mężczyźni krzywdzą kobiety”

Oj ludzie, sami nakręcacie tego dzieciaka, po co? Raz by taki dostał kablem po ryju od ojca to by się nauczył”

Nie chcę bagatelizować wpływu, jaki Dom dobry ma na rzeczywistość. Kolejne portale i konta w mediach społecznościowych informują, iż liczba telefonów do Feminoteki – organizacji zajmującej się walką z przemocą wobec kobiet – wzrosła w związku z premierą filmu o ponad 200 procent. Jest to niewątpliwy sukces Smarzowskiego i nie zamierzam tego w tekście kwestionować. Moje wątpliwości budzi jedynie sposób, w jaki zwolennicy filmu podejmują się jego obrony. Sposób, nie bójmy się tego słowa, zwyczajnie przemocowy. Bezpardonowo wjeżdżając w każdego, kto pozwala sobie na krytykę Domu dobrego, upupiając, wyzywając i odmawiając empatii, fani Smarzowskiego nie dostrzegają, jak blisko im do postawy reprezentowanej w filmie przez bohatera Tomasza Schuchardta.

Idź do oryginalnego materiału